3. Podła wiedźma

171 21 6
                                    

— W lesie ktoś był — powiedział Firenzo. — Zakała mówił, że była to czarownica, która podpaliła las.

Nic w tym nie wydawałoby się podejrzanego, gdyby nie dalsze słowa centaura. W gabinecie dyrektorki poza samą Mcgonagall i Firenzo, stali także Flitwick, uczący zaklęć, Sprout od Zielarstwa, Slughorne i Snape od eliksirów, Trelawney z Wróżbiarstwa. Pozostali nauczyciele pilnowali, by uczniowie nie krzątali się po korytarzach, w czym pomagali im prefekci domów. Poza lasem, uczniami, duchami i portretami wstrząsnął fakt zniszczonego obrazu, którego postać nigdy się nie poruszała. Dzielny Cadogan mówił, jakoby widział kogoś podobnego do postaci z portretu, ale mogło mu się wydawać, ponieważ działo się to tak szybko.

McGonagall rozmasowała sobie skronie, czując, że sprawy mocno się pokomplikowały. Do szkoły wtargnęły dwie osoby, które mogły skrzywdzić uczniów. A przecież tym dzieciakom walki w życiu wystarczyło. Snape nie odzywał się, czując, że jego obecność jest tu niepożądana. Mimo swoich zasług, niektórzy z jego współpracowników nie potrafili zapomnieć, że nawet jeśli robił to z rozkazu Dumbledore'a, nadal był Śmierciożercą. Pozwalał torturować i mordować. Patrzył na to. A teraz oni patrzyli na niego.

— Kogo widziano? — zapytała profesor Sprout.

— Hilde Annafolz — odpowiedział Firenzo.

Doprawdy niefortunne. Ciotka Alice, która od początku była ich wrogiem i doprowadziła do śmierci własnej rodziny, teraz wyszła z ukrycia, by podpalić Zakazany Las. Przez pewien czas pełniła tu rolę nauczyciela, dlatego znała niektóre zakamarki Hogwartu, a jeśli zdradziła je Twórcy Śmierci ten mógł tu wnikać niespostrzeżony. A przecież zabezpieczyli wszystkie wejścia i wyjścia. Mimo próśb Eris, włączono w to Ministerstwo. Wkrótce mieli przybyć Aurorzy, by patrolować okolice szkoły.

— Czy Alice Manson wie? — zapytał Flitwick. — To jej ciotka.

— Nie — przyznała McGonagall, zdejmując z głowy szpiczasty kapelusz. — I proszę, aby ta wieść do niej nie dotarła. Niedługo rok szkolny dobiegnie końca. Pozwólmy, by ostatni rocznik spokojnie ukończył szkołę.

Większość nauczycieli była zgodna, oprócz Snape'a. Jednak nie wyraził otwarcie sprzeciwu. Ostatnia wojna sprawiła, że między nim a Alice pojawiła się pewna więź, może zbyt bliska jak na nauczyciela i uczennicę, ale na brodę Merlina — oglądał ją w stanie bliskim śmierci, oglądał jej tortury. Sam narażał własne życie, by razem z Narcyzą Malfoy ją uratować. Nie powiedział nikt tego na głos, ale było jasne, że w całym Hogwarcie, poza innymi uczniami, to jemu ufała najbardziej. Uważał, że nastolatka miała prawo wiedzieć o powrocie ciotki, by móc się na to psychicznie przygotowywać.

Wkrótce przybędą Aurorzy, to na ich głowie będzie utrzymanie bezpieczeństwa, on wtedy skupi się na eliksirach, zaszyje się w swojej ciemnicy i nie wyjdzie. Opuścił gabinet dyrektora jako pierwszy, mając nadzieję, że w drodze do lochów na nikogo się nie natknie. W innym przypadku odejmie parę punktów, da komuś szlaban, może gdzieś nawinie mu się Longbottom?

— Severusie?

Zatrzymał się przy zejściu do lochów, przeklinając swoje szczęście. Ze wszystkich żywych i martwych w tym zamku, musiał spotkać akurat ją. Z ociąganiem odwrócił się, by popatrzeć na przygarbioną postać. Od kiedy ostatni raz widział Eris, zmieniła się bardzo — kasztanowe włosy urosły znacząco, że rozpuszczone sięgały jej aż do pasa. Wciąż zakrywała swoje ręce pokryte dawnymi bliznami, ale ubrania na niej nieco wisiały. Ostatnimi czasy musiała jadać nieregularnie, o ile w ogóle jadała. Twarz też wydawała się zniszczona czasem, zmęczona. Gdy przyłapał się, że przygląda jej się za długo, było za późno, by odejść.

— Czy możemy porozmawiać? — zapytała ostrożnie, ważąc słowa, by go szybko nie urazić.

— A czy mamy o czym? — uniósł wysoko brwi.

— Pozwól mi wyjaśnić wszystko. — Postąpiła krok ku niemu, a jego serce zabiło mocniej. Zapragnął zapomnieć, jak złamała mu serce, jak rozpłynęła się w powietrzu, tylko po to, by znów ją mocno objąć i upewnić się, że jest prawdziwa. Chciał tego, ale odpuścił. — Rozumiem, że możesz mnie nienawidzieć, ale Severusie, nie chciałam odchodzić.

— Nie chciałaś? —powtórzył powoli mężczyzna, wykrzywiając usta w złośliwym uśmiechu. — Zaskakujące... Zawsze byłaś wybitna w znikaniu i odchodzeniu bez słowa. Potter, Manson, twój brat, szybko rezygnujesz z ludzi.

— Severusie, nie oceniaj mnie, nie znając prawdy — warknęła, tracąc cierpliwość. — Ja nie postawiłam na tobie krzyżyka, gdy odkryłam, kim jesteś. Kim byłeś. Śmierciożercą. Nie skreśliłam cię i nigdy nie odeszłam. 

Snape nie wydawał się być przekonany tak żałosnym tłumaczeniem. W jej słowach kryła się prawda, ale nie potrafił jej wybaczyć. W pewien sposób była to dla niego kara. Nie wysłucha jej, nie przyjmie przeprosin, a tym samym on w jej oczach będzie uchodził za drania, którym faktycznie był. Pozostanie samotny, taką karę sam sobie naznaczył za grę w okrutnej sztuce Dumbledore'a. Nie zamierzał odpowiedzieć, więc poprawił swoją czarną szatę i postąpił krok ku schodom. Eris pokręciła głową, ruszając za nim.

Zamknie jej drzwi przed nosem, oboje o tym wiedzieli, że tak to się skończy. Jednak Eris Trevalyan była cholernie uparta! Złapała go za ramię, używając całej swojej siły. Zakręcili się razem tak, że kobieta uderzyła nosem w klatkę piersiową Mistrza Eliksirów, zaklęła paskudnie, co jeszcze bardziej rozbawiło Snape'a. Zaraz na twarz mężczyzny ponownie pojawiło się niezadowolenie.

— Czy możesz łaskawie mnie wysłuchać?!

— Łaskawość nie leży w mej naturze — prychnął Snape. — Eris, nie interesuje mnie nic, co zamierzasz powiedzieć.

— Morgana nie żyje — rzuciła, wpatrując się w jego oddalające się plecy. — Odnalazłam matkę i ojca. Spotkałam ducha Syriusza! — Nic. Nic go nie obchodziło. — Umieram, Severusie.

Czarodziej zastygł w bezruchu. Obiecywał sobie, że jeśli to był tylko głupi żart, by go zatrzymać, osobiście ukatrupi ją Avadą. Zauważył już wcześniej, że wygląda na słabszą, marniejszą, ale czy to było spowodowane nadchodzącą śmiercią? Postanowił dać jej pięć minut i zaprosił wbrew sobie do swojej komnaty.

Pięć minut na wyjaśnienia i ani sekundy dłużęj.

Ale pięć minut zmieniło się w trzy godziny, bo tyle trwała opowieść Eris od wyjazdu do Beauxbatons aż do teraz. To przypominało im czasy, gdy wieczorami spotykali się w prywatnym pokoju Snape'a, opowiadając swoje historie z życia. Cholera, nawet raz tu zatańczyli, nie do końca trzeźwi, ale jednak. 

— I... odpowiesz mi? — wydukała Eris, mocno już wycieńczona tym dniem. Ostatnimi również. — Sev?

— Nienawidzę tego — warknął Snape. — Nienawidzę, jaką władzę masz nade mną, przebiegła wiedźmo. 

Eris uśmiechnęła sie mimowolnie i w oczach Severusa uchodziła za najpiękniejszą osobę na świecie, pomimo znaczącej straty wagi, podniszczonej cery. Była cudowna. Chciał ją nienawidzieć, wykopać z komnaty i zapomnieć o tej rozmowie, ale nie potrafił. Ostatnie miesiące spędzał sam ze sobą, wierząc, że zasłużył na samotność. Nadal w to wierzył. Eris chyba zrozumiała jego obawy, bo wstała i chwiejnym krokiem podeszła bliżej Mistrza Eliksirów. Obejmując dłońmi jego twarz, złożyła na jego ustach krótki pocałunek, całkowicie dezorientując czarodzieja.

Gdy się odsunęła, Snape objął ją w pasie i przyciągnął bliżej siebie, znów całując — dłużej i mocniej. Choćby była to podła mara, zwykła wizja, chciał tego zaczerpnąć jak najdłużej. Wplótł swoje długie palce w kasztanowe włosy, próbując przypomnieć sobie, czy zawsze pachniały tak miło. Kwiatami. 

— Podła wiedźma... — szepnął, na co Eris zachichotała, wtulając się w niego i zamykając oczy. — Nawet nie wiesz, jak...

Przerwał, słysząc cich pochrapywanie. Warknął zirytowany, że teraz będzie musiał pozwolić jej tu nocować. Niechętnie odstąpił jej łóżka, na którym ją ułożył, samemu zajmując miejsce na kanapie. Pal licho wygodę! Snape przesunął palce po dolnej wardze, rozpamiętując ciepło ust Eris i ich sycący smak.

— Gdy będzie po wszystkim — powiedział do siebie, od razu zasypiając.

Imperius Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz