Rozdział 9

412 27 27
                                    

Wypuścił z ust biały dym papierosowy, ówcześnie przy pomocy zapalniczki  odpalając używkę. Zaciągnął się nim i westchnął głośno. Na twarzy zagościł mroczny uśmiech, ukazujący brudne, ostre zęby. W czerwonych tęczówkach pojawiła się niebezpieczna iskra, gdy spoglądał za okno swojego gabinetu. Rozsiadł się wygodnie na fotelu i oparł się o jego oparcie, ponownie przykładając papierosa do ust.

- A więc to tak - odezwał się niskim, pełnym wibracji głosem. Przygryzł wargę, powracając wzrokiem do osoby naprzeciw niego. - Dlaczego akurat Cole? - zapytał i wyrzucił niedopałek do przeźroczystej popielniczki, gasząc ogień.

- Już dawno powinienem był go sprawdzić - wyjaśnił i posłał mu tajemniczy uśmiech, co ten odwzajemnił. - To uprzejme z twojej strony, że Kai może nam w tym pomóc - odchylił się na krześle.

- Smith nie musi wiedzieć, dlaczego akurat on został wysłany do Los Angeles - rzucił beznamiętnie i złapał się za nasadę nosa. - Brookstone myśli, że to zlecenie od Clarka? - spytał i wyjął z szuflady ciemnego biurka cygaro. Pogrzebał chwilę wśród papierów, odnajdując chwilę później pudełeczko z zapałkami.

- Tak - przytaknął. - Wcisnąłem mu bajeczkę o tym, jak to facet z rodzinką wyjeżdża na pół roku i ma sporo czasu, by wykonać zlecenie. O dziwo, nabrał się, czego się po nim nie spodziewałem - parsknął z pogardą Morro i spojrzał na oblicze twarzy Garmadona.

Każdy myślał, że mężczyźni się nienawidzili. W końcu, obaj prowadzili swoje mordercze biznesy, więc w teorii byli śmiertelnymi wrogami. Morro do teraz nie wiedział, dlaczego o jego starym przyjacielu mówi się "Lord". On sam ledwo mógł nazwać go szefem. Jedyne, co robił to siedział za biurkiem i mówił kogo by tym razem kropnąć, od czasu do czasu załatwi jakąś broń pracownikom i powie litanię, jak to prawidłowo pozbyć się konkurencji. Tak to zgrywa dobrego tatusia nastoletniego dzieciaka i kochanego męża. Szkoda, że jego rodzina nie wie, co on robi poza domem. Lloyd zawodem ojca nie interesował się w ogóle, nawet o to nie pytał, mimo iż ojciec zapewnił mu, że wprowadzi go w ten świat. Chwalił się Morro, że zrobi z młodego jednego z lepszych gangsterów, nauczy jak kraść auta i je dobrze sprzedać, skąd wziąć dobre środki odurzające. Misako wiedziała, że jej małżonek pracuje w nielegalnym biznesie, lecz Garmadon nigdy nie powiedział jej, co dokładnie robi.

- Serio chłopak ma zabić Kai'a? - czarnowłosy spojrzał na rękojeść swojego małego nożyka. Były na niej białe i zielone czaszki, jakiś pentagram i kolejny napis znakomitość, jaki widniał na jego pierścieniu.

Znakomitość była jego mistrzem. Była idealna. Słuchał jej, był jej podwładny. Chroniła go. Jego mistrzyni, jego perfekcja. To ona zapewniła mu to wszystko. Królowa wszystkiego, co najgorsze, czyste zło, skażone każdym brudem świata. A on ją kochał. Podążał za jej wskazówkami i zawsze wychodziło mu to na dobre. Chciał sięgnąć jak najwyżej, a dzięki znakomitości mu się to uda. Nigdy go jeszcze nie zawiodła. Lord śmiał się z niej, kpił i wątpił w jej potęgę, w którą Morro tak wierzył i tak szanował.

Oh, on mu jeszcze pokaże, co to znaczy wyzywać jego mistrza.

♧︎︎︎

- Oh, kurwa, naprawdę musiałeś to zrobić? Tak mi nie ufasz? - zdenerwowany Cole syczał do słuchawki swojego telefonu. Szybkim krokiem przemierzał korytarze hotelu, aby jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju.

- Chciałem tylko dowiedzieć się, jak sobie radzisz - odpowiedział mu spokojnym i beznamiętnym głosem Morro.

- Podstawiając pieprzonego kelnera? - jego ton przesiąknięty był jadem tak wyczuwalnym i słyszalnym, że aż sam był zdziwiony, iż może tak brzmieć.

𝖬𝗈𝗋𝖽𝖾𝗋𝖼𝗓𝖾 𝗎𝖼𝗓𝗎𝖼𝗂𝖾 || 𝖫𝖺𝗏𝖺𝗌𝗁𝗂𝗉𝗉𝗂𝗇𝗀Donde viven las historias. Descúbrelo ahora