Rozdział 5: Blok

7.2K 230 40
                                    

Troy

- Dobra, chłopaki. Na koniec po pięć osobistych i możecie iść do szatni. - Trener rzucił w kierunku Adama piłkę i podrapał się po dwudniowym zaroście.

Minął już tydzień od naszej porażki z Wilkami i złość, która podczas kilku ostatnich treningów wyzierała z każdej jego komórki odrobinę zelżała.

Adam ustawił się przed trumną*, ugiął nogi w kolanach, by po chwili wybić się na palcach i oddać jeden z pierwszych bezbłędnych rzutów. Z boku każdy jego ruch wyglądał jak zaprogramowany. Doskonała, płynna praca nadgarstka, trajektoria lotu piłki właściwie identyczna przy wszystkich próbach i zaciśnięta tryumfalnie pięść w momencie, w którym piłka ocierała się o zawieszoną na obręczy siatkę.

Ludzie, którzy nie zajmowali się zawodowo koszykówką mogliby pomyśleć, że zdobycie w ten sposób punktu nie kosztuje nas ani trochę wysiłku, jednak prawda była inna. Każdy celny rzut okraszony był ciężką, wieloletnią pracą, które efekty mogli podziwiać podczas rozgrywanych przez nas meczy.

Kiedy po skończonym treningu udaliśmy się do szatni, trener podążył za nami, by poinformować nas o zbliżającym się meczu towarzyskim z jednym z londyńskich liceów.

- Słuchajcie, za dwa tygodnie mamy wyjazd do Pocisków z Harrow. Doskonale wiecie, że nasza przygoda z mistrzostwami... - zawiesił głos i przełknął głośno ślinę. Widać było, jak wiele kosztowało go zachowanie spokoju. - dobiegła końca. Ale to nie znaczy, że mamy dawać ciała w każdej kolejnej rozgrywce, jasne?

Przytaknęliśmy z entuzjazmem. Chyba każdy z nas marzył o tym, by udowodnić, że przegrana z Wilkami była jedynie wypadkiem przy pracy. Pech chciał, że ten wypadek kosztował nas tak wiele.

- Wiem, że ostatnio traktowałem was z rezerwą. Może niesłusznie - kontynuował, marszcząc czoło. - W końcu to ja za was odpowiadam. Dlatego koniec z tym. Zapominamy o Wilkach, o minionym tygodniu i bierzemy się do roboty!

- Tak jest, trenerze! - Wrzasnęliśmy na całe gardło.

Wreszcie zaczęliśmy budzić się z letargu, który wkradł się w naszą drużynę. Drużynę, która od lat działała jak doskonale zaprojektowana maszyna, niezdolna do popełniania błędów.

- I nie chcę już więcej widzieć tych posępnych min. Do końca sezonu zostało nam sześć spotkań. Jedyną opcją, jaką akceptuje, jest wasze, n a s z e zwycięstwo!

- Tak jest, trenerze!

- Michael, od poniedziałku to ty przejmiesz rolę kapitana drużyny - powiedział nagle trener, posyłając mi krótkie, niepewne spojrzenie.

W moich płucach zabrakło powietrza.

W szatni zapadła cisza tak dotkliwa, że bez trudu mogłem usłyszeć bicie serca siedzącego obok mnie Dylana. W mojej wyobraźni, otaczające nas ściany i szafki zaczęły na mnie napierać. Sufit zadrżał, jakby miał za chwilę runąć na podłogę.

Krew odpłynęła mi z twarzy i skumulowała się gdzieś na wysokości kostek. Puls stanął, a żołądek przykleił się do kręgosłupa.

Czy to jakiś cholerny żart? Czy czegoś nie zrozumiałem?! Serio zostałem zdegradowany? I to tylko przez jeden zasrany mecz, w którym nie popisał się żaden z nas? Miałem wrażenie, że moja czaszka za chwilę eksploduje od zgromadzonego w niej natłoku myśli i nerwów. Chciałem krzyczeć.

- E...y... czy to konieczne? - Michael jako pierwszy otrząsnął się z szoku. Pociągając za kosmyki swoich ciemnych włosów przeskakiwał wzrokiem między mną, a trenerem. - Nie sądzę, żebym dał radę. W końcu to Troy zawsze był...

MVP - The Most Valuable Prize [ZOSTANIE WYDANE]Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang