Rozdział 5

3.4K 335 10
                                    

Aiden

Przesadziłem, a paskudne otarcie na jej policzku było na to dowodem. Chciałem jakoś załagodzić sytuację i w końcu powiedzieć jej, że nie jestem żadnym cholernym przestępcą, ale ta mała w ogóle nie chciała ze mną rozmawiać. Twarda sztuka. Przez kilka kolejnych dni unikała mnie, jak ognia. Często widziałem, że gawędziła z sąsiadami, pomagała im wnosić zakupy do domu, zdobywała ich serca, ale gdy tylko znalazłem się w pobliżu, umykała, rzucając mi nienawistne spojrzenia.
Nie mogłem się temu dziwić, bo tak naprawdę sam miałem ochotę sobie w tej sytuacji przypierdolić. Z drugiej strony, skoro Black miał ją pod swoimi skrzydłami, dlaczego nie zadzwonił do mnie z pretensjami? Musiała się przecież poskarżyć. Albo i nie?
Dziewczyna stawała się dla mnie zagadką, którą nie wiedzieć dlaczego pragnąłem rozwikłać. Zdecydowanie zbyt długie przebywanie w domu mi nie służyło. Musiałem w końcu podjąć decyzję. Właściwie już ją podjąłem, choć żadna z opcji nie była dla mnie satysfakcjonująca.
Nie trudziłem się, żeby jechać na Komendę. Zadzwoniłem do szefa i poinformowałem go o swojej decyzji. Ten poinstruował mnie, gdzie i do kogo mam się zwrócić, by rozpocząć pracę przy uniwersyteckim krawężniku. Zdawał się być niezwykle zadowolony, że wybrałem właśnie tę alternatywę.
Z zastępcy szefa bostońskiej policji, stałem się podrzędnym uniwersyteckim funkcjonariuszem. Jeśli myślałem, że sięgnąłem dna już wcześniej, tak w tej właśnie chwili zrozumiałem, że moje dno sięgało znacznie głębiej.
Zaparzyłem sobie mocną, czarną kawę i postanowiłem wrócić do filmu, którego nie zdążyłem pobrać, kiedy mała czarnula wtargnęła na mój teren. Bez trudu go odszukałem i od razu skopiowałem na swój dysk. Nie rozumiałem, dlaczego zależało mi na tym, by dowiedzieć się, czy to ona odegrała wątpliwej przyjemności główną rolę w tym cholernym porno. Nie mogłem obejrzeć go do końca, ponieważ zacinał się w momencie, kiedy ci goście zbliżali się do łóżka, do którego była przytwierdzona. Albo lubiła takie zabawy, albo... Nie, nie przewidywałem innego scenariusza.
Nie dysponowałem odpowiednimi programami, by wyostrzyć obraz i odpowiednio go wykadrować, dlatego zadzwoniłem do znajomego, który niegdyś bawił się w to dla policji. Miałem nadzieję, że będzie w stanie mi pomóc.
– Wolf, ty jeszcze żyjesz? – przywitał mnie entuzjastycznie.
– Mam sprawę. – Od razu przeszedłem do rzeczy. – Wyślę ci film. Muszę mieć ostrość i wychwycony każdy dźwięk. Zacina się w dwunastej sekundzie.
– Na kiedy?
– Jak najszybciej – mruknąłem i w tym samym czasie przesłałem mu plik. – Masz?
– Mhm – potwierdził mruknięciem. – Czekaj.
Słyszałem, jak uderzał palcami w klawiaturę, a już po chwili westchnął.
– Co jest?
– Jakość gorsza niż z kamery przemysłowej z lat dziewięćdziesiątych – stwierdził z niezadowoleniem. To będzie kosztować.
– Cena nie gra roli – odburknąłem. – Daj znać.

***
Wkraczając na teren Uniwersytetu Bostońskiego czułem, jakbym odbywał podróż w czasie. Niegdyś sam studiowałem w tym miejscu na kierunku, który niewiele miał wspólnego z pracą w policji. A to, czym miałem zająć się, obejmując tu stanowisko, również nie miało niczego wspólnego z tym, co robiłem dotychczas.
Przed rozmową z dowódcą, którego znałem jeszcze z czasów, kiedy rzeczywiście patrolowałem ulice i wypisywałem mandaty, otrzymałem nowy mundur i kilka śmiesznych gadżetów. Brakowało jeszcze, by wręczyli mi broszury, które miałbym rozdawać studentom. Czułem się upokorzony. Poczucie niesprawiedliwości rozrastało się we mnie każdego dnia od wielu miesięcy i zdawało się, że powrót do służby był punktem kulminacyjnym mojego wkurwienia.
Siedziałem rozpostarty na niewygodnym krześle w niewielkim biurze i setny raz zadawałem sobie pytanie: W co ja się, kurwa, wpakowałem?
– Tu w ogóle się coś dzieje, czy odprowadzacie dzieci do pokoi po imprezach i dajecie buziaki w czółko? – prychnąłem już mocno zniecierpliwiony.
– Wolf, nie zachowuj się jak rozkapryszony smarkacz – prychnął szef uniwersyteckiej policji. – Jesteś tylko o stopnień niżej niż dotychczas. Będziesz robił to, co zawsze, tylko na mniejszym obszarze.
– Chcesz mi powiedzieć, że studenci bawią się w przestępców? Kradną drinki, czy donuty z tej budy, którą mijałem? – Wciąż kpiłem, a on rzucił mi przejrzystą teczkę i kiwnął głową.
– To już nie jest zabawa – warknął. – Dwadzieścia osiem gwałtów u nas i tyle samo na Harvardzie, a to są wyłącznie te, które zostały zgłoszone. Przydzielę ci kog...
– Pracuję sam – przerwałem mu.
– Nie tutaj i nie przy tej sprawie. Ciesz się, że w ogóle coś dostałeś. Powinieneś zacząć od odprowadzania studentów do pokoi i dawania buziaków na dobranoc – zawarczał złośliwie, przytaczając moje słowa. – Martinez. Ona potrafi wzbudzić zaufanie młodych.
– Nie będę pracował z babą – zawarczałem i skupiłem się na aktach, które mi wręczył.
– Kogo nazywasz babą?! – Usłyszałem za plecami.
Odwróciłem się niespiesznie i zobaczyłem...
– Molly?! – parsknąłem.
– Cześć, dupku. Kopę lat, co?
Wstałem i uścisnąłem małą, niepozorną policjantkę. Mogłem się spodziewać, że Heller ściągnie ją na swój posterunek. Niegdyś wszyscy pracowaliśmy w tym samym dystrykcie. Po kilku latach ja awansowałem na zastępcę szefa bostońskiej policji, a oni rozproszyli się w inne strony. Jak widać, wciąż trzymali się razem.
– Postanowiłaś się odmłodzić wśród studenciaków?
– Ja zawsze będę młoda, za to tobie przydałoby się kilka zabiegów. – Trąciła mnie łokciem w żebro. – To jak? Przeżyjesz moje towarzystwo?
– Jakoś cię zniosę. – Puściłem do niej oko.
Nie sądziłem, że znajdę choć jeden pozytyw w swojej zawodowej porażce, ale obecność starej znajomej sprawiła mi autentyczną radość.
– Doskonale! – wykrzyknął Heller. – Skoro uprzejmości mamy za sobą, to bierzcie się do roboty, a po służbie idziemy na drinka.
– Prowadzę. – Rozłożyłem ręce. – Więc innym razem.

***

Po kilku dniach bezskutecznego analizowania akt, postanowiłem wziąć robotę do domu. Rozłożyłem wszystkie zdjęcia na podłodze, i jak zawsze, wcisnąłem w uszy słuchawki, żeby żadne zewnętrzne czynniki mnie nie rozpraszały.
Przez wiele godzin próbowałem coś znaleźć, jakikolwiek szczegół, który umknął ludziom, pracującym nad tą sprawą przede mną. Wszystko wskazywało na to, że gwałtów dokonywała jedna osoba, siejąc postrach wśród dziesiątek tysięcy studentek.
Działał tylko na Uniwersytecie Bostońskim i Harvardzie. Ofiarami były wyłącznie studentki kierunków humanistycznych, a to oznaczało, że skurwiel musiał zbierać informacje na temat swoich potencjalnych ofiar, obserwować je.
Każda z nich była odurzona i nie widziała napastnika. Co więcej, żadna z nich nie chodziła na żadne studenckie imprezy. Wzorowe uczennice, skupione wyłącznie na nauce i przesiadujące w bibliotekach. Pojebaniec nie lubił kujonek...
Przetarłem zmęczone oczy, kiedy muzyka w słuchawkach ucichła. To oznaczało, że ktoś próbował się do mnie dodzwonić. Spojrzałem na zegarek. Kto, u diabła, dzwoni o trzeciej nad ranem?
Wstałem z podłogi, wyjąłem airpodsy z uszu i wziąłem smartfon w dłonie.
– Pani Shelter? Znów nie może pani spać? – zapytałem, podejrzewając, że kobieta znów siedziała w oknie i widziała jakieś cienie, które rzecz jasna, były groźnymi mordercami, buszującymi po osiedlu.
– Przed domem obok stoi jakiś samochód.
– Przecież ta młoda tam mieszka, nic dziwnego, że na posesji jest jakiś wóz.
– Nie, nie, nasza Jasmine nie ma samochodu. Ktoś przyjechał pół godziny temu – mówiła z przejęciem. – Ja myślę, że to znów włamywacze! – upierała się.
– A nie przyszło pani do głowy, że ktoś ją odwiedził?
– Na pewno nie! To jest spokojna dziewczyna, ona nigdy nikogo nie zaprasza! Idź tam i sprawdź – powiedziała rozkazującym tonem. – Nie możemy pozwolić, żeby temu promykowi coś się stało.
Promykowi, kurwa?! Nasza Jasmine?! Ta młoda ich omotała...
– Z całym szacunkiem, pani Shelter, ale nie będę niańczył...
Nie dokończyłem, ponieważ w domu obok rozległ się przeraźliwy, wwiercający się w głowę krzyk. Jej krzyk.
Szybko zakończyłem połączenie i wyjmując z kabury broń, wybiegłem z domu.
Spokojne osiedle, do cholery...

Miss Gold #4 Hikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin