4. Szalony plan

131 16 9
                                    

Alice ledwo potrafiła się skupić na zajęciach z Eliksirów. Mimo że dostała jasne wytyczne, jak ma przyrządzić miksturę, to wciąż wgapiała się w pustą przestrzeń przed sobą. Inni uczniowie byli skupieni na swej pracy, aby w żaden sposób nie podpaść nauczycielowi. Jednak Snape też wydawał się być dziś nieobecny. Oczywiście z zupełnie innego powodu niż Alice - rano zostawił śpiącą kobietę w swojej sypialni i ciągle miał przed oczami, do czego kiedy nimi doszło i do czego dojść jeszcze mogło.

Z kolei Alice... Ona myślami zbierała puzzle układanki. Ktoś podpalił Zakazany Las, tym samym odwracając uwagę od włamania się do szkoły przez potężnego czarnoksiężnika, który zniszczył prawdopodobnie swój własny portret. Koryfeusz Vundomhive. Wątpiła, aby kiedykolwiek zetknęła się z tym nazwiskiem, dlatego zaraz po obiedzie planowała zaszyć się w bibliotece. Szary dym unosił się nad jej kociołkiem, domagając się kolejnego składnika. Na ziemię sprowadziło ją lekkie dźgnięcie w bok. Alice spojrzała wystraszona na Dracona, który tylko uniósł wysoko brwi, nie rozumiejąc, gdzie uciekały myśli jego narzeczonej.

- Zawalisz to zaraz, a ja nie mam zamiaru robić tego za ciebie - syknął nieco głośniej, nie zwracając uwagi na to, że Snape mógł go usłyszeć.

- A mógłbyś - odparła złośliwie.

Zgodnie z przepisem z podręcznika dodała liście malwy, obserwując jak szarawa konsystencja eliksiru zmienia się w jaskrawy róż. Nigdy nie miała talentu do eliksirów, a jednak musiała je ukończyć z dobrą oceną, aby móc chociażby marzyć o posadzie uzdrowiciela. Snape przeszedł przez salę, ostro komentując pracę podopiecznych. ,,Pochwalił" jedynie pracę Malfoy'a, nagradzając Slytherin dziesięcioma punktami i omal nie zakrztusił się, twierdząc, że Granger również się spisała.

- Manson, zaczekaj no moment - przywołał do siebie uczennicę, kiedy reszta klasy wyszła już na korytarz. - O ile się nie mylę, powiedziałem ,,Manson", a nie ,,Malfoy". Nie jesteście po ślubie - skwitował, widząc, że Ślizgon niczym rzep przystanął przy jego biurku. - Może źle się wyraziłem. Malfoy, wynocha z mojej sali.

Chłopak próbował sprzeciwić się, ale jedno spojrzenie Alice przekonało go, by tym razem odpuścić. Ten jeden raz. Z jakiegoś powodu dziewczyna odczuła ulgę, gdy została sama z nauczycielem. Popatrzyła niezrozumiale na Mistrza Eliksirów.

- Czy coś się stało, panie profesorze?

- Powiedzmy... Zapewne domyślasz się, że w Hogwarcie znów zaczyna dziać się trochę więcej rzeczy...

- Chodzi panu o włamanie do szkoły? - spytała.

Snape przytaknął, okrążając własne biurko, by stanąć przed uczennicą. Nadal nie potrafił przywyknąć do jej białych włosów, które wyglądały, jakby składały się z tysiąca małych śnieżynek. Dodawało jej to uroczego, aczkolwiek chorobliwego wyglądu w porównaniu z jej bladą skórą. Jednak to była cena, którą zapłaciła za przeżycie.

- Zaczynamy prostować pewne sytuacje i ja chcę jedną sprostować z tobą. - Alice zmarszczyła czoło, kompletnie nie rozumiejąc, do czego zmierza nauczyciel. - Najwidoczniej głupota przenosi się przez ślinę. Inaczej, Alice Manson, powiedz mi, co się stało po wojnie z Lucjuszem Malfoy'em?

Dziewczyna zadrżała, nie spodziewając się tego pytania. Minęło tyle miesięcy, nikt nie pytał. Niektórzy uważali, że jak tchórz uciekł i chował się, możliwe nosząc już inne nazwisko, a jeszcze inni zakładali, że ktoś go dopadł. Nie aurorzy, nie śmierciożercy... To Alice go dopadła. Pierwsze tygodnie życia z poczuciem winy zabierały jej sen z powiek, zsyłając tylko koszmary. Kiedy przywykła do tej myśli, że rzuciła Avadę i to jeszcze na ojca Draco, teraz Snape rozdrapał tę ranę. Przecież Draco ją znienawidzi za to! Zabiła mu ojca!

Imperius Onde as histórias ganham vida. Descobre agora