Stella
Nie wierzę. Po prostu nie wierzę.
Wyjeżdżając z Polski, spodziewałam się w Seattle nowego, trochę nudnego i odrobinę trudnego życia. Wiedziałam, że nie będzie łatwo, że wiele rzeczy stanie mi na drodze, ale sobie z nimi poradzę. W Europie przeżyłam niejedno.
Wychodząc z samolotu, nawiedzało mnie wiele myśli. Może po części marzenie spotkania tu osoby, która mnie zrozumie. Z każdej strony. Będziemy razem na uczelni, razem będziemy uczyć się do egzaminów... to takie małe marzenie.
Z pewnością nawet nie przyszła mi do głowy obecna sytuacja. Mężczyzna, którego oblałam szampanem, odmówiłam mu cztery razy kolacji, który nie mam pojęcia jakim sposobem dostał się do mojego mieszkania... i o którym bardzo rozpisują się przeróżne tabloidy.
W łazience na szybko ponownie wystukałam jego nazwisko w wyszukiwarkę.
Trzydzieści sześć. Tyle lat kończy dzisiaj Dario Davies.
Cholera, jest piętnaście lat starszy.
Ale to nie to mnie niepokoi. Niepokoi mnie jego brak obrączki na palcu.
Na wielu zdjęciach jest z tą samą kobietą, mają takie same pierścionki, a niektóre portale plotkarskie kilka lat temu poświęciły sporo artykułów na temat tego mężczyzny... i jego żony. On sam jednak nigdy podobno nie wypowiedział się na ten temat, a przez kilka naszych spotkań nigdy nie zauważyłam u niego biżuterii na palcu.
I nie wiem dlaczego ciągle o tym myślę, a nawet przecież nie mam odwagi go o to zapytać.
Może się rozwiedli i nie ma ochoty do tego wracać?
W każdym razie piętnaście lat starszy, żonaty (albo po rozwodzie) facet to mało odpowiedni typ dla młodej dziewczyny, która wyjechała do Seattle na studia.
Wpatruję się w postawiony przede mną kieliszek. Nie mam pojęcia czemu zgodziłam się wyjść z nim na tą pieprzona kolację, zamiast wykurzyć go z mieszkania. Powinnam to zrobić. Wiem, że powinnam. A jednak siedzimy teraz w klimatycznej knajpce niedaleko mojego mieszkania.
– Dlaczego zarządzanie?
– Hm? – Unoszę gwałtownie głowę.
Pan Davies... to znaczy Dario opiera się o oparcie krzesła. Szary garnitur w luźnym wydaniu z białą koszulą pięknie opinającą jego tors i podkreślającą opaloną skórę leży na nim idealnie.
– Cóż... nie wiem. – Wzruszam ramionami.
– A kawiarnia?
– Potrzebuję pracy.
– Sama się utrzymujesz?
– Nie mam wyjścia. – Siedzimy w tej knajpce już dobre czterdzieści minut. Powiedziałam, że nie mam ochoty na nic z karty, dlatego szatyn zamówił jedynie butelkę czerwonego wina.
– A ty? Czym się zajmujesz? – Mój palec po lekkim stuknięciu w stół, już na nim zostaje. Unoszę niepewnie wzrok na srebrne tęczówki migoczące w ciepłym świetle knajpki.
– Wieloma rzeczami.
– To znaczy? – dociekam. Moczę usta w winie, obserwując jak jego wzrok utkwiony jest w moich ustach. Przejeżdżam po nich językiem, spijając lekką warstwę trunku i czując przy tym ciepło w dole brzucha, gdy Dario śledzi każdy mój ruch.