Od dwóch lat, niemalże codziennie otwieram plik Worda i zapisuję kolejny punkt w mojej liście, która nosi wdzięczną nazwę - oczywiście zapisaną czternastką Times New Roman - POWODY DO NIENAWIDZENIA SZEFA I ZŁOŻENIA W KOŃCU TEGO CHOLERNEGO WYPOWIEDZENIA.
214. W prawie każdy piątek ubiera tę ohydną, szarą koszulę, którą miał na sobie w momencie, w którym śmiał powiedzieć mi, że ubieram się nieodpowiednio do mojego stanowiska pracy.
Od razu zapisuję też kolejny podpunkt - to już czcionką o rozmiarze dwanaście, szanujmy się.
215. Jest patologicznym kłamcą.
Dosłownie. Ten mężczyzna kłamie setki razy dziennie, wymyślając wymówki, dla których nie może uczestniczyć w danym spotkaniu albo dlaczego wieczorem nie spotka się z klientem. Do tego jego "zabawne" anegdotki z życia, które w ogóle nie łączą się w całość, ani nie trzymają kupy, kiedy już spróbujesz się nad nimi zastanowić.
"Kłamstwo to marketing. One sprzedają się w telewizji najlepiej" - powiedział nam któregoś dnia podczas zebrania zespołu Pan
– Lariso.
Gorzki, pełen wyższości głos zagrzmiał nad moim biurkiem, przez co podskoczyłam na obrotowym krześle. Nerwowo zminimalizowałam dokument, aby mój cholerny szef nie mógł zobaczyć, że właśnie zapisuję ósmą stronę A4 powodami, dla których chcę się zwolnić.
Wyprostowałam się, przywołując na usta uprzejmy uśmiech.
– Tak, Panie Nightford? – zapytałam, układając dłonie na biurku.
Rzucił na moje biurko moją różową teczkę, którą oblepiłam naklejkami fioletowych motylków, żeby jakoś się wyróżniała pośród tych nudnych, beżowych. To miało wprowadzić chociaż odrobinę koloru do jego czarno - biało - szarego, trzydziestosześcioletniego życia.
– Twój projekt jest beznadziejny – oznajmił bez cienia zawahania, czy choćby jakiejś wtórnej myśli, że jego słowa są zbyt ostre.
Bo miał to gdzieś. Uwielbiał robić wszystko, aby zamienić życie swoich pracowników w nieszczęśliwe, jednocześnie pilnując się, aby nie przesadzić i nie być pozwanym o mobbing. Stąpał zawsze po cienkiej linii, nazywając to "bezprecedensową szczerością".
Wciągnęłam przez zaciśnięte zęby powietrzę, wpatrując się w ozdobioną teczkę.
– To znaczy? – zapytałam niepewnie, unosząc brew i zerkając na niego.
Jego zielone jak te pliki dolarów, które zarabia na moim nieszczęściu, oczy wpatrywały się we mnie zimno. Miały w sobie ślad irytacji, jakby nie rozumiał, czego ja mogłam nie zrozumieć w jego informacji zwrotnej do mnie.
– To znaczy, że ten scenariusz nadaje się do śmietnika – oznajmił z jeszcze większą łatwością. Jakby w sumie lubił mówić niemiłe rzeczy.
– Aha – odpowiedziałam, bo nie za bardzo wiedziałam, co mogę powiedzieć więcej.
– Jutro o dziewiątej chce widzieć u siebie na biurku coś nowego – dorzucił, na co skinęłam tylko głową posłusznie.
Natomiast wewnątrz mnie wszystko się buntowało. Miałam ochotę zacisnąć pięści i przywalić mu nimi w ten dziwnie równy, zgrabny nos. Albo w policzki, gdzie uwydatniały się jego kości, zarysowując mocno szczękę porośniętą kilkudniowym, ciemnym zarostem.
Albo wytargać go za te wiecznie idealnie i nudno ułożone, czarne włosy, które błyszczały od lakieru.
Albo!
CZYTASZ
LITTLE WHITE LIES [+18]
RomanceLarisa, aby zachować pracę, musi wymyślić zupełnie nowy program randkowy, który zachwyci jej szefa. Jednak to nie takie łatwe, gdy tym szefem jest największy sztywniak na świecie. I to taki, który oznajmia jej, że musi ona sama wziąć udział w wersji...