Wracamy

63 5 2
                                    


- Ej, ile tak spałam?- Spytał odrywającej się od brata kiri.
- Nie spałeś tylko byłaś nie przytomna. Odpowiadając na pytanie to tak z godzinę może trochę więcej.
    Dziewczyna zmarszczyła brwi patrząc wzrokiem typowoego debila
- Jak to? Nic nie pamiętam...
- Złowiliśmy ryby I mieliśmy wracać do domu ale nie przepłynęłam kilku metrów i cie odcięło. Za długo pod wodą, i to na dodatek tak gleboko. Wiesz co do Dekapresja?
- Nie, co to?
- No właśnie to że jak za długo siedzi się gleboko pod wodą I potem bardzo szybko się wynurzysz to może zacząć ci się kręcić w głowie a nawet właśnie zembleć. Nastraszyłaś Tsiereye bo myślała że się wodą zaksztusiłaś.
- Gotowe!- Zawołała morską na'vi która robiła coś przy ognisku.
     Wszyscy usiedli na około ognistego kręgu i na uschnietych patykach milei juz upieczone ryby.
Robiło się już powoli ciemno a ich siódemka siedziała na jednej z trzech skał pod drzewem przy ognisku, a wszystko to ponad 300 metrów nad wodą.
- Miałam dziwny sen.- dziwczyna Skorzystała z chwili ciszy między dialogami wymienianymi mierzy resztą grupy.
- Nic dziwnego... Jak się tak gleboko plywa nie będąc do tego przystosowanym to może cie na chwilę odklejić jak po narkotykach.- odrzekł Aonung
- No może, ale mój sen był całkiem normalny. Wruciliśmy do wioski I tam jedliśmy kolację. Potem nie spodziewanie wszedł Miles i zabił... cie.- ruchem głowy Wskazała na Tsireye.
- Weź Kiri nie zaczynaj nawet o nim.- Neteyam spojrzał na nią błagalnie.
- Nie no właśnie nie wiem jak wy ale ja mam wrażenie że nikt o tym nie gada.- rozejrzałem się po towarzyszach Lo'ak.- Niby dwie osoby umarły ale wydaje się że nikogo to jakoś mocno nie przejęło.
- Przejęło i nadal przejmuje. Poprostu przy nas o tym nie rozmawiają, żeby nas nie bardziej nie denerwować albo coś.
      Kiri poczuła lekkie drescze słysząc praktycznie identyczną wymianę zdań co w jej śnie.
- Zjedzmy lepiej szybko i wracajmy.- Wtrącił się Neteyam.
- Racja.- Powiedział Aonung I popatrzył się na Neteyama w jakiś tylko im dwum znany sposób.
     Po chwili wpatrywania się w siebie Neteyam zaśmiał się w taki spposub kiedy ktoś próbuje się nie zaśmiał ale coś srednio to wychodzi.
     Lo'ak błądził wzrokiem to po bracie to po drugim chłopaku szukając odpowiedzie co do tego z czego oni właściwie się śmieją.
- Co jest tak śmiesznego w tym idiocie?- Spytał na głos Lo'ak
     Aonung popatrzał się na nie unosząc obie brwi zakładając na twarz grymas dopytywania.
- W twoim bracie? Nic, bardziej ty mnie śmieszysz.
- Chodziło o Cibie, nie o Neteyam.- wykrzywił usta w dziwnym wręcz przesadzonym uśmiechu.
     Aonung nie odpowiedział już młodszemu, wstał podając rękę Neteyamowi który również się podniósł.
- To kto pierwszy zlatuje?
- Ja.- podniósł rękę Aonung.
- po co ja się wogole pytałem...
     Obaj podeszli do leżącego spokojnie ma ziemi ikrana którym mieli polecieć do wioski bp spodziewali się że Ilu taczej już odpłynęły.
- Lo'ak, potemy ty lecisz i wrócisz tu z Eviu [ ikran Lo'ak. Płakałem jak to wymyśliłem, wiem ja to brzmi xD ]
Będzie szybciej.
- Okej, czekam.
     Obaj wszedli na ikrana a następnie wzbili się w powietrze w kierunku osady.

Taki trochę rozdział o niczym ale muszę ich jakoś sprowadzić spowortem. Strasznie nie widzilem co tu zrobić więc wyszło takie rozdziło podobne coś :p

Avatar: woda, śmierć, miłość i wojna Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz