Rozdział XXVI - Marionetki

95 6 21
                                    

~ Nie rób im tego – rozkazał blondyn – Przecież oni na to nie zasługują.

~ Muszę – odpowiedział przez łzy – Ja nie mam władzy!

~ Jasne, że nie masz – wtrącił Caleb, który nagle stanął w progu – Williamie, miałeś tylko uśpić naszego więźnia, a nie z nim rozmawiać i zdradzać mu nasz plan. Myślałem, że twoja kara jest wystarczająca, ale nieco się pomyliłem. Najwyraźniej przez ten czas się do niej przyzwyczaiłeś, no cóż, i tak za niedługo mój plan się ziści i będę mógł Cię unicestwić – powiedział to tonem zupełnie niepasującym do wypowiadanych słów. Willie spojrzał na niego błagalnym wzrokiem kręcąc głową – Możesz iść, ja za Ciebie dokończę. Poczekaj na mnie przed drzwiami – rozkazał i odsunął się na tyle, aby duch mógł przejść.

Chłopak wykonał polecenie na trzęsących nogach, a za drzwiami upadł na ziemię z bólu. Niedługo to miało się skończyć. Caleb miał go unicestwić, a za tym idzie koniec jego męczarni, ale czy naprawdę tego chciał? Gdyby ktoś dał mu ultimatum - unicestwienie i koniec męczarni lub wieczna męka wiążąca się z bezpieczeństwem Alex'a - chłopak musiałby się poważnie zastanowić. Zawsze stawiał swoje dobro ponad wszystkich, ale po poznaniu swojej sympatii to on był jego priorytetem. On, jego szczęście i bezpieczeństwo. Gdyby mógł cofnąć czas, wolałby go nie poznać i nie przyprowadzać go wraz z Luke'iem i Reggie'm do Hollywood Ghost Club.

~ Wyjaśnisz mi, co to było? – zapytał mężczyzna trzaskając drzwiami.

~ P-przepraszam, po prostu siedzę tu zamknięty i musiałem z kimś w końcu porozmawiać, bo bym zwariował – wyjaśnił.

~ Przydałoby się – prychnął – Przynajmniej nie sprawiał byś więcej kłopotów. Właściwie to nie wiem, po co ja Cię trzymam tyle czasu.

~ Przecież jestem Ci potrzebny do zwabienia chłopaków – odpowiedział niepewnie zdziwiony jego słowami.

~ Już nie, plan trochę się zmienił. Będziesz mi potrzebny, żeby jednego z nich złamać kiedy już tu będą. Chyba wiesz, o którego mi chodzi – wyjaśnił i zaśmiał mu się prosto w oczy. Wyraźnie bawiło go cierpienie podwładnego.

~ To... kiedy zaczynamy? – zapytał z nadzieją, że zdąży jeszcze coś z tym zrobić.

~ Chłopaki właśnie wdrażają pierwszą fazę – odpowiedział i skierował się do windy. Nie było już nadziei.

***

Julie wychodziła z budynku wyraźnie podekscytowana. Musiała jak najszybciej znaleźć się u przyjaciółki, aby podzielić się tym, co przed chwilą ją spotkało. W końcu była szczęśliwa, ale miało się to zaraz zmienić. Zza rogu wyszło dwóch mężczyzn - jeden złapał dziewczynę w pasie, a drugi podaj jej strzykawką lek, znany tylko Caleb'owi. Po chwili zanieśli ją do samochodu i pojechali tam gdzie zawsze.

Dziewczyna obudziła się w nieznanym sobie pomieszczeniu. Poczuła, że jest związana i leży na zimnej podłodze. Słyszała też głosy, ale wydawały jej się stłumione. Próbowała wstać, ale ktoś ją powstrzymał, dotykając jej ramienia.

~ Spokojnie, tutaj jesteś bezpieczna. Może jeszcze się prześpisz? – odezwała się tajemnicza osoba, której Julie nie była w stanie zidentyfikować. Nie słyszała zbyt wyraźnie, a obraz miała rozmazany. Przez swój stan fizyczny przystała na propozycję rozmówcy. – Jest oszołomiona, więc na razie mamy spokój. Rozumiem, że teraz mam jechać po chłopaków?

~ Nie, niech się trochę o nią pomartwią. Myślę, że pojutrze możemy wdrożyć kolejną fazę. A, jeszcze jedno - Fuks, bardzo dobrze się spisałaś.

~ Dziękuję szefie, jestem Ci bardzo wdzięczna – odpowiedziała i chciała wyjść, ale jeszcze na chwilę się odwróciła – Ciągle mam się bawić w obserwatorkę?

~ Tak, musimy wiedzieć, kiedy dokładnie uderzyć.

~ Myślisz, że się uda?

~ Musi. Opracowywałem ten plan tyle czasu, że nie może być w nim żadnej luki. Kilka lat temu byli ode mnie sprytniejsi, bo dokończyli sprawę i wrócili do życia, więc nie mogłem im nic zrobić. A teraz mamy przewagę - wskazał na dziewczynę - i nie zawaham się tego wykorzystać. To ich złamie i nie będą mogli mi odmówić. Będą tańczyć jak im zagram, będą moimi marionetkami i nic nie będą mogli z tym zrobić, wiesz czemu? Bo nauczyli się stawiać swoje dobro na drugim miejscu. No, w przypadku jednego z nich, na trzecim.

~ Nie obawiasz się, że zdołają Cię jakoś przechytrzyć? – wtrąciła się Winston z prychnięciem – Dokładnie się im przyglądałam. Ten, którego uważaliśmy za głupszego, rozłożył podłogę w piwnicy i uciekł przez pierdolone okno! Naprawdę łudzisz się, że Ci nie zwieją?

~ A jak twoim zdaniem mieliby to zrobić? Kiedy moje zaklęcie się wypełni, nie będą mogli wystawić nawet palca za okno tego budynku!

~ Rozumiem, ale nie zrobisz tego od razu, bo musi być zaćmienie, aby zaklęcie się udało. Będą mieli dużo czasu, żeby coś zrobić przed tym, jak zrobisz swoje czary-mary.

~ Nic nie zrobią, będą się bali. Widzisz ją? Jest bezbronna. Gdybyśmy chcieli, moglibyśmy ją teraz zamordować na wszystkie możliwe sposoby i nikt by się nie zorientował. Myślisz, że będą próbowali się sprzeciwić, kiedy ją taką zobaczą? Nie, nie będą. A ty nie odzywaj się tak do mnie, bo Cię zniszczę i powiem wszystkim, że nas zdradziłaś. Nie będziesz miała życia.

~ Oni są sprytniejsi niż myślisz, a ty jesteś głupi myśląc, że wszystko pójdzie jak po maśle – wyśmiała go – Możesz mnie zwolnić za te słowa, ale tego nie zrobisz, bo się boisz. Boisz się, bo wiesz, że jestem zdolna pójść do Luke'a i powiedzieć mu, co zrobiłeś jego żonie. Jestem zdolna pójść do Reggie'go i zdradzić mu cały plan. Jestem zdolna pójść do Alex'a i zdradzić mu, czemu jego ukochany nie odzywa się tyle czasu. Możesz mnie nazwać konfidentką, ale nie zdrajcą, bo dopóki tu pracuje, niczego nikomu nie powiem. Nie jestem jebaną zdrajczynią! – wycedziła mu prosto w twarz i pokazała środkowy palec na odchodne. Wyszła trzaskając za sobą drzwiami, co wywołało u leżącej dziewczyny wzdrygnięcie.

~ Po kim ona jest taka wyszczekana? – zapytał masując sobie skroń, ale nie czekał na odpowiedź, bo zauważył, że Julie znowu próbuje wstać – Uspokój ją.

~ Robi się – odpowiedziała i ruszyła w jej stronę – Hej, wszystko jest w porządku. Myślę, że potrzebujesz jeszcze trochę snu. Co o tym myślisz? – Na jej słowa dziewczyna przytaknęła i powstrzymała swoją nieudolną próbę wstania – Podam jej jeszcze trochę leku, żeby nie sprawiała Ci problemu, a potem pójdę zobaczyć co u naszych muzyków. Potrzebujesz czegoś jeszcze?

~ Niech William idzie z tobą. W drodze ma Ci opowiedzieć o chłopakach, żebyś wiedziała jak ich przekonać do pójścia z tobą.

~ Calebie, ale William nie może opuszczać hotelu, zapomniałeś?

~ To najpierw z nim porozmawiaj, a potem idź śledzić naszych chłopców. Będziesz miała tylko jedną próbę i nie pozwolę Ci ponieść porażki.

~ Nie zawiodę Cię, obiecuję – odpowiedziała i wyszła.

***

Winston siedziała na dachu i rozmyślała o swojej rozmowie z szefem. Po co ona w ogóle tu była? Przecież żadne zaklęcie jej tu nie trzymało, mogła wyjść z hotelu i pójść gdziekolwiek. Uważała, że to niesprawiedliwe. Przecież każdy zasługiwał na szczęście, więc Julie z chłopcami też. Nie chciała tego robić. Nie chciała tam siedzieć i patrzeć jak jej szef rujnuje życie czterem niewinnym ludziom. Nie mogła jednak odejść. Caleb pomógł jej kiedy tego potrzebowała, więc musiała odwdzięczyć się tym samym, nawet za wszelką cenę. Była człowiekiem honoru i na pewno nie odejdzie od niego z własnej woli.

,,Julie and the Phantoms" - dalsze losyWhere stories live. Discover now