Rozdział 1: Aut

18.5K 300 78
                                    

Drodzy!

Większość rozdziałów została usunięta. Te, które zostają, mogą odrobinę się różnić od wersji finalnej, gdyż wciąż są przed korektą.

Do zobaczenia na papierze! <3


____________


Troy.

London Main High School to jedna, jak nie jedyna szkoła w Wielkiej Brytanii, która zrzesza ze sobą tak barwną i niesamowicie różnorodną społeczność, że czasem zastanawiałem się, czy nie jestem zbyt normalny, nudny by się tu uczyć. Kiedy przed trzema laty zdecydowałem się składać tu papiery, pierwszym i właściwie jedynym kryterium wyboru była najlepsza licealna drużyna koszykówki. Błyskawice od dekady oddały tytuł mistrza jedynie raz, w roku poprzedzającym moje przyjęcie do drużyny, a ja postanowiłem zapisać się w jej historii jako najlepszy, najbardziej wartościowy gracz rocznika '22.

Kiedy startowałem w zawodach koszykarskich, nigdy nie myślałem, że mógłbym stać się na swój sposób sławny. Nie zależało mi na popularności. Ona sama dopadła mnie zupełnie nieproszona po dziesiątym z kolei wygranym przez Błyskawice meczu, kiedy w ostatniej sekundzie wykonałem buzzer beater za trzy punkty, zapewniając nam tym samym najgłośniejszy awans do półfinału, za sprawą eliminacji drużyny, która od początku była typowana na faworyta. Międzyszkolne media okrzyknęły mnie graczem sezonu, a pół roku później, jeszcze przed zakończeniem pierwszej kasy mianowano mnie najmłodszym kapitanem drużyny w długiej historii szkoły. Każdy znał moje imię, wiedział jak wyglądam, a co poniektórzy ustalili nawet gdzie mieszkam. Czy mi to przeszkadzało? Trudno powiedzieć. Do tej pory chyba nie miałem z tym większego problemu, jednak od czasu do czasu myślałem o tym, że miło by było wyskoczyć po szkole do kawiarni, czy kina nie narażając się na ukradkowe spojrzenia i podszepty fanów. To Troy Evans, mruczeli pod nosem, wyciągając telefony i pstrykając mi zdjęcia z ukrycia. Dziewczyny chichotały, chłopaki czasem prosiły o wspólne selfie. To było odrobinę nużące i niepotrzebne. Byłem zwykłym chłopakiem i żyłem jak zwykły licealista. Snułem się po korytarzach z kumplami z drużyny, a po lekcjach biegałem po boisku.

Starałem się zawsze stać z boku, nie wywyższać, ani tym bardziej nie brylować na wszystkich możliwych imprezach towarzyskich. Nie czułem potrzeby, by należeć do kółka teatralnego, które co dwa miesiące organizowała tematyczne wieczorki taneczne. Nie należałem do żadnego bractwa, nie bratałem się z komputerowcami, czy projektantami. Nie uczęszczałem na koncerty chóru ani sam nie zabierałem się za ogarnianie domówek, które biorąc pod uwagę wielkość willi moich rodziców cieszyłyby się gigantycznym zainteresowaniem. Wszystko to omijałem szerokim łukiem przez pierwsze pół roku zarządzania drużyną Błyskawic, dopóki nie poznałem Evy. A raczej póki ona nie wyciągnęła mnie siłą z szatni i nie zaprosiła na pierwszą randkę.

W pierwszej chwili nie miałem pojęcia jak się zachować. Wiedziałem, że wiele dziewczyn ma na mnie chrapkę, jednak jeszcze żadna nie odważyła się do mnie zagadać. Odpowiadało mi to, bo zamiast na związkach wolałem skupić się na grze. Ale kiedy po meczu z West Golden High School zjawiskowa, czarnowłosa piękność o oczach wielkich i ciemniejszych niż smoła stanęła na progu szatni, wołając mnie po imieniu i nazwisku nie mogłem, a nawet nie chciałem jej zignorować.

- Troy Evans? - zapytała, stając na wprost mnie w korytarzu dzielącym szatnię od hali, na której odbywał się mecz.

Jej usta miały kształt serca, a kiedy uniosła ich kąciki, w prawym policzku pojawił się mały dołeczek. Na ten widok, moje serce z miejsca wywinęło koziołka. To było jak alley oop: jej uśmiech wykonał perfekcyjny rzut, który zakończył się celnym wsadem prosto do mięśnia pompującego krew w moim organizmie. Zatraciłem się w jej spojrzeniu i przepadłem.

MVP - The Most Valuable Prize [ZOSTANIE WYDANE]Where stories live. Discover now