9. Myśli

118 9 1
                                    

W pierwszy dzień ferii Radek został sam w domu.

Mama odwoziła Antka na autokar, który miał go zabrać na obóz snowboardowy; potem jechała do pracy. Aleks zakazał mu przychodzić, mówiąc, że ma odpocząć i cieszyć się feriami jak normalny dzieciak. Więc Radek próbował to robić, składając pranie i nieuważnie oglądając pierwszy lepszy serial, który znalazł na Zetflixie.

Kiedy złożył ubrania mamy, zaniósł je na jej w pośpiechu zaścielone dwuosobowe łóżko. Zasłony były rozsunięte; do środka wpadał blask dnia. Podświetlał cienką warstwę kurzu na nocnej szafce, gdzie w krzywym stosie leżały trzy książki, które aktualnie mama czytała. Radek uśmiechnął się, widząc, że już zdążyła podwędzić Antkowi jedną z książek pożyczonych od Aleksa. Zamyślony, pogładził jej sztywną okładkę, po czym wyszedł z pokoju.

Głupawy serial leciał nadal na wiszącym w dużym pokoju ekranie. Chłopiec wygrzebał pilota spod stosu złożonego prania i wyłączył telewizor. To by było na tyle jeśli chodzi o relaks i normalne spędzanie ferii, pomyślał. Potem chwycił dwa pozostałe stosy pachnących płynem do zmiękczania tkanin ubrań. Swoje dżinsy, t-shirty, bokserki i dziurawe skarpetki rzucił niedbale na łóżko w swojej sypialni, a rzeczy Antka wylądowały na krześle w jego niewielkim pokoju – bo łóżka w nim nie było. Jego brat od dwóch lat spał w futonie, który co rano zwijał i wpychał do schowka w regale. Jego sypialnia zdecydowanie nie wyglądała jak pokój przeciętnego nastolatka. Żadnych plakatów, zdjęć, obrazków, sprzętu gamingowego, płyt czy figurek – zamiast tego prawie pusta podłoga, skromny regał pod ścianą, niski stolik, pod którym upchane były podręczniki i zeszyty. A wokół tego: dżungla.

Rośliny, których nazw Radek nie znał stały po kątach, na półkach i na parapecie, zasłaniając okno do połowy i sprawiając, że światło wpadające do pokoju miało zielonkawy odcień. Sięgnął po przytrzaśniętą jedną z doniczek szczegółową instrukcję podlewania, z której wynikało, że za dwa dni powinien sprawdzić, czy kilka okazów nie ma już sucho – i jeśli tak, to podlać je dokładnie odmierzoną ilością wody z jednej z pięciu butelek stojących pod oknem. Wyciągnął telefon i ustawił sobie przypomnienie, a potem jeszcze jedno, na wszelki wypadek.

Wrócił do swojego pokoju i złożył pranie do szafy. Potem zmusił się do odrobienia jednego dużego zadania domowego, które jeden jedyny okrutnik wśród nauczycieli zadał im na ferie. Kiedy nadeszło południe, nie miał pomysłu, co robić dalej. Pomyślał o tym, ile roboty mógłby odwalić u Aleksa, mając tyle wolnego. A potem zaczął się zastanawiać, co miał w zwyczaju robić w wolnym czasie, zanim zaczął u niego pracować. Nie mógł wymyślić nic konkretnego. Czas jakoś mijał, przepływał między palcami, uciekał. Nie miał żadnego hobby, nie uprawiał sportu, nie miał wyraźnych talentów, które mógłby rozwijać od małego. Po prostu żył. Dopiero teraz zaczął sobie myśleć, że być może to trochę za mało.

***

Aleks siedział czwartą godzinę w swoim fotelu, który miał być superergonomiczny, jednak jego bolące plecy właśnie temu zaprzeczały. Zrobił więc to, czego zabraniał mu surowy etos pracy, który sam sobie narzucił: chwycił laptopa i przeszedł z nim z gabinetu – strefy pracy – do sypialni – strefy odpoczynku. Z ekscytującym poczuciem łamania wszelkich zasad, położył się, wsunął lewe ramię pod poduszkę i wrócił do pisania. Już po chwili przypomniał sobie, dlaczego praca z łóżka nie jest społecznie unormowana: leżąc na boku, pisał dwa razy wolniej niż zwykle, ramię zaczęło go boleć, a poduszka szeptała, żeby zrobił sobie przerwę... Tylko na pięć minut...

Jednak łóżko najlepiej nadawało się do spania...

I do innych rzeczy, pomyślał, kiedy miękkie usta spoczęły na jego lekko rozchylonych wargach...

– Co robisz? – spytał.

– Powiedziałeś, że muszę się bardziej postarać, żeby dostać napiwek – powiedział chłopiec i pocałował go znowu. – Obiecałem Antkowi, że kupię mu King Konga...

– A on jest taki drogi?

– Hodują go tylko w Pentagonie... – mruknął chłopiec, wsuwając chłodne palce w jego włosy i przyciągając go bliżej.

Odwzajemnił uścisk, dotykając nagich ramion, bladych i ponętnych. Przez ciało chłopca przebiegło drżenie. Cichy, kuszący szept rozległ się tuż przy jego uchu:

– Jak się bawiłeś, kiedy miałeś osiemnaście lat...?

***

DRRRRRR.

– To Święty Mikołaj... – powiedział Aleks. Spróbował wyswobodzić się spod ciała chłopca, ale stawało się coraz cięższe i cięższe; nie mógł się ruszyć...

DRRRRRRRRRRRR.

Odgłos dzwonka nareszcie przebił się do świadomości i Aleks otworzył oczy. Zaraz też zaczął tego żałować, gdy wspomnienia przerwanego snu zaczęły zalewać jego myśli. Schował twarz w dłoniach i leżał bez ruchu, ignorując kolejny dzwonek. Zapadła cisza. Nadal czuł jedwabisty dotyk ust na swojej skórze. Odtwarzał w myślach wciąż to jedno fałszywe wspomnienie; rozkoszował się nim, czując do siebie coraz większe obrzydzenie. Zamknął wciąż otwartego laptopa i obrócił się na brzuch, zakopując twarz w poduszce. Gdyby mógł wrócić do tego snu, zrobiłby to...

Nagła myśl poderwała go na nogi. Wybiegł z pokoju i zerknął przez okno po drugiej stronie domu; w dole, na schodkach prowadzących do drzwi wejściowych, siedziała znajoma szczupła sylwetka. Czarne włosy były schowane pod czapką z pomponem, a ramiona, które dopiero co dotykał w swoim śnie, kryły się w grubych rękawach puchowej kurtki. Miał ochotę zawołać przez okno, zbiec po schodach, otworzyć drzwi...

Nie zrobił tego. Osunął się po ścianie, przygarnął kolana do twarzy i siedział tak przez kolejne pół godziny, będąc więźniem własnych nieznośnych myśli.


Odprowadzę cię do domuWhere stories live. Discover now