Część 1, Rozdział 6

93 10 2
                                    




Nawet nie wiedziała, kiedy pomyliła drogę. Nie było to szczególnie trudne w stanie, w jakim aktualnie Lucy się znajdowała. Wciąż tylko wymyślała sobie od głupich idiotek. Czuła się tak bezdennie zażenowana własną osobą, jak chyba jeszcze nigdy.

- Na co liczyłaś, idiotko? - mruczała do siebie, wbijając paznokcie w dłoń. - Na co ty liczyłaś?

Na dodatek zaczęło padać. Z początku z wolna, jakby nieśmiało, ale nie minęło kilka minut, gdy rozpadało się na dobre. Grzmoty też przybierały na sile. Najbardziej na świecie chciała teraz znaleźć się w swoim łóżku, pod grubym kocem, by schować się przed całym światem, zdjąć przemoczone ubranie i przeżywać swoje upokorzenie przez resztę miesiąca, a kto wie czy nie roku. Na pewno nie wyobrażała sobie, że mogłaby w najbliższej przyszłości spotkać znów Amita. Niemal popłakała się na samą myśl, że w poniedziałek mają wspólnie zaklęcia. Poważnie zastanawiała się, czy nie iść na wagary, wolała tłumaczyć się przed profesorem Sharpem, niż znaleźć się w tym samym miejscu co Krukon. 

Gdy wyszła w końcu spomiędzy drzew, burza szalała na dobre i wyglądało tak, jakby słońce zaszło parę godzin za wcześnie. Gdyby nie rozbłyskujące co chwilę pioruny, błądziłaby pewnie całkiem po omacku. Mimo wszystko nietrudno było trzymać się szerokiej ścieżki, która wiodła prosto do zamku. Okazało się, że błądząc po lesie, znalazła się dużo bliżej Hogwartu, niż się spodziewała, co było jedynym plusem w jej sytuacji. Przez moment przeszło jej przez myśl, czy Amit już dotarł z powrotem do zamku, mimo wszystko nie chciałaby, żeby coś mu się stało samemu w lesie. Może w okolicy nie grasowały już szajki goblinów ani czarnoksiężników, ale po zmroku nadal nie było tu całkiem bezpiecznie. Zaraz jednak przypomniała sobie jego wyraz twarzy, gdy odsunął się od niej, po tym, jak go pocałowała i całe współczucie w mig wyparowało, zastąpione piekącą wściekłością. Choć jeszcze przed chwilą niemal dygotała z zimna, teraz poczuła gorejące w jej wnętrzu płomienie. Zacisnęła pięści i zazgrzytała zębami, a jej oczy, choć nie było nikogo, kto mógłby to zobaczyć, błysnęły czerwienią. Dalszą drogę pokonała przepełniona gniewem.

***

Gdy weszła do zamku, zorientowała się, że jest najwyraźniej pora kolacji. Pomimo tego, że od śniadania zjadła jedynie kilka pasztecików dyniowych, nie zamierzała pojawiać się w Wielkiej Sali, nie była głodna. Ruszyła od razu do lochów, zostawiając za sobą kałuże, ściekające z jej stroju i włosów. Nie zadała sobie trudu, by je za sobą wysuszyć. Była w takim stanie, że prawdopodobnie mogłoby się to skończyć pożarem.

Pokój wspólny Slytherinu był pusty, co powitała z ulgą. Liczyła, że jej sypialnia również będzie pusta i dziewczyny będą na kolacji, ale tutaj czekało ją połowiczne rozczarowanie. Gdy przekroczyła drzwi sypialni, od razu usłyszała płacz, a po chwili również dostrzegła zawodzącą Neridę, siedzącą na podłodze i tulącą się do poduszki. Widok był tak niecodzienny, że na chwilę gniew Lucy przygasł i zastąpiło go zaciekawienie.

- Co się stało? Czemu płaczesz? - podeszła do dziewczyny, nie na tyle jednak blisko, by móc jej dotknąć i pocieszyć.

Zza poduszki zerknęły na nią zaczerwienione oczy i po dłuższej próbie uspokojenia łkania Nerida wyjąkała:

- T-to... Im-imelda. Pokłó..ciłysmy się. Poleciała i ... i jeszcze nie wró..ó..ciła...

- Co? Dokąd poleciała? - Lucy rozejrzała się po pokoju, jakby spodziewała się, że Imelda wyskoczy z któregoś kuferka. - Ogarnij się i opowiedz mi, co się dzieje! - warknęła nieco ostrzej niż zamierzała, na co Nerida drgnęła przestraszona, ale widocznie pomogło to jej poskładać następne zdanie do kupy.

- Po twoim wyjściu pokłóciłyśmy się. O Garretha i innych chłopaków... pamiętasz. No i... - nabrała powietrza, starając się powstrzymać kolejny atak płaczu - No i ona... poszła sobie. Wzięła swoją miotłę. Uznałam, że dobrze, że ochłonie... Ale potem zaczęła się ta burza i... - głos jej się znowu załamał. - Bardzo się martwię... - dodała na koniec płaczliwym głosem.

NajpotężniejszaWhere stories live. Discover now