Rozdział 4: Równanie sprzeczne

7.7K 234 32
                                    

Mia

- Wszystko w porządku? Wyglądasz jakbyś ducha zobaczyła.

Mama wyczesywała właśnie grube futro Ore, kiedy skołowana wkroczyłam na podwórko, prowadząc przy sobie rower.

- Halo, ziemia do Mii! - Odłożyła szczotkę na trawnik i wykonała kilka zamaszystych wymachów, by zwrócić moją uwagę.

Stanęłam na wprost niej i potrząsnęłam głową, by uporządkować myśli i choć przez chwilę skupić się na czymś, co nie miało związku z London Main High School i drużyną Błyskawic.

Szczególnie, z drużyną Błyskawic.

- Co? - zapytałam, omiatając jej sylwetkę wzrokiem.

Siedziała ze skrzyżowanymi nogami na starej, wytartej poduszce od ulubionego, bujanego fotela taty. Miała na sobie swój stały zestaw: jeansowe ogrodniczki i jasną koszulkę. Stopy jak zwykle pozostawiła bose, bo uwielbiała, kiedy łaskoczą ją źdźbła trawy.

Mama była jedyna w swoim rodzaju, ale też zbyt beztroska, by zrozumieć z czym obecnie przyszło mi się borykać.

- Pytałam co się stało. Jesteś blada jak pergamin. - Odrzuciła na plecy swoje długie włosy w identycznym odcieniu jak moje.

- Nic. - Pokręciłam zbyt nienaturalnie głową i wsunęłam dłonie w kieszenie spodni

- Na pewno? - Uniosła jedną brew. Jej Badawcze spojrzenie wypalało dziurę w moich policzkach.

- Tak. Oczywiście, że tak! Trochę mi tylko słabo. Jestem cholernie głodna.

- Uważaj na słowa - skarciła mnie, celując w moją klatkę piersiową palcem wskazującym. - Twoja siostra bawi się za domem.

- Przepraszam! - Zakryłam usta dłonią i szybko wbiegłam do domu, odpędzając skaczącego na mnie z przesadnym entuzjazmem Bruncha.

Zatrzasnęłam się w pokoju i rzuciłam na łóżko, przybijając sobie mentalna piątkę za uniknięcie kolejnych pytań mamy. Specjalnie użyłam słowa, które w naszym domu uznawano za przekleństwo, by odwrócić jej uwagę i zwiać przed formującymi się w jej głowie pytaniami. Mama znała mnie jak nikt, ale też nie do końca nadawałyśmy na tych samych falach. Zawsze mogłam na nią liczyć i nigdy, przenigdy mnie nie zawiodła. Czułam się przy niej raczej jak przy starszej przyjaciółce niż przy kobiecie, która przez dziewięć miesięcy nosiła mnie pod sercem. Ale ona nie widziałaby niczego złego w tym, co wydarzyło się w bufecie przed godziną. Wręcz przeciwnie - znając jej temperament i zamiłowanie do życia chwilą, pobiegłaby do apteki, by kupić mi paczkę prezerwatyw.

Oczywiście kompletnie niepotrzebnie!

Bo kiedy tylko usłyszałam to kuriozalne pytanie, które zadał mi Troy Evans, tylko na moment straciłam rezon. Mój puls zdawał się na kilka sekund zaniknąć, a krew najprawdopodobniej zmieniła kierunek swojego krążenia. Na całe szczęście wszystkie te przedziwne objawy somatyczne zniknęły tak szybko jak się pojawiły, a fala gorąca, która zalała moje policzki właściwie od razu się ulotniła, zabierając ze sobą wszelkie ślady czerwonego pigmentu, na rzecz wspomnianej przez moją mamę pergaminowej bieli.

*

Wpatrywałam się w duże, brązowe oczy Evansa, mrużąc przy tym powieki i sprawiając wrażenie, jakbym go niedosłyszała. Szukałam w odmętach pamięci krótkotrwałej jakiejś nutki drwiny, która przebijałaby przez zadane od niechcenia pytanie. Jakiegoś haczyka, czy zniekształconej głoski, przez którą najwyraźniej nie do końca zrozumiałam o co mu chodziło.

Bo umówimy się - Troy Evans i ja na balu? Razem? To nawet nie jest zabawne. To niemożliwe! Jak równanie sprzeczne, które nie ma rozwiązania.

Kiedy jednak moje poszukiwania nie przyniosły żadnego skutku, zaczęłam w napięciu wyczekiwać wybuchu śmiechu - oczywiście szyderczego.

MVP - The Most Valuable Prize [ZOSTANIE WYDANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz