• CIEPŁE UCZUCIA •

610 33 19
                                    

Nazajutrz, radość Cole'a, gdy tylko ujrzał na prawym nadgarstku Kai'a czarny rzemyk z zawieszką, była nie do opisania. Oczywiście, aby nie wzbudzić podejrzeń, wypytał gdzie zdobył ową biżuterię. Chodzenie, pytanie i inne tego typu czynności, zdecydowanie były warte widoku szerokiego uśmiechu na pełnych ustach bruneta.

- No i co, płomyczku? Skąd wyczarowałeś taką ładną bransoletkę? - uśmiechnął się cwaniacko,  opierając się o ramię ukochanego i obserwując mimikę jego twarzy. Kai uśmiechnął się półgębkiem, ukazując delikatny dołeczek w policzku, usłyszawszy przezwisko, jakie nadał mu przyjaciel.

- Dostałem - czerwień oblała jego twarz, a Brookstone myślał, że straci przytomność, widząc Smith'a w takiej odsłonie. Zarumienionego, z lekkim, nieco rozmarzonym uśmiechem i ciepłem w intensywnie brązowych oczach. Myśl, że chłopak wygląda tak, mówiąc o nim samym bez większej świadomości, napawała Cole'a wielkimi pokładami satysfakcji.

Gdy tak na niego spoglądał, zrobiło mu się strasznie gorąco, głównie na sercu. Tyle czasu spędził, wyobrażając sobie jak to by było, gdyby Kai był jego, i tylko jego. Czy w ogóle chłopak rozważał taką opcję? Że tajemniczym wielbicielem mógł być ktoś z ich paczki. Nie dzielił się z nimi takimi spostrzeżeniami. Głównie może dlatego, iż właśnie o nich mogło chodzić. Nie pytał, bo to mogłoby być śmieszne. Któreś z jego przyjaciół, zakochane w nim? I jeszcze on sam, rzucający podejrzeniami w ich stronę? Jakby to wyglądało?

- Oh, a od kogo to? Masz psychofana? - dotknął małej zawieszki, przewracając ją zwinnie w palcach. Przyjrzał się jej dokładnie. Jemu samemu się podobała. Kupił ją głównie dlatego, że Kai od zawsze kojarzył mu się z żywiołem ognia. Od zawsze był pod wrażeniem, jak niższy umie dysponować barwą czerwoną i jej różnorakimi odcieniami. Cały jego pokój i większość przedmiotów jakie posiadał, były wcześniej wspomnianego koloru.

- Nie wiem. Jest anonimowy... Poza tym, on? Skąd wiesz, że to on? - brunet przeleciał go wszystko wiedzącym spojrzeniem. Jego czekoladowe oczy przeciął dobrze znany mu blask, świadczący o tym, że chłopak właśnie się zastanawia. Ale było tam coś jeszcze. To bystre spojrzenie, wręcz rzucało my wyzwanie, aby się przyznał. Ale jeszcze nie teraz. Nie był gotowy.

- Hm, tak jakoś... - wzruszył ramionami, wysuwając na chwilę dolną wargę. - A co?Przeszkadzałoby ci, gdyby to był on, nie ona? - zadał to nurtujące go od dłuższego czasu pytanie. Bo tak naprawdę, zaczął wysyłać listy, o wiele za wcześnie. Bo, co jeśli Kai nie jest orientacji, która wskazywałaby na to, że woli swoją płeć? Co wtedy? Rzucił się na głęboką wodę i nawet jego ciepłe uczucia do Kai'a, nie byłyby w stanie wyparować całej wody, w którą wpadł.

- Oczywiście, że nie - zmarszczył czoło, ściągając brwi. Miał z tym lekkie problemy, a to za sprawą małej blizny, przecinającej prawy łuk brwiowy, której nabawił się, gby był jeszcze małym chłopcem. Cole próbował nauczyć go jazdy na desce, a koniec końców wyszło na to, że Smith wpadł w róże w ogrodzie swojej mamy, raniąc sporą część twarzy. Większość ran po nieszczęsnym wypadku, zagoiła się i nie było po nich większego śladu, lecz ta, za którą czarnowłosy obwiniał się najbardziej, najprawdopodobniej zostanie już z nim na zawsze. Z biegiem czasu, Kai zaczął żartować, że już nigdy nie zapomni o tym jednym przyjacielu, a zarazem o niespełnionym trenerze nauki jazdy na desce.

Teraz, czarnowłosy chłopak znajdujący się w swoim pokoju, przeszukiwał każdy kąt pomieszczenia w celu znalezienia następnego prezentu, którym miał niebawem podarować Kai'owi. Oczywiście, dał mu już dzisiaj liścik, w którym zawarł kilka ciepłych słów opiewających jego cudowny charakter i urodę. Jednakże znów zapomniał o upominku. Wczoraj prawie go nie dostarczył, lecz w porę sobie o tym przypomniał, ale teraz totalnie wyleciało mu to z głowy.

Myślałem o tym całą noc, a jednak o tym zapomniałem.

Zaśmiał się gorzko w duchu. Kai od zawsze miał pierwsze miejsce w myślach Cole'a, i teraz ze swojej własnej winy nie otrzymał drobiazgu na czas. No bo czyja to wina? Raczej nie Brookstone'a! Winny wszystkiemu jest oczywiście nie kto inny, jak Kai Smith. Cholernie przystojny, cholernie piękny, cholernie uroczy i cholernie irytujący i wkurzający. Cole od zawsze lubił mieć ułożone i spokojne życie, lecz pewnego słonecznego dnia, poznał tą energiczną istotkę i już wiedział, że nie będzie lekko.

Znali się już jako sześcioletnie dzieci, chodzili razem do przedszkola. Ich rodzice stwierdzili, że chłopcy świetnie się dogadują, choć na początku tak nie było, rzecz jasna. Nim przełamali pierwsze lody, Cole ledwo co zdążył się odezwać, a już przed jego zielonymi oczami pojawiły się żółte grabki do piaskownicy i bojowy wyraz twarzy małego chłopca, który mówił mu, aby nawet nie próbował mu dokuczać i upokarzać. W swoim pierwszym w życiu przedszkolu, Kai nie miał łatwo. Był wyśmiewany z powodu zbyt częstych krwotoków z nosa. Postanowił się przepisać, w skutkach czego chodził wraz z czarnowłosym do grupy. I tam próbowano go szykanować za swoją przypadłość, ale gdy Cole przekonał się, że młody Smith tak naprawdę sam się go bał i nie musi się obawiać, że zostanie zadźgany plastikową zabawką, postanowił mu pomóc. Odstraszał każdego, kto choćby spojrzał krzywo na chłopca. Od małego nie lubił bawić się z dziewczynkami. W wieku trzynastu lat nie uganiał się za nimi, nawet o nich nie myślał. On dobrze wiedział, że woli chłopców. Co innego Kai. Co kolejna nowa partnerka, tym gorsza i bardziej wytapetowana. Na szczęście, ku uciesze Cole'a, Kai w końcu dał sobie z nimi spokój.

Po dokładniejszych badaniach, okazało się wtem, że owe krwotoki spowodowane są zbyt silnym stresem. Kai nadal je miewał, co prawda nie tak często, gdy był dzieckiem, lecz nadal występowały.

Wygrzebał w końcu dość gruby szkicownik, leżący pod własnym łóżkiem. Wygramolił się spod mebla i dmuchnął na okładkę w kolorowe kotki, oczyszczając ją z osadzonego na niej kurzu. Otworzył go na zaznaczonej wcześniej stronie i spojrzał na obrazek. Już jakiś czas temu odkrył, że bardzo lubi rysować. Jego początkowe projekty, wyglądem przypominały bardziej upośledzoną żabę po przejściach, lecz z czasem, kiedy to poświęcał coraz więcej uwagi swojemu nowo poznanemu talentowi, jego rysunki zaczęły nabierać realnych kształtów. Nie bawił się w szkicowanie owoców czy wazonów. Czasami przewijały się tam panoramy różnych miast. Najczęściej jego przyjaciele i rodzina. Osobą, której Cole poświęcił osobny szkicownik, był rzecz jasna Kai. Lecz w tym, miał swój pierwszy w życiu rysunek chłopaka. Obraz nie był idealny, miał pewne wady. A to cieniowanie było zbyt mocne; a to kreska za słaba. Ale taki podobał mu się najbardziej. Nic nie było idealne i chyba to go urzekło w malowaniu i szkicowaniu. To, że można uchwycić wszelkie niedoskonałości otaczającego nas świata i pokazać, jakie piękno w nim drzemie, pomimo tych niedociągnięć.

Jeszcze nigdy, nikomu nie pokazał swoich prac, oprócz rodzicom. Pochwalili oni zdolność jedynego syna i wspierali w dalszym rozwoju jego umiejętności. Wtedy właśnie chłopak, uwierzył, że rzeczywiście może coś osiągnąć. Wyrwał delikatnie kartkę z albumu do szkicowania, a dokładniej wcześniej wspomniany rysunek z wizerunkiem Kai'a, który leżał na murku otaczany przez szeroko rozbudowaną faunę i florę ogrodu botanicznego. Cole zapamiętał ten widok, kiedy Smith usiadł na fontannie w owym ogrodzie. Były to piętnaste urodziny bruneta, więc całą grupką postanowili wyprawić mu imprezę urodzinową na wcześniej wynajętej sali w kawiarni, znajdującej się w ogrodzie.  Zapamiętaną scenerię, przeniósł później na papier, i tak oto powstał jeden z jego ulubionych dzieł. Postanowił podarować go brunetowi.

Złapał za ciemno drewnianą ramkę i włożył do niej portret, a następnie owinął w złoty papier prezentowy. Wzmocnił jeszcze papier czarną wstążeczką, robiąc na jej końcu elegancką kokardę. Tak zapakowany prezent, mógł podarować ukochanemu.

🌹

Witam w 2023 roku hah🌷

Jak tam wasze sylwester?

Trzeci rozdział już za nami, dajcie znać, co sądzicie<3

[1234 słów]

Pozdrawiam,

~ Sandra

Tajemniczy wielbiciel Kai'a || Lavashipping Where stories live. Discover now