Coś w zamian

3 1 0
                                    


Powiedzieć, że pogoda była tragiczna byłoby tak bardzo nieadekwatne do rzeczywistości jak powiedzieć, że Salem był urodzonym szachistą. To była największa burza jaką mógł sobie przypomnieć, ale trzeba było przyznać, że było to w pewien sposób również dość zachwycające. Pomimo tego, że znajdowali się w środku i tak słyszeli dudnienie dochodzące z zewnątrz. Coś grzmiało co jakiś czas i nawet portret gentlemana – starego pana Metza, dziadka Abrahama, wydawał się bardziej pochmurny.

Było ciemno, zasięg to pojawiał się to znikał i po półgodzinnej wichurze, gdy wszystko lunęło, odcięto prąd.

Dom kultury zwykle nie robił wrażenia tak staroświeckiego, jak gdy pogrążono go w ciemnościach. Salem właściwie sądził, że przybytek był dość nowoczesny, nietłamszący, ale teraz, kiedy sala klubu Żółwi stała taka przyciemniona i osowiała, czuł się jakby utknął na dobre w jakimś starym zamczysku. Oprócz pracowników Noumena, byli tam tylko oni. Zawieszeni między jasnością i ciemnością, ciszą a wrzaskiem żywiołu.

Nikt jednak oprócz niego nie wyglądał na podobnie przejętego tą anomalią pogodową, bo przecież jeszcze godzinę temu było pełne słońce i żadnych zachmurzeń...

Roch układał jakąś wieżę z figurek szachowych ignorując piorunujące spojrzenia Samanty, która zaplatała Sawie wymyślny warkocz. Samanta nie lubiła, kiedyś ktoś bawił się szachami. I zawsze krzyczała, jeśli jakaś spadła na podłogę. Aga miała ściągnięte jakieś opowiadania na telefonie i siedziała w kącie na kanapie uśmiechając się tajemniczo i wzdychając co jakiś czas. Felix wyglądał jakby spał, co Salemowi wydawało się w aktualnej sytuacji czymś właściwie niemożliwym, kiedy sam podskakiwał za każdym razem, gdy błysk pioruna rozświetlał okna, a grzmot sprawiał, że rytm jego serca zostawał zakłócony.

– Nie lubisz burz – powiedział James cicho, przysiadając się do niego przy szachownicy.

Roch spojrzał na nich znad swojej budowli i po chwili wahania wstał, i poszedł usiąść przy Agnieszce, jednocześnie tracąc możliwość podsłuchiwania ich.

– Emilia mogła być w drodze tutaj, kiedy to się zaczęło – odparł trochę wymijająco.

– Różne wypadki towarzyszą takiej pogodzie. Ostatni raz, kiedy tak strasznie padało dostałem tę bliznę.

Salem potarł swoje ramiona, czując chłód, którego się dzisiaj nie spodziewał, kiedy wychodził z domu w totalnym skwarze.

– Czy to ten moment, kiedy opowiesz mi o tym co się stało?

James zaczął poprawiać figurki po swojej stronie szachownicy, dotykając każdego po kolei.

– Jeszcze nie.

Salem westchnął.

– Nie kontaktowałem się z tatą. Raz dzwonił, ale nie zauważyłem, więc tylko odpisałem, że nie było mnie przy telefonie.

– Wiem, że z nim nie rozmawiałeś – odpowiedział i sięgnął po zegar nakręcając obie części po piętnaście minut.

Sięgnął po pionka przy królu i rozpoczął grę. Salem zerknął na niego krótko i odpowiedział w lustrzany sposób.

– Mogę cię okłamywać. Może jednak mam z nim kontakt i tylko udaję, że tak nie jest.

– Gdyby tak było to bym o tym wiedział. Wiem, że może wydawać ci się to dziwne, ale ja wiem, że nie rozmawiałeś z Gabrielem od dawna – powiedział mu z naciskiem, dając znać żeby Salem nie drążył tematu. – Co u Elke?

Gra rozpoczęła się na dobre i Salem zauważył, że nie było mu nawet tak ciężko skupić się na grze, kiedy rozmawiali na jakiś inny temat.

– Dobrze. Elke się nie zmienia. Pewnie jest nadal taka sama jak ją zapamiętałeś.

Dzieci CiszyWhere stories live. Discover now