1.

1K 16 3
                                    

TONY

Leżałem na łóżku bezcelowo wpatrując się w sufit. Wydawał się on dziwnie interesujący i patrzenie na niego przez jakieś trzy godziny oraz kłócenie się z głosami w głowie było bardzo przyjemne. Jednak to, co piękne szybko się kończy, bo mój wewnętrzny monolog przerwało pukanie do drzwi. Domyślałem się, że może to być Dylan i Shane, którzy znowu chcą mnie wyciągnąć na jakiś denny melanż. Od jakiegoś czasu jakoś nie chce mi się nigdzie wychodzić.

- Wejdź. - Powiedziałem, nie odrywając wzroku od białej ściany nade mną.

- Hej Tony - Zaczął Dylan, wchodząc do mojego pokoju.

- Nie pójdę z wami na melanż. - Odpowiedziałem bezsilnie. Jak można pytać człowieka kilka razy w ciągu kilku godzin czy pójdzie z tobą na jakiś melanż, bo oni chcą się napić.

- Stary, no dawaj. - Nalegał Shane. Wtedy spojrzałem na nich. Byli ubrani tak jak zawsze jakaś bluza i dresy, czyli jeszcze nie zaczęli się szykować.

- Nie musisz pić tylko nas tam zawieź i przywieź spowrotem. - Dylan spojrzał na mnie błagalnie, pewnie myśląc, że to coś da.

- Poproś szofera? Albo Will'a? - Zaproponowałem, odwracając się na bok tyłem do nich i naciągając kołdrę pod samą szyję zamknąłem oczy, które po chwili otworzyłem.

Jak ja mam im się przyznać, że nie mogę prowadzić, bo jakiś czas temu wciągnąłem. Przecież by mnie zabili. Żadne z nas nigdy nie sięgnęło po używki (poza papierosami) oraz Vincent definitywnie nam tego zabronił. A my niby się mu nie sprzeciwialiśmy, ale jednak złamałem tę zasadę kilkukrotnie. Czasami narkotyki stanowiły moją ucieczkę od rzeczywistości i stosowałem to w chwilach takich jak: kończąca się paczka papierosów, niechęć palenia, ale chęć wyluzowania się czy nawet głupia kłótnia i niechęć patrzenia na kogokolwiek. Patrzyłem w jeden punkt na ścianie przede mną był jakiś taki inny niż reszta. Niby niczym się nie różnił, ale dla mnie był wyjątkowy.

- Jak będziecie wychodzić zamknijcie drzwi, proszę. - Powiedziałem miło i dopiero po chwili zdałem sobie sprawę z tego, co powiedziałem. Kurwa, ja ich nigdy o nic nie prosiłem, znaczy prosiłem, ale nie używałem słowa: "proszę". To jest zbyt oficjalne na tych debili.

- Nie tak łatwo, stary. - Sapnął Shane po chwili na mnie wskakując. Odruchowo przetarłem nos, żeby w razie czego nie było widać śladu. Chłopak leżał na moim boku, a Dylan na moich nogach. Nie powiem bolało cholernie, gdy naparł ręką na moje kostki.

- Chłopaki? - Odezwał się cichy, damski głos z głębi korytarza. - Moglibyście być trochę ciszej, proszę?

- Jasne. - Odparł bez zawahania blondyn.

- Czemu leżycie na Tony'm? - Zapytała, pojawiając się w drzwiach. W tamtym momencie dziękowałem niebiosom za młodszą siostrę.

- To jest bardzo dobre pytanie, Hailie. - Powiedziałem, pożerając Shane'a wzrokiem.

- Bo zamula na chacie. Nigdzie nie chce z nami iść. - Wyjaśnił Dylan, naśladując mnie.

- W sumie też bym nie chciała z wami nigdzie iść, więc Tony ma rację. - Zdziwiłem się, słysząc to od mojej siostry, ale podziękowałem jej.

- Dziękuję. Teraz proszę ze mnie zejść i opuścić mój pokój! - Podniosłem ton jednak chłopcy nadal się nie ruszali, więc wstałem zrzucając ich z siebie. Spuściłem nogawkę spodni, którą podwinął blondyn kładąc się na mnie. Wziąłem telefon z szafki nocnej, zwinnie unikając ręki Shane'a, która próbowała złapać mój nadgarstek. Podeszłem do drzwi.

Losy Tony'ego - Rodzina Monet Where stories live. Discover now