Prolog

15.1K 356 63
                                    

Emily

Drogi pamiętniku,
dzisiaj nadszedł wielki dzień. Ten, na który czekałam przez ostatnie miesiące. Właśnie trzymam w dłoniach list z Harvardu i borykam się z decyzją, czy mam go otworzyć? Nikomu, o tym nie mówiłam, nawet Belli, chociaż ona teraz ma na głowie zupełnie coś innego. W końcu w ten weekend wychodzi za mąż, za faceta strasznego o prawie dziesięć lat. Podziwiam ją za to, że potrafi wziąć na swoje barki coś tak absurdalnego, jak aranżowane małżeństwo. Wiem, że w „naszych sferach" to naturalna rzecz, ale mając za wzór miłości, moich rodziców to takie małżeństwo z czystych pobudek „inwestycyjnych" jest najgorszą opcją, której nigdy bym się nie podjęła.
Wracając do listu z uczelni, jestem o krok, od spełnienia marzeń. Krok, od bycia samodzielną kobietą i krok, od wysłuchania najdłuższego kazania od taty...

Trzęsącą się dłonią otwieram kopertę i biorąc głęboki wdech, czytam.

Gratulacje. Mamy zaszczyt.... Tak! Dostałam się! — zakrzyczałam głośno, lecz po chwili zasłoniłam usta dłonią.

— Emily... co robisz? – do pokoju wszedł mój młodszy brat, Luca. Szybko schowałam list do koperty, po czym wrzuciłam go na dno szuflady biurka.

— Nic takiego. Piszę w pamiętniku, jak zwykle – wskazałam dłonią na leżący notes.

— Pobawisz się ze mną? – zrobił maślane oczy, a ja nie potrafiłam mu odmówić.

Luca, jak mało kto umiał mnie przekupić, w dodatku miał coś takiego w sobie, co sprawiało, że nie potrafiłam powiedzieć „nie". Opiekowałam się nim, gdy rodzice wychodzili na spotkania i można powiedzieć, że był moim jedynym przyjacielem, nie licząc oczywiście Belli.
Tak, w szkole uchodziłam za kujonkę, a nosząc nazwisko Cavallo tworzyłam wokół siebie niewidzialną barierę. Nikt nie chciał się ze mną przyjaźnić, w obawie o właśnie życie, co uważałam za pewien absurd. Na zajęciach przeważnie siedziałam sama, a wszelkie występy naukowe na środku klasy, kończyły się śmiechem i obgadywaniem. Nigdy, o tym nie mówiłam rodzicom, bo wiem, że reakcja byłaby natychmiastowa, a ja pragnęłam tylko ukończyć tą szkołę i ruszyć w świat, by spełnić swoje marzenie.

Bawiłam się z Lucą w salonie, budując z klocków Lego wielką stację kosmiczną. Nawet nie zorientowałam się, że na zewnątrz zapadł już zmrok. Dopiero, gdy Bella usiadła na kanapie, kładąc nogi na kawowy stolik, wróciłam do świata żywych.

— Em, nawet nie masz pojęcia, jak przygotowania do ślubu potrafią zwalić z nóg. Jestem cała obolała, a za dwa dni zostanę żoną Marcusa.

Spojrzałam na nią i natychmiast dostrzegłam rozanielone oczy mojej kuzynki. Chyba się zakochała, ale czy to w ogóle możliwe?

— Kochasz go? – zapytałam szybciej niż pomyślałam. Jak zawsze, w idealnym momencie.

— Emily, na jakim ty świecie żyjesz? – wybuchnęła śmiechem, poprawiając się nerwowo na sofie.

— Pytam poważnie.

— W naszym świecie nie istnieje coś takiego, jak miłość. Wbij to sobie wreszcie do głowy, romantyczna marzycielko – stukała się po głowie, śmiejąc na cały głos.

— A nasi rodzice? Zarówno twoi, jak i moi bardzo się kochają – wierzyłam w miłość.

— To są kliniczne przypadki. Zresztą sama wiesz, o tym najlepiej – mrugnęła do mnie, a po chwili skinieniem głowy wskazała na Lucę. Zapewne nie chciała nic przy nim mówić, bo ten zaraz, by wszystko wypaplał.

It's my pleasure, miss Emily [+18] ✔️ ZOSTANIE WYDANEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz