Obietnica na Paluszek

331 25 38
                                    

    Zaraz po tym jak każdy nacieszył się swoją obecnością, spotykając się ponownie po katastrofie, która miała miejsce w więzieniu, ruszyliśmy dalej, aby odejść jak najdalej od tego miejsca. Patrzyłam na każdego po kolei, ciesząc się, że w końcu mogli się znów zobaczyć. Nie mogłam się napatrzeć na Maggie i Glenna, którzy nie odstępowali się na krok, a na ich twarzach widać było tylko miłość.

    Szłam obok nowopoznanej Rosity, tuż za Abrahamem i Eugenem. Zerknęłam na nią. Wzbudzała we mnie podziw. Była pewna siebie i cały czas w gotowości.

    – Zrobimy teraz postój i poszukamy wody – powiedział Rick, a każdy na to przystał.

    Patrzyłam na Carla, który trzymał Judith na rękach, po czym pożegnał się z tatą, który poszedł na poszukiwania. Oparłam się plecami o drzewo, patrząc na rodzeństwo do czasu, aż chłopak nie złączył ze mną spojrzenia i nie poprosił jednym gestem dłoni, abym do niego podeszła.

    – Dlaczego siedziałaś sama? – spytał, głaszcząc Judith po główce.

    – Nie chciałam ci przeszkadzać – odpowiedziałam z delikatnym uśmiechem, patrząc na dziewczynkę, która wyciągała w moją stronę rączki. Carl uśmiechnął się szeroko.

    – Judith bardzo chciała do ciebie – mruknął, sadzając mi na kolanach swoją siostrę, która gdy tylko popatrzyła mi w oczy, pokazała mi słonika, a następnie się do mnie przytuliła. Objęłam ją, głaszcząc po plecach, do momentu, gdy Rick i pozostali nie wrócili z wyprawy.

    Przynieśli jedynie odrobinę wody i Darylowi udało się upolować królika, którego tej nocy zjedliśmy na kolację. Jak zwykle spałam obok Carla, jednak nie zmrużyłam oka. Całą noc, obserowałam chłopaka o anielskiej twarzy i zastanawiałam się co mu się śni. Poruszył się we śnie, przerzucając rękę przez moje ciało, a następnie przyciągnął do siebie jakby właśnie przytulał maskotkę. Nie protestowałam, czując przyjemne ciepło jego ciała przy swoim.

    Gdy słońce powoli przebijało się przez chmury, my już byliśmy na nogach. Nie mogliśmy pozwolić, aby ktoś nas złapał lub zaatakowały nas żywe trupy i choć mieliśmy dużo silnych ludzi, którzy poradziliby sobie z tym wszystkim. Oni też jednak potrzebowali odpocząć po tym co wydarzyło się dzień temu.

    Wędrowaliśmy lasem, dając sobie spokój z torami. Musieliśmy znaleźć miejsce, gdzie moglibyśmy zostać na dłużej. Ciekawe, czy jeszcze kiedykolwiek uda się tak samo jak z więzieniem.

    – Pomocy! – Czyiś przerażony krzyk dotarł do naszych uszu. Wyciągnęłam szybko broń, będąc gotową na najgorsze jak i pomoc. – Pomocy!

    – Chodźmy! – zawołał Carl, ale Rick go powstrzymał. Męski głos cały czas wołał o pomoc, ale nikt się nie ruszał. Każdy czekał na polecenie Grimesa. – Tato, chodźmy, dalej!

    – Pomocy!

    Carl pobiegł, a ja zaraz za nim, nie przejmując się tym czy pozostali pobiegli za nami. Jeśli Carl ryzykował dla kogoś życiem, nie mogłam zostawić go samego. Po prostu nie mogłam. Jednak po chwili usłyszałam szelest za sobą i tupot biegnących nóg, co dodało mi otuchy. Nie przejmowałam się gałęziami, które uderzały mnie po twarzy. Biegłam za głosem.

    Nagle zatrzymałam się, widząc ciemnoskórego mężczyznę, siedzącego na skale i otoczonego przez szwendaczy. Usłyszałam strzał, to musiał być Carl. Odbezpieczyłam swoją broń i szybko wycelowałam w stronę jednego z nich. Trafiłam go w sam środek głowy, sama dziwiąc się swojej celonści. Co prawda podczas wędrówki do Terminusa, od czasu do czasu zatrzymywałam się z Carlem i ćwiczyliśmy celność.

Jutro Będziemy Martwi || Carl Grimes ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz