Rozdział 30

2.6K 249 8
                                    

Sophie

Nie przypuszczałam, że Meghan aż tak przejmie się moim narzekaniem, że postanowi przylecieć, aby postawić do pionu mojego faceta. Właściwie poradziłabym sobie sama, ale cieszyłam się, że mogłam spędzić z nią czas. Brakowało mi tego, a rozmowy na facetime to nie to samo.
Siedziałyśmy właśnie na werandzie Liv, która opowiadała nam o burzy, jaka przeszła nad Needville krótko po tym jak wyjechałam i o tym ile wysiłku kosztowała ją naprawa zniszczeń. Twierdziła, że to był jakiś znak, zwiastujący coś złego. Wkrótce potem wydarzył się wypadek, przez który omal nie umarłam. Nie wierzyłam w zabobony, ale czary kochanej Liv mimo wszystko wciąż były skuteczne. Tak samo jak jej magiczna nalewka, rozwiązująca języki.
Przykryłam sobie nogi kocem, który przyniosła mi gospodyni i przymknęłam oczy. Delektowałam się świeżym powietrzem i przysłuchiwałam dźwiękom dobiegającym zewsząd, jednocześnie nie słuchając tego, o czym rozmawiały moje towarzyszki. Znów poczułam się jak w domu. Ciepły, wrześniowy wiatr owiewał moją skórę i już wiedziałam, że jesień w tym miejscu będzie inna. Lepsza. Moje myśli zaczęły błądzić we wspomnieniach. Odtwarzałam wszystkie te chwile, które sprawiły, że zapragnęłam tu wrócić i zostać.
– Wszystko w porządku? – Głos Liv wyrwał mnie z tej błogiej nostalgii, sprowadzając z powrotem na werandę.
Otworzyłam niespiesznie oczy i uśmiechnęłam się lekko do zmartwionych kobiet.
– Doskonale. – wyszeptałam.
– Liv zaproponowała, abym została w jednym z jej domków. – wyrwała się Meghan.
Uniosłam brew.
– Wspaniale. – odparłam krótko.
To oznaczało, że znów spędzę wieczór i noc samotnie. Nie chciałam robić z siebie ofiary, dlatego przywdziałam uśmiech i zaproponowałam, żeby chociaż mnie odprowadziła do domu.
Kiedy zabrała swój bagaż z korytarza, ja weszłam do pustego domu. Początkowo tak mi się wydawało, ale w kuchni natknęłam się na Aarona. Siedział przy stole bez koszuli i popijał drinka.
– Co tu robisz? – rzuciłam.
– Mieszkam, paniusiu. Jak minął ci dzień?
– Inaczej niż zwykle – burknęłam i ze szklanką wody poczłapałam do salonu.
Wciąż byłam na niego zła i chciałam, aby to odczuł i zrozumiał, jaki błąd popełnia. Brakowało mi go, a on zdawał się tego nie zauważać.
Ku mojemu zdziwieniu nie było tam mojego przeklętego łóżka, a kanapa stała na swoim poprzednim miejscu. Odwróciłam się, aby wrócić do kuchni, ale odbiłam się od twardego torsu. Spojrzałam w górę. Jego oczy lśniły jawnym pożądaniem.
– Gdzie jest moje cholerne łóżko? – wysyczałam. – Już nawet nie mam swojego miejsca w tym domu?
– Twoje miejsce jest w sypialni, paniusiu. – wychrypiał i pochylił się do mnie.
Intuicyjnie się cofnęłam, ale bezskutecznie. Złapał mnie w talii i przyciągnął do siebie, po czym złożył na moich ustach swoje wargi. Moja złość zaczęła się ulatniać i przeistaczać się w namiętność. Przylgnęłam do niego i wpuściłam jego język do wnętrza moich ust. Pogłębił pieszczotę, a jego biodra przywarły do mnie silniej. Czułam jego podniecenie. Złapał mnie za pośladki i uniósł do góry.
– Od dziś wszystko wraca do normy. – zadecydował i zaczął wchodzić po schodach, trzymając mnie w powietrzu.
Nie byłam na piętrze odkąd wróciłam. Oplotłam jego kark ramionami, a nogi zawiesiłam na jego biodrach, uczepiając się go w obawie, że spadnę. Swobodne ruchy utrudniały mi stabilizatory, które miałam na kolanach. Niechętnie je zakładałam, ale musiałam przyznać, że mi pomagały w odzyskaniu sprawności.
Drzwi od sypialni otworzył jednym kopnięciem. Natychmiast znalazłam się na łóżku. Nie tym, które pamiętałam z czasu, kiedy spałam w nim z Aaronem. To było zdecydowanie większe, a jego rama już nie była drewniana, a tapicerowana.
– Co to jest? – pisnęłam.
– Nasze łóżko. – odparł z łobuzerskim uśmiechem i zaczął odpinać ortezy z moich kolan.
Podniosłam się na łokciach i rozglądałam po wnętrzu. Miałam wrażenie, że znajduję się w zupełnie innym miejscu. Toaletkę zastąpiło ogromne lustro zawieszone na ścianie, komoda zniknęła, a w jej miejscu stał biały stolik ze szklanymi, oświetlonymi drzwiami. Nagle poczułam niewyobrażalną ulgę, kiedy z moich nóg zniknęły ciasne usztywnienia. Opadłam głową na poduszki i westchnęłam cicho.
Aaron zawisł nade mną i lustrował wzrokiem moją twarz.
– Kocham cię, Sophie i chcę, żebyś była tego pewna. – wyszeptał.
– Wiem o tym, ale czasem w dziwny sposób to okazujesz.
Nie odpowiedział, tylko zsunął się niżej i zdjął ze mnie spodnie razem z majtkami. Następnie ściągnął mi bluzę przez głowę, a gdy zobaczył, że nie mam pod nią biustonosza, zamruczał zadowolony. Myślałam, że zacznie mnie pieścić, a on chwycił mnie i postawił na nogach po drugiej stronie łóżka tuż przed lustrem i stanął za mną.
– Spójrz na siebie. – wyszeptał mi do ucha. – Jesteś doskonała. I moja.
W tafli lustra zobaczyłam swoje szczupłe ciało. Na brzuchu miałam dwie blizny. Odwróciłam wzrok, ale Aaron chwycił mnie za szyję, jednocześnie muskając kciukiem moją dolną wargę.
– Patrz. Masz widzieć, jak bardzo traktuję cię jak swoją kobietę, a nie pacjentkę. – zawarczał i złożył pocałunek na moim karku.
Oparł moje dłonie na krawędziach lustra i pociągnął lekko za biodra, żebym się wypiela, po czym kolanem rozchylił moje uda. Potarł najpierw dłonią moją łechtaczkę i po chwili zagłębił we mnie dwa palce. Byłam mokra i rozpalona. Pochylił się nade mną i pocałował moje spięte plecy.
– Rozluźnij się. – nakazał ściszonym głosem.
Poczułam, jak zaczyna mnie palić całe ciało. Jakby żądza, którą odczuwałam, miała odzwierciedlenie w każdym jego zakamarku.
Wbił się we mnie bez zapowiedzi. Brutalnie, jakby chciał mi tym pokazać, że jestem jego, i że zrobi ze mną to, na co ma ochotę. Wygięłam się lekko. Pozwolił mi się przyzwyczaić do siebie w moim wnętrzu, po czym pchnął jeszcze raz. Jęknęłam i zadrżałam. W tym, co właśnie robił nie było zmysłowości, jednak było coś, co sprawiało, że czułam się ważna i bezpieczna. Wypchnęłam pośladki jeszcze bardziej, co nagrodził kolejnym, silnym uderzeniem biodrami. Krzyknęłam, a całe ciepło rozlało się pod moją skórą. Przyjemność nadchodziła jak huragan.
– Jeszcze... – wysapałam.
Poruszał się szybko, mocno, wchodził głęboko. Jakby chciał powiedzieć „należysz do mnie”.
Mocny uścisk jego palców na moich biodrach prawdopodobnie spowoduje siniaki, ale w tej chwili nie było to dla mnie istotne, bo dawał mi dokładnie to, czego po . Po wszystkich strasznych wydarzeniach, chciałam w końcu poczuć, że żyję. Pozbyć się stresu, zmartwień i wątpliwości. Zrelaksować się.
Aaron nagle się pochylił i pocałował mnie w ramię. Później w drugie. Im silniejsze były jego pchnięcia, tym delikatniejsze były pocałunki. Każdy jego ruch, każdy dotyk, pozbawiały mnie oddechu.
Krew we mnie wrzała od kontrastu wrażeń. Brał mnie mocno, a jednocześnie zmysłowo całował moje plecy. Kręciło mi się w głowie od czułości i tej diabelskiej pokusy. Każdy bodziec odczuwałam ze zdwojoną siłą. Czułam zimne lustro pod dłońmi, a jednocześnie płomień, który palił dogłębnie moje ciało. Aaron dokładnie wiedział, co robił.
Przytłaczająca przyjemność przetoczyła się przez moje ciało, wyginając mnie pod jego ramionami. Wstrzymałam oddech. Byłam w tej chwili jak napięty sznur.
Stanowczy szept Aarona parzył mój kark.
– Jesteś. Moją. Kobietą. – Każde jego słowo oznaczało kolejne, zdecydowane pchnięcia. – Nigdy nie waż się w to wątpić. – zawarczał.
W tej samej sekundzie, jakby na jego komendę, zostałam przeniesiona do gorącej, nieskończonej przestrzeni. Przylgnął do mnie, obejmując piersi dłońmi. Oboje drżeliśmy, ale nie puścił mnie, póki nasze oddechy nie stały się bardziej spokojne.

***
Rozciągnęłam się na łóżku i otworzyłam oczy. Aarona nie było. Westchnęłam, po czym wstałam i nago poczłapałam do łazienki, żeby się odświeżyć.
Odkręciłam kurki i weszłam pod gorący strumień. Po kąpieli owinęłam się ciasno w ręcznik, a z drugiego zrobiłam wielki turban na głowie. Powolnym krokiem zeszłam na dół, bo schody wciąż były dla mnie niemałym wyzwaniem. Wkroczyłam do kuchni i ku mojemu zdumieniu Aaron właśnie parzył kawę. Stał w samych bokserkach, odwrócony tyłem. Miałam  doskonały widok na jego naprężone, szerokie plecy.
– A co ty tu robisz? – Wskazałam palcem najpierw na niego, później na frontowe drzwi. Powinien przecież już być na farmie. Przez te wszystkie tygodnie przyzwyczaiłam się, że jestem sama.
– O, dzień dobry śpiochu. – Błysnął tym swoim uśmiechem, a mnie zmiękły kolana. – A jak myślisz? Kawę robię.
– Myślałam, że cię nie ma. – Byłam lekko zmieszana, bo zaczął lustrować mnie spojrzeniem.
– Myślałaś, że pozwolę ci kolejny poranek spędzić samej. – bardziej stwierdził niż zapytał. – Nie tym razem.
Postawił na stole dwa kubki i podszedł. Objął mnie w pasie, przycisnął do siebie i złożył na ustach, wciąż nabrzmiałych po nocy, delikatny pocałunek. Czułam, że zaraz się rozpłynę. Niebywałe, że jeszcze kilka miesięcy temu się nienawidziliśmy, a teraz należeliśmy do siebie.
– Coś w tym rodzaju. – wyszeptałam, kiedy już się ode mnie oderwał.
– Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. – Chwycił mnie bezwstydnie za pośladek, zakryty frotte, spojrzał w oczy i jeszcze mocniej przycisnął do swojego ciała. Jego nabrzmiały członek wbijał się w moje biodro. – Jesteś na mnie skazana. – Musnął moją skroń. – Chodź, potrzebujesz kofeiny.
– A ty nie? – Rozsiadłam się na krześle.
– Ja już mam dość wysokie ciśnienie. – Spojrzał w dół, a ja powiodłam za jego wzrokiem. Tak, zdecydowanie ciśnienie bardzo mu doskwierało. Mimowolnie rozchyliłam usta. Usiadł naprzeciwko mnie i przyglądał się, jakby nic poza mną nie istniało.
Popijałam w milczeniu kawę, którą swoją drogą Aaron robił wyśmienitą i doszłam do wniosku, że znów poczułam się pełna i wystarczająca. Czułam, że należę do niego.
– Co teraz? – zapytałam.
– Teraz, paniusiu, ubiorę się. – Puścił mi oko i poszedł na górę. – Ty też powinnaś! – krzyknął jeszcze ze szczytu schodów.

Nie mój świat #1 ZOSTANIE WYDANAWhere stories live. Discover now