wyznanie 3 pov Lo'ak

78 8 0
                                    

Z góry przepraszam za długą przerwę 😅

Choryząt pandory zaczoł nabierać coraz cieplejszych barw. Słońce zachodziło powoli za polifema zostawiając planetę samom sobie.
     Siedziałem z bratem na skala znajdującej się na plaży przy samym brzegu. Spędziliśmy z sobą cały dzień, rozmawialiśmy o jakiś głupotach jak i o poważniejszych sprawach. Trochę popływaliśmy, poszliśmy nawet na chwile do lasy. Chciałem spędzić z nim ten dzień i to zrobiłem, teraz muszę jeszcze zrobić coś na co czekałem od odwna. Wili punkt kulminacyjny mojego życia, finał który zadecyduje o tym czy całe życie spędzę sam czy przy moim boku zawsze będę miał Tsireye. Oczywiście, mam dopiero 14 lat i jeszcze kiedyś sporo może się zmienić ale narazie nie wyobrażam być z jaką kolwiek inną osobą niż Tsireya.
- Dobra pójdę już bo jeszcze się rozmyśle.- Lo'ak wstał na równe nogi zaskakujące z głazu na piach.
- No cóż... powodzenia zdobyć jej serce.- rzucił za nim Neteyam.

Droga do wioski nie była daleka co też sprawiło że nie miałem czasu na myślenie, o ile ja wogóle potrafię to robić... w każdym razie dobrze bo faktycznie jeszcze się bym rozmyślał i tyle by z tego było. A tak nim się zorientowałem znajdowałem się już w miejscu w którym lina piasku łączy się z pierwszymi drzewami na których znajdują się powieszone zabudowania.
     Dom Aonung i Tsireya znajdował się mniej więcej w samym centrum wioski, więc wskoczyłem na znajdujące się może metr nad ziemią pierwsze zabudowania i udałem się w stronę czegoś na wzór głównego chodnika. Wolnym chodem doszedłem na miejsce w około minute, wszystkie domy znajdują się tu strasznie blisko siebie. Czasem mnie to rozprasza, wręcz zero prywatności ale co poradzisz.
- Halo? Tsireya, jesteś tu.- stałem przed wejściem które było zasłonięte jakimiś koralikami zaczepionymi o coś na wzór witryny.
- Lo'ak? Tak jestem wejdź proszę.- Odpowiedział promiennym jak zawsze głosem.
     Kiedy wszedłem ujrzałem Tsireye siedzącą przy jakimś wiklinowym pudełku na którym miła mnóstwo małych muszelek i kamyczków z których robiła naszyjniki.
- Jak tam dzień z bratem? Fajnie było?- Zapytała spoglądając w bursztynowe oczy chłopka.
- Emm oczywiście. Dosłownie tak jak chciałem, pogadaliśmy popływaliśmy tak na spokojnie nie martwiąc się że zaraz ktoś podpłynie i powie że źle machamy nogami albo coś.
     Tsireya uderzyła mnie lekko w głowę rozumiejąc że chodzi mi właśnie o nią.
- Gdyby nie ja to nawet byś nie umiał pod wodą 2 minut wytrzymać. Wypraszam sobie takie żarty o mojej osobie.- Obruciła głowę szybko tak aby jej włosy uderzyły w twarz chłopka, następnie założyła nogę na nogę i udała obrażoną minę.
- Aha? Wiesz że to trochę bolało.
- Nie przesadzaj, pomożesz mi jak tu już jesteś.- obruciła się spowrotem w stronę Lo'ak.
- Ymmmm no pomogę tylko mów co mam robić.
- patrz, będziesz tym robił małe dziurki w muszelkach.- Chwyciła jego dłoń i otworzyła ją umieszczając w niej malutki cienki szpikulec.
- Tu masz muszelki.- Wskazała ruchem głowy na wiklinowe pudełko robiące za stolik.- Jak już jakąś muszelkę przygotujesz to ją mi daj, ja będę je naplatac na sznurki.
- Ile tego potrzebujemy?
- Dużo, chce zrobić dla was wszystkich, dla Neteyam, Aonung, Kiri, Tuk, Rotxo No i dla ciebie. Nie wiem czy na każdej będzie tyle samo ale co najmniej po trzy muszelki. I w zależności od osoby dam różne kolory.
- W sensie?- dopytałem nie wiedząc o co dokładnie chodzi.
- No każdy kolor co symbolizuje. Naprzykład ciemnoczerwony to złość i gniew i taka muszelka będzie jedną z tych dla Aonung bo często mnie denerwuje. Jasnozielony to harmonia i równowaga i takie zdecydowanie dostanie Kiri i Neteyam. Rozumiesz już?
- Taaaaa tylko że ja nie wiem co dokładnie jakiś kolor oznacza.
- To jak jakiś będę nakładał to ci powiem.

10 minut roboty i wszystkie muszelki i kamyczki były gotowe żeby przepleść je przez sznureczek.
- Mogę też zrobić ci taką?- Zapytał Lo'ak zmieszanym głosem.
- Oczywiście że możesz, trochę ich zostało.
- To zrobię i potem ci pokaże.
- Okej.- uśmiechnęła się i wzięła do ręki sznurek.- Pierwsze dla Aonunga.
- A kiedy dla mnie?- Spytał uśmiechając się cwaniaczkowato.
- Na końcu, ty mi dasz twoją a ja tobie moją.
- Dobra, może być.

     Ściskałem gotowy już naszyjnik. Wiedziałem już co mniej więcej jaki kolor oznacza więc dobrze je dobrałem. Tak ja robiła to Tsireya, użyłem trzech kolorów ale jednego dwa razy. Pomaranczowy jako oznaka siły witalności i namiętności... może trochę ryzykownie postąpiłem dając ten kolor tutaj ale idealnie pasowł. Drugi to wspomniny już wcześniej Zielony a na końcu znajdowały się dwie jasno czerwone muszelki oznaczające nic innego jak symbol miłości.
     Nie miło to tak wyglądać ale super pomysł żeby tak to zrobić skoro i tak już jej pomagałem przy tych naszyjnikach i branzoletakch.
     Czekałem nie cierpliwie na to aż dziewczyna skończy robić pozostałe upominki, chciałem już dać jej ten mój oraz przekonać się jakich kolorów ona użyła.

Po chwili Tsireya skończyła robić bransoletkę dla Neteyam I nadeszła kolej na mnie.
- Zamkni oczy, i wystaw dłonie.- zaśmiał się cicho.
- Ty też, dam ci w tym samym czasie.
- Okej.
     Usiedliśmy na przeciwko siebie a następnie zamknęliśmy oczy. Do prawej ręki chwyciłem mój podarunek dla niej a lewą otwartą dłoń wysunąłem do przodu.
- Daj mi a potem wystaw twoją dłoń to ja dom tobie.
     Po kilku sekundach poczułem jak coś lekkiego zostało położone na mojej otwartej dłoni. Zacisnąłem ją i wysuniłem prawą po omacku znajdując dłoń Tsirey i dałem jej mój prezent.
     Otworzyłem oczy spoglądając na zaciśniętą dłoń. Przez chwilę bałem się ją otworzyć. Uniosłem wzrok spoglądając na dziewczynę widząc że chyba ma ten sam problem.
-( otwieram i chuj )- powiedziałem w myślach motywując się jakoś.
     Otworzyłem dłoń I pierwsze co rzuciło mi się w oczy to kolor niebieski jako przyjaźń i wartość duchowa. Odsunołem palec którym zakrywalem kolejną muszelkę. Po jej odsłonięciu ujrzałem kolor Fioletowy który jest czymś jak połączenie pomarańczowego z czerwonym i niebiskim. Z coraz większym uczuciem niepewności odsłoniłem ostatnią muszelkę.
- Czerwona...
     Ku mojej ogromnej radości ujrzałem jasno czerwoną zakręconą muszelkę. Podniosłem naszyjnik do góry tak aby Tsireya go widziała.
- Ty tak na poważnie?- zapytałem z wyczuwalną radością w głosie.
     Dziewczyna nic nie odpowodziała tylko uniosła swoją ozdobę i wskazla palcem dwie czerwone muszelki.
- Tak serio.- Uśmiechnęła się szeroko.- A ty? Nie przesadziłeś czasem z tym pomarańczowym.
     Zaśmiałem się dosyć głośno. Wstałem podając dziewczynie rękę aby zrobiła to samo. Chwyciłem jej dwie dłonie i patrząc chcąc nie chcąc trochę na nią z góry spytałem już trochę bardziej nie pewnym tonem.
- Yyy... Tsiereya, zostaniesz moją dziewczyną? Możesz jeśli chcesz ale nie musisz bo ja cie do niczego przecież nie zmusz...
     Zatkał mi usta dłonią słysząc że zaczynam głubić się w tym co mówię.
- Oczywiste że tak.- uśmiechnęła się a następnie oderwala dłoń od moich ust.- wiesz co robić prawda?
- ymymm
- Ehhh wy jednak jesteście jacyś inni.- powiedziała podirytowanym głosem a następnie sama złączyła nasze usta w powolnym pocałunku. Staliśmg tak w uścisku do momentu w którym Tsireya odsuwając głowę trochę do tyłu zakończyła nasz pierwszy pocałunku. Dobrze że ona zaczęła i dobrze że też skończyła bo z moim wyczuciem to byśmy tak do rana stali.
- Będziesz wiedział co robić na następny raz?- spojrzała mi prosto w oczy.
- Tak, tak obiecuje.

Co do tych kolorów, sam to sobie wymyśliłem nie wiem czy serio te kolory taką mają symbolikę.
    

Avatar: woda, śmierć, miłość i wojna Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz