Rozdział 8

315 18 2
                                    

- Nie mogłabym zrobić czegoś wbrew sobie, tylko po to, żeby ciebie zadowolić. To nie miałby szans..., Adaś jesli, chociaż w połowie jesteś ojcem takim jak partnerem. A wiem, że jesteś. Ten dzieciak ma szczęście. Mieć ojca takiego jak ty.....
Nauczysz go kiedyś chodzić, mówić, jeździć na rowerze, pokażesz mu samoloty. Pokocha je tak jak ty. Nauczysz  go latać helikopterem. Pokażesz mu świat,  jaki potrafi być piękny.
Później, gdy dorośnie, będzie łamał serca kobietom i świetnie je pieprzył. Twój olbrzym na pewno został przekazany dalej. - Zaśmiałam się przez łzy. - Nie mogę ci tego zabrać, jemu też. Choć bardzo cię kocham i zawsze tak będzie.
Wiesz, że musimy trzymać się od siebie  z daleka. Twój zdrowy rozsądek mówi ci to samo. Dziś zaszwankował, dlatego tu jesteś. Wiem, że to cholernie trudne, ale tak musi być. To, co się dziś wydarzyło, nie może nie nigdy więcej powtórzyć i pójść  dalej.
Czuje się podle... po tym, co się stało.
Nie chce stawać wam na drodze do szczęścia. On na nie zasługuje.
Dziecko jest niczemu winne, że jego rodzice się pogubili.
Kochasz tą kobietę, gdyby tak nie było, nie mielibyście syna i ślubu. Znam cię, oddajesz całego siebie w związku. Nie spieprz tego...

- Muszę dokończyć  zupę.

Odwrócił się do mnie placami.

- Nic nie powiesz? - Zdziwiłam się, jego zachowawczą postawą. Tyle się nagadałam, a on nie miał zamiaru nic powiedzieć? - Adam? - Podeszłam do niego. Nie powinnam była przytulać się do niego, ale cholera to było silniejsze ode mnie. Objęłam go w pasie. Policzek wtuliłam w szerokie ramiona. Ciszę przerywało stukanie noża o deskę. Zacięcie kroił warzywa.
Wsunęłam mu dłonie pod koszule, chciałam poczuć wypukłości, jakie miał na wyrzeźbionej klacie. Kurwa...
Chciałam uklęknąć przed nim i mu obciągnąć.
- Powiedz coś.... - Wyszeptałam.

- Co mam powiedzieć? - Przerwał na chwile krojenie. - Że szaleje, jak widzę kogoś obok ciebie. Że nadal coś do ciebie czuje, jest to silniejsze ode mnie. Nie umiem nad tym zapanować... - Wrócił do krojenia. - Dlatego muszę wyjechać.

Wypuściłam udręczone westchnienie z płuc. Dokładnie wiedziałam, jak on się czuł.

- Jak ma ci pomóc? - Oderwałam się od niego. Poprawiłam włosy.

- Zrobię wszystko sam, możesz usiąść na kanapie, gdziekolwiek chcesz. Poczekaj, kiedy będzie gotowa dam ci znać.

- Nie, chcę ci pomóc. - Odwrócił się do mnie, jego brew poszybowała wysoko. - No, co nie mam dwóch lewych rąk. Do czegoś się nadaje.

- Nie wątpię. - Skupił wzrok na moich majtkach. Podążyłam za jego wzrokiem. Miałam trochę spermy na udzie.

- Idę założyć spodnie. - Nie czekając na to, co powie. Odwróciłam się z zamiarem pójścia do sypialni.

- Nie! - Zatrzymał mnie, łapiąc za nadgarstek. Odwrócił mnie twarzą ku sobie. Złapał mnie za biodro, jego palce coraz mocniej oplatały mój nadgarstek. - Pieprzyć to! - Złapał mnie za kark, jego język wdarł się szturmem w moje usta. Nie nadążałam za tempem, jego wargi i języka. W pewnym momencie zabrakło mi tchu. Musiałam odepchnąć go od siebie. Złapałam haust powietrza do płuc.

Nie spodziewałam się gwałtowność z jego strony. Tymczasem on złapał mnie za szyje, pchnął na ścianę za mną.

- Nie ważne kto będzie po mnie, ja już zawsze będę tym pierwszym. - Jego usta rozszerzyły się w uśmiechu. - To ja cię złamałem... - uśmiechnęłam się, na jego słowa. Bo kurwa miał sporo racji, on zawsze będzie tym pierwszym. - Ja skruszyłem lody na tym sercu. - zsunął mi z piersi bluzkę, zassał sterczącą brodawkę.

Ja pierdolę...

Miałam ochotę zmięknąć, błagać o pieprzenie. Obiecałam sobie coś i miałam zamiar dotrzymać danego sobie słowa. On zaraz może zmienić front i znów nazywać mnie, jak mu się, tylko zechce. Od nieszanującej się kobiety, po znacznie gorsze epitety. Koniec końców to ja będę musiałam spojrzeć na siebie w lustrze.
Wbiłam mu paznokcie w dłoń, zaciskającej się na moim gardle.

Niegrzeczna Pani Prezes 3Where stories live. Discover now