Część 2, Rozdział 2

90 10 16
                                    

Sebastian

Gdy zamykał oczy, wciąż widział jej twarz wykrzywioną z bólu. W jego uszach ciągle na nowo rozbrzmiewał jej krzyk, gdy błagała go, by przestał. Znienawidził się już w momencie, gdy podjął decyzję, że jej to zrobi. Ale nie myślał wtedy jasno. Opętała go jakaś furia. Chyba sądził, że w ten sposób uda się przywrócić Anne do życia. A przecież doskonale wiedział, że to niemożliwe. Ale on przecież nigdy nie cofał się przed niczym i zawsze robił więcej niż ktokolwiek, by osiągnąć to, na czym mu zależało.

Rozumiał już, że tym razem zaszedł za daleko i w efekcie stracił je obie. Mógł winić tylko siebie i dokładnie to robił przez cały ten czas, przez każdą sekundę, jaka upłynęła od kiedy wycelował w Lucy swoją różdżką z zamiarem sprawienia jej bólu. Wiedział, że gdyby tylko mógł cofnąć czas, zrobiłby wszystko inaczej. Poświeciłby wszystko, by móc zmienić tamtą jedną decyzję.

Odkąd uciekł, jak ostatni tchórz ukrywając się w lasach, a potem górach, myślał tylko o tym, by zdobyć zmieniacz czasu, cofnąć się do przeszłości i wymazać to wydarzenie. Tylko ta jedna myśl jeszcze tak naprawdę trzymała go przy życiu. Ewentualnie mógł cofnąć się bardziej i nie pozwolić Lucy tak się do niego zbliżyć, bo nadal nie był pewien, czy historia nie powtórzyłaby się w ten czy inny sposób. Byłaby szczęśliwsza bez niego. Miał nadzieję, że nawet jeżeli nie uda mu się zmienić przeszłości, to dziewczyna i tak sobie poradzi i o nim zapomni. Była silna, wiedział, że da sobie radę. Pewnie już nim gardzi. Nie dziwiłby się jej, sam też sobą gardził.

Parokrotnie też rozważał, czy nie powinien po prostu dać się pojmać aurorom. Wiedział, że go szukają, wpadły mu w ręce porzucone gazety, gdy buszował w pobliżu Hogsmeade. To byłoby pójście na łatwiznę. Mógłby sprowokować walkę, licząc na to, że aurorzy będą zmuszeni go zabić. Bał się jednak, że jeśli tylko go schwytają, to ześlą na resztę życia do Azkabanu, gdzie zapomni o wszystkich szczęśliwych chwilach, które z nią przeżył. A te wspomnienia znaczyły teraz dla niego wszystko i były jedynym, co pozwalało mu względnie funkcjonować. Nie mogli mu odebrać jeszcze tego. Porzucił więc ten pomysł, skupiając się na planie zakładającym zdobycie zmieniacza czasu. Tylko tak mógł naprawić wszystko, co spieprzył z Lucy.

Był też świadomy, że nie uratuje w ten sposób Anne. Gdy znalazł ją w krypcie, martwą, w ramionach swojego przyjaciela, myślał, że jego świat się zawalił. Ale najgorsze miało dopiero nadejść.

Choć wtedy nie przyjmował ich do wiadomości, słowa Ominisa teraz brzęczały mu w głowie, jak zapętlona melodyjka:

- Ona wiedziała, że umiera, była z tym pogodzona. Pamiętaj, co jej obiecałeś.

Obiecał jej, że nie użyje więcej czarnej magii. Obiecał jej, że to była ostatnia próba uratowania jej. I w tamtym momencie, nim jeszcze jej ciało ostygło, złamał obie te obietnice. Za to również się nienawidził. W jednej chwili stracił swoją siostrę, a w następnej, już z własnej głupoty również pozostałe dwie osoby, które kochał równie mocno. Nie pamiętał, co przywróciło mu wtedy zmysły, czy moment, gdy Lucy straciła przytomność, czy krzyk Ominisa, który wszedł niemal w tej samej sekundzie. Pamiętał tylko obezwładniające przerażenie, które ogarnęło go, gdy zrozumiał, czego się dopuścił. Bez wahania oddałby swoje życie, gdyby dzięki temu mógł cofnąć to, co zrobił. Ale jego życie nie było nic warte, musiał więc wymyślić inny sposób, by wszystko naprawić.

Przede wszystkim wiedział, że nie może już zostać w Hogwarcie. Nie chodziło wcale o to, że go aresztują, po prostu nie mógł pozwolić, by Lucy natykała się na niego przez resztę semestru. Czuł, że tylko usuwając się z jej przestrzeni, może zapewnić dziewczynie spokój i dać szansę, żeby się z niego wyleczyła. Myśl o tym, że o nim zapomni sprawiała mu gorzką, perwersyjną satysfakcję. Wiedział, że zasłużył na to, by tak cierpieć. Chciał tak cierpieć. Torturował się, wyobrażaniem sobie, jak patrzy na niego z obojętnością, która była gorsza od nienawiści. Cokolwiek mogliby mu zrobić aurorzy i Ministerstwo, nigdy nie będzie tak okrutne, jak kara, którą sam sobie ciągle wymierzał.

NajpotężniejszaWhere stories live. Discover now