Rozdział 23

54 9 7
                                    

🌶️🌶️🌶️🌶️🌶️🌶️🌶️🌶️🌶️🌶️


William pociągnął go na parkiet, ale to on zaprowadził ich możliwie jak najdalej od innych tańczących. Akurat puścili wolniejszą piosenkę, więc bez skrępowania objął ramionami szyję mężczyzny, zbliżając się do niego.

Wolna piosenka była wybawieniem Desmonda. Dla Lily zrobiłby wszystko, ale skakanie po parkiecie w rytm żwawej, dyskotekowej muzyki... Chyba naprawdę był już na to za stary. Uśmiechnął się, gdy Lily zarzucił mu ramiona na szyję, i natychmiast objął go, niemal do niego przylegając. Ellie musiała im to wybaczyć.

– Jesteś... szczęśliwy? – Zapytał nieśmiało w pewnym momencie.

– Bardzo – odpowiedział mu cicho Violet. – Nigdy... nigdy nie byłem tak szczęśliwy, jak z tobą – wyznał po chwili i tym razem to na jego policzkach pojawiły się rumieńce.

William uśmiechnął się jeszcze szerzej, słysząc to.

– Ja również jestem szczęśliwy – przyznał. Kołysząc się, pochylił się... i musnął wargami usta Lily, słodko i czule. – Jestem szczęśliwy z tobą...

Lily czuł się pijany. Pijany od alkoholu, pijany przez Willa... Uśmiechnął się w ten pocałunek, wciąż kołysząc się w rytm spokojnej piosenki.

– Powinienem podziękować Riley za to, że w sylwestra zamówił te kwiaty – wyszeptał, ocierając się wargami o usta Willa.

Desmond również nie odsunął się nawet odrobinę, pozostając tak blisko przy twarzy Lily. Oparł czoło o jego czoło, przez co ich wargi niemal stykały się ze sobą przez cały ten czas.

– Powinieneś – odparł. Delikatny uśmiech błądził po jego twarzy. – Ale gdyby tego nie zrobił... Wierzę, że prędzej czy później i tak byśmy się spotkali... Choć mogłoby to potrwać dużo, dużo dłużej.

– Ja też w to wierzę. Wierzę, że... jesteśmy sobie przeznaczeni, bo to... to nie mógł być przypadek – wyszeptał Lily i pocałował go, nie przejmując się tym, że wciąż byli na parkiecie.

Mężczyzna odwzajemnił jego pocałunek z niezwykłym uczuciem. Objął go ściślej, a jego palce zadarły o gładką koszulę, sunąc w dół pleców chłopca. Pogłębił pocałunek, rozchylając językiem jego usta, a gdy wsunął go do środka, zadrżał, czując jego gorący, słodki język. Zsunął swoje ogromne dłonie na jego okrągłe pośladki, okryte obcisłymi, czarnymi spodniami, i zacisnął na nich palce.

– Podobają ci się... te spodnie? – Spytał szeptem Violet, wciąż z ustami przy jego wargach. – Ubrałem je specjalnie dla ciebie...

– Dla mnie? – Powtórzył, nie kryjąc zaskoczenia. Sam nigdy nie ubrałby takich spodni, ale Lily... Musiał przyznać, że wyglądał w nich zjawiskowo. I cholernie, cholernie seksownie. Czarna, obcisła skóra idealnie podkreślała smukłość jego nóg, opinając się na jego pośladkach... Musnął krótko jego usta, zanim przysunął wargi do jego ucha. Polizał jego płatek. – Wolałbym cię bez nich.

Chłopak niemal jęknął, gdy poczuł ten mokry język na swoim uchu. Kurwa, William naprawdę chciał, by zaczął go błagać o to, aby poszli się pieprzyć.

– Ubrałem je, żebyś przez cały wieczór myślał o tym, jak bardzo lubisz mój tyłek – wyznał, przyciskając się do niego mocno. – I żebyś nie mógł doczekać się nocy.

William aż sapnął cicho, wprost do ucha chłopca, wyraźnie zaskoczony. Lily był twardy. Wyraźnie twardy, a to... to było ostatnią rzeczą, jakiej się spodziewał. Co podnieciło go aż tak bardzo..? Był już aż tak pijany?

W sylwestrową noc [bxb]Onde histórias criam vida. Descubra agora