20. Sally

118 2 1
                                    

Sally

Już dojeżdżaliśmy na miejsce. Na całe szczęście, bo szczerze to nie wiedziałam, ile byłam jeszcze w stanie wytrzymać.

Czułam się dość słabo. Było mi tak bardzo niedobrze, przez większość czasu myślałam tylko o tym, żeby mu nie zwymiotować na zasraną tapicerkę.

Niestety prezent od Olivera, nie pomógł tak jak poprzednio, ale mimo wszystko nie zamierzałam jej ściągać z ręki.

Uznajmy, że po prostu bardzo pasowała mi do stroju.

Bo przecież gumowa czarna bransoletka pięknie komponuje się z jeansami i z białą luźną koszulą.

Starałam patrzeć się cały czas przed siebie, bo wtedy czułam się odrobinę lepiej, ale czasami mój wzrok uciekał na kierowcę. To było silniejsze ode mnie.

Teraz też się mu przyglądałam, chociaż bałam się, że mnie na tym złapie. Co prawda wielokrotnie już mnie na tym przyłapał, bo czasami zdarzało mi się zagapić, ale jednak to nie oznaczało, że znów mam się spalić ze wstydu.

Za każdym razem było mi tak samo głupio, ponieważ wiedziałam co sobie wtedy myśli.

I najgorsze, że miał rację.

Doskonale zdawał sobie sprawę o swoim wyglądzie i wiedział, że ja również.

Było więc to żenujące, ponieważ on na mój widok się nie ślinił.

Zresztą gdyby ktoś inny to robił.

– Jak się czujesz? – Usłyszałam troskliwy głos Olivera, na który od razu się uśmiechnęłam.

Jego głos naprawdę mnie uspokajał. Jego obecność sprawiała, że czułam się trochę lepiej.

– Nie jest źle – odpowiedziałam krótko.

Pytał, tak mnie już sama nie wiedziałam, który raz. To było kochane i byłam mu za to wdzięczna, ale momentami miałam ochotę go udusić.

– Ale na pewno?

O, to był właśnie jeden z tych momentów.

Nic nie odpowiedziałam, tylko przewróciłam oczami. Oliver na mnie przez chwilę spojrzał, upewniając chyba; czy na pewno nie umieram, a następnie wrócił do patrzenia na jezdnię.

Widziałam, że starał się jechać ostrożnie, a przede wszystkim rozważnie, przez co głównie był skupiony na drodze.

Nie chciał mnie dodatkowo niepokoić

Chociaż musiałam przyznać, że był dobrym kierowcą. Prowadził z taką lekkością i z opanowaniem. Może to z tego wynikało to bezpieczeństwo, które przy nim czułam?

Sama już nie wiedziałam.

Ogólnie to miałam ostatnio cały czas takie wrażenie. Miałam taki cholerny mętlik w głowie.

Niestety największy powodował mój towarzysz. Nadal nie rozumiałam naszej relacji. I jak w takim szybkim tempie od osób, które ledwo się znały, przeszliśmy do takiego kontaktu, gdzie zaczynaliśmy się rozumieć bez słów, a dzień bez wspólnej rozmowy był dniem straconym.

Widywaliśmy się często, już nie tylko wtedy gdy opiekowałam się dzieciakami, pisaliśmy jeszcze częściej i musiałam przyznać przed samą sobą, że mi się to podobało.

– To tu? – zapytał, gdy skręcił w uliczkę, w której znajdował się dom dziadków.

Miałam ochotę właśnie skakać ze szczęścia — nawet podczas tych cholernych mdłości.

Zakazany I & IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz