Rozdział 6: Załącznik B

2K 130 8
                                    

Draco Malfoy się nie dąsał.

Wcale.

Po prostu szarpał frędzle kanapowej poduszki i apatycznie nad czymś rozmyślał.

I ewentualnie od czasu do czasu wzdychał cicho pod nosem.

Co było całkowicie normalnym zajęciem jak dla byłego Ślizgona o lekko nadprogramowej skłonności do dramatyzmu.

Ale absolutnie się nie dąsał.

Narcyza Malfoy przeszła obok, a Draco z poczuciem winy naprawił zaklęciem zniszczone poduszkowe frędzle, zanim kobieta zdążyła cokolwiek zobaczyć.

Może trochę się smucił.

Odrobinkę.

Może nawet większą odrobinkę.

Ogólnie rzecz biorąc, nie należał do ludzi, którzy się dąsali. Jednak jego żona miała bezprecedensową umiejętność wydobywania z niego najbardziej wstydliwych aspektów osobowości.

Powód przygnębienia Dracona był następujący: on i Hermiona Granger byli małżeństwem od roku, jedenastu miesięcy i trzydziestu dni.

Podczas gdy inni czarodzieje przy podobnej okazji mogli cieszyć się naręczami rocznicowych prezentów, z których znacząca część charakteryzowała się dość kreatywnym wykorzystaniem motywu bawełny, dylemat Dracona był o wiele poważniejszy i niepokojący.

Ich małżeństwo było czymś w rodzaju przypadku ze szczególnym udziałem starożytnej biblioteki, Opalookiego Antypodzkiego, alternatywnego wymiaru i pewnej bardzo nachalnej świadomej magii... Wszystko to składało się w jeden konkretny problem: więź małżeńska, która ich połączyła, miała wygasnąć dokładnie w drugą rocznicę ich zaślubin.

W ciągu ostatnich sześciu miesięcy Draco próbował poruszyć ten temat na przeróżne subtelne sposoby. Wiedział, że Hermiona nie przepada za wielkimi, wystawnymi weselami, więc bezceremonialnie wspomniał jej o szeregu mniejszych atrakcyjnych lokali, odległych romantycznych lokalizacjach i różnych schematach zaślubin.

Zaproponował wyjazd do Australii i ślub z udziałem jej rodziców (niestety wciąż niepamiętających jej osoby) w charakterze świadków. Wspomniał o wszystkich bibliotekach, których jeszcze nie odwiedzili, zarówno magicznych, jak i mugolskich. A także o wszystkich bibliotekach, w których już byli, a które podobały jej się najbardziej. Wspomniał nawet o możliwości pójścia do Biblioteki Watykańskiej i nakłonienia samego kardynała do przypieczętowania ich związku.

I na wszystkie te propozycje jego żona parskała śmiechem, odrzucając je, jakby sobie z niej żartował. Żadna z tych propozycji nie wydawała się jej ani trochę interesująca. Ostatnio zaczęła się nawet wyraźnie irytować, gdy tylko poruszał ten temat.

Ostateczny cios zadała mu jednak tydzień temu, kiedy kompletnie rezygnując z bibliotek, wspomniał o tym, że mogliby przynajmniej udać się na wspólną wycieczkę i popływać po Morzu Śródziemnym na żaglówce (z żaglami z płótna wykonanego w stu procentach z bawełny). Hermiona westchnęła, przewróciła oczami, opowiedziała o tym, jak dużo ma teraz na głowie, i przypomniała mu, że w ten konkretny weekend powinien udać się do Aleksandrii, by odnowić osłony na wszystkich książkach odziedziczonych po swoich przodkach.

W tym momencie jego serce praktycznie upadło na podłogę, mijając palce u stóp i lecąc dalej w kierunku stopionego jądra ziemi, gdzie zaczęło spalać się na popiół.

No tak.

Odnawianie osłon w Aleksandrii.

Po tamtym dniu zrezygnował z poruszania tego tematu i przez ostatni tydzień przeżywał dwa lata swojego małżeństwa, próbując obsesyjnie wybadać dokładny moment, w którym coś poszło nie tak.

[T] Biblioteka Aleksandryjska | DramioneWhere stories live. Discover now