Rozdział 18

46 2 0
                                    

Patrzyłem na niego z szeroko otwartymi oczami. To niemożliwe. Przecież...
- Naprawdę niczego nie zauważyłeś? - spytał z uśmiechem czarnowłosy. - Nie wzbudziła w tobie żadnych wątpliwości?
- Nie, ona zawsze wydawała mi się poprostu skrzywdzona przez los. - powiedziałem spuszczając głowę.
- Z tym masz rację. Los jej nie oszczędzał od urodzenia. - spoważniał. - Dlatego nie wiem, czy szczęście przyjdzie do niej, kiedy się przebudzi. Będzie w niebezpieczeństwie. Lucyfer szukał jej po masakrze na naszych rodzicach. Szuka ją i będzie jej szukać, dopóki jej nie znajdzie.
- Dlaczego mój ojciec jej szuka? - zapytałem.
- Victoria od urodzenia dysponuje niszczycielską mocą. Niestety została ona uciszona i zapieczętowana przez moją matkę, przez co zapłaciła życiem. Lucyfer pragnie tej mocy. Wiele dekad przed naszymi narodzinami twój ojciec pojmał moją matkę i próbował wyciągnąć z niej tą moc. Udaremnił wszystko mój ojciec ale kiedy na świat przyszła Victoria, moc mojej matki przeszła na nią. Dopóki ta moc jest pilnowana, Lucyfer nie wie gdzie Victoria jest. - po tych słowach starszy spojrzał na mnie. - Jesteśmy tacy sami. Obydwoje chcemy ochronić kogoś, kogo kochamy. I nie chcemy, aby tej osobie coś się stało. Nie zrozum mnie źle, gdybym chciał to bym cię po prostu zabił. Ale kiedy się dowiedziałem, że dla mojej Białej Damy jesteś ważny zrezygnowałem z tego posunięcia. Nie chcę jej stracić. A poza tym każdy brat zrobiłby dla swojej małej siostrzyczki wszystko.
- Chciałem z niej uczynić swoją żonę... - powiedziałem do siebie.
- To nie jest koniec świata. Jeśli Victoria będzie chciała za ciebie wyjść to nie będę miał nic przeciwko. Co prawda chciałem się z nią sam ożenić, ale jeśli Victoria będzie chciała wyjść za ciebie nie będę protestował. Chcę tylko, aby była szczęśliwa, wtedy i ja będę szczęśliwy.
- Chciałeś się ożenić z własną siostrą? - spojrzałem na niego uważnie.
- Naprawdę jesteś w szoku? Małżeństwo między rodzeństwem jest dozwolone dla wszystkich nadprzyrodzonych, aby zachować czystość krwi. Myślisz, że twoi rodzice są dla siebie kimś obcym? Nic bardziej mylnego. Hildyr jest daleką kuzynką naszych ojców.
- O tym wiedziałem. - warknąłem.
Za dużo informacji po tym spotkaniu. Za dużo szoków. Stanowczo za dużo.
- Wiem, że teraz masz mętlik w głowie po tym wszystkim co ci powiedziałem, dlatego dam ci czas na przemyślenie tego wszystkiego. - powiedział spokojnym głosem. - Ale jedno musi zostać między nami. Victoria nie może się dowiedzieć prawdy. Musimy poczekać na jej przebudzenie. Wtedy wszystko sobie przypomni. Wiesz co robić dalej.
To, co powiedział jeszcze bardziej zajęło moje myśli. Jak ma teraz, wiedząc wszystko wrócić i spojrzeć Victorii w oczy?
- Liczę, że nie powiesz nic swojemu tatusiowi. Przykro mi, ale musisz wybrać: albo Victoria albo ojciec. Innego wyjścia nie masz. - mruknął i wstał. - To wszystko co ciałem ci przekazać. Wybacz, ale muszę wracać do niej. Chcę, aby w swoje urodziny była przynajmniej szczęśliwa.
Po chwili poprostu sobie poszedł. To wszystko było bardzo pomieszane. Nie mogę o wszystko zapytać ojca. Przecież domyśli się, że coś jest nie tak. Ale może w pałacu pozostały ślady lub rzeczy po moim wujku i jego żonie. Muszę się tego dowiedzieć. Jak najszybciej. Wyszedłem ze szklanego budynku parę minut po starszym. Wchodząc do posiadłości słyszałem rozmowy z salonu.
- Gdzie jest Sebastian? - głos białowłosej rozległ się po mojej głowie. Zajrzałem zza framugi drzwi, aby mnie nie zauważyła.
- Nie martw się, musiałem z nim porozmawiać o czymś poważnym. Musi trochę ochłonąć o tym czego się dowiedział. - uspokoił ją starszy.
- A-Ale wróci? Co się stało? - dopytywała coraz bardziej zaniepokojona dziewczyna.
- Ciii, spokojnie. Wszystko jest z nim dobrze. Czasami kiedy za dużo się dowiadujesz, czujesz jak ci pęka głowa. Musisz sobie wszystko uporządkować w głowie. - uspokoił ją mężczyzna. - Chodź, mimo wszystko to dalej twoje urodziny trwają.
- Bez Sebastiana to nie to samo... - odsunęła się od niego, spuszczając głowę.
Chwilę na nią spojrzał. Westchnął cicho.
- Nie chcę, aby twoje oczy były smutne. Antychryst niedługo wróci. - próbował ją uspokoić znowu. - Nim zdmuchniesz świeczki na torcie, on będzie obok ciebie. Dlatego proszę, moja Biała Damo, uśmiechnij się.
Po tych słowach pogłaskał ją po policzku. W tym momencie zauważyłem, że różnica ich wzrostu jest duża. Prawie taka sama jak u mnie i u niej. Ciężko mi uwierzyć, że Victoria i on to rodzeństwo. Ale widać małe podobieństwa między nimi. I przez cały czas miała koło siebie kogoś, kto jest dla niej bliższy niż mogła by przypuszczać.
- Właśnie to próbowałem ci powiedzieć panie. - odwróciłem się szybko a za mną stał Gawron. - Teraz wiesz już wszystko. Mały ptaszek okazuje się być potężnym orłem nawet nie wiedząc o tym.
- Wiem. - westchnąłem. - Ale muszę wybrać między małym ptaszkiem a innym potężnym orłem.
- Nie jestem dobry w te rzeczy ale wybór jest dla mnie oczywisty. - spojrzał na nich czarnowłosy. - Kaname zawsze potrafił rozwiązywać konflikty ale kiedy w stawkę wchodzą uczucia, każdy może mieć przyćmiony rozsądek.
Spojrzałem na niego nie zrozumiale.
- Wiem co sobie myślisz. Że nie jestem po jego stronie. Jestem ale widziałem już tyle w swoim życiu, że mogę stanowczo skomentować sytuację. Król piekła chce wojny z Niebem. I nic nie może zmienić jego zdania. Oprócz....
- ....mnie. To chciałeś powiedzieć Gawronie? - uniosłem brew.
- Książę, jestem łącznikiem czterech światów. Nie mogę powstrzymać wiszącego w powietrzu starcia. Kaname pokłada w tobie jakieś nadzieje. Zrobi wszystko, aby nie skończyło się to tak, jak wszyscy mówią. - powiedział spokojnie.
Już wszystko stało się dla mnie zrozumiałe.
- Gawronie, nie chcesz się udać na małą wycieczkę? - zdjąłem swoje rękawiczki, ukazując znak kontraktu.
- Na wycieczkę? Uwielbiam wycieczki! - spojrzał na mnie jak dziecko. - A gdzie się wybieramy?
- Do Mrocznego Królestwa. - powiedziałem. - Za 30 minut wyruszamy.
- Tak szybko? A co z urodzinami Victorii? - zapytał zaniepokojony.
Nie odpowiedziałem na to. Spojrzałem na niego demonicznymi oczami. Ten pokłonił mi się nisko.
- Wedle twojego rozkazu, mój milordzie. - powiedział i odszedł.

~*~
Noc jest piękna, kiedy na niebie jest pełnia. Blask księżyca jest najczystszym światłem dla tego świata. Nieskażone i doskonałe.
- Sebastianie? - nagłe usłyszałam za plecami ten głos. Jej głos. - Chodź proszę, tort już jest. Bez ciebie nie zaczniemy.
Odwróciłem się a moje oczy spotkały się z szafirowym blaskiem jej oczu. Wyglądała niepewnie, Gawron najpewniej kazał jej tu szybko przyjść. Dlatego wygląda na zestresowaną.
- Jestem jedyną osobą która nie dała ci prezentu. - powiedziałem. - Posłuchaj. Usłyszałem rzeczy, o których nie miałem pojęcia. Muszę się wyciszyć i wszystko na nowo sobie poukładać. Muszę zniknąć.
- Opuszczasz nas? - zapytała. - Panicza? Mnie? Na jak długo?
- Nie wiem na jak długo, ale to konieczne. Niestety muszę to zrobić. - powiedziałem pewnie. Nie wiem tylko, czy to ją chciałem tym oszukać czy siebie?
- Ale wrócisz? Powiedz, że wrócisz. - złapała mnie za rękę.
- Do panicza zawsze wrócę. - powiedziałem na szybko. - W każdym razie, zanim odejdę chcę ci dać ten wyczekany prezent.
Spojrzała na mnie.
- Nie chcę prezentu, chcę ciebie. To ty jesteś dla mnie najlepszym prezentem i żadna rzecz tego nie zmieni. - puściła moją rękę. - Do widzenia Sebastianie.
To było najgorsze do widzenia jakie kiedykolwiek usłyszałem. Czułem ten smutek, ten ból. Poczułem się koszmarnie. Zadałem jej najgorszy ból, jeszcze w jej własne urodziny. Nie mogłem tego tak zostawić.
- Zaczekaj! - złapałem ją po chwili za ramię i odwróciłem w swoją stronę.
Jej oczy były mokre od łez, które strumieniem leciały po jej policzkach. Przyciągnąłem ją bliżej do siebie, dotykając jej mokrego policzka dłonią.
Jej wzrok uciekł gdzieś na bok, nie chciała na mnie patrzeć.
- Przepraszam, nie chciałem cię doprowadzić do tego stanu. Wybacz mi. - mówiłem do niej. - Poprostu jest coś, co muszę zrobić. To dotyczy nas wszystkich.
- Ale co takiego? - dopytywała.
- Pewnego dnia odkryjesz to, co los dla nas przygotował. Tymczasem jest coś, co dla ciebie mam. - nim dostrzegła wsunąłem na jej serdeczny palec piękny pierścionek z niebieskim diamentem w kształcie róży. Na srebrnej obrączce były wyryte ciernie z kolcami. - Przyjmij ode mnie ten pierścionek, moja biała różo.
Kiedy dostrzegła mój prezent zaczęła oglądać go z fascynacją i uśmiechem.
- Wygląda jak zaręczynowy. - powiedziała.
Może to szalone i bez wiedzy jej brata ale to był najlepszy moment na tą rzecz.
- Chcę, abyś została moją żoną, Victorio Snow-Ice. To oświadczyny. Kiedy wrócę, pragnę usłyszeć twoją odpowiedź. - powiedziałem. - Tymczasem dam ci czas na zastanowienie.
Spojrzała na mnie wielkimi oczami. Jakby właśnie usłyszałam najlepszą nowinę w swoim życiu. Po chwili jednak rzuciła mi się na szyję, składając pocałunki na moich ustach aż połączyliśmy się w jednym.
Długim i namiętnym...

Wyjątkowa Demonica❄ Donde viven las historias. Descúbrelo ahora