Rozdział IV "Lord Voldemort"

349 14 23
                                    

Narrator
Viviene stała w jakimś długim pomieszczeniu z dwóch stron otoczonym filarami z wizerunkiem węża. Wszędzie panował półmrok a jedynym źródłem światła była jej różdżka z której tryskał lekki blask. Dziwiło ją to ponieważ nie wypowiadała żadnego zaklęcia rozświetlającego. Wędrowała długim korytarzem trochę przypominającym pomost. Po dwóch stronach można było zauważyć wodę a na samym końcu pomieszczenia znajdował się kamienny posąg. Podeszła bliżej i usłyszała syk. Nie należał do niej ani żadnego węża. Był to głos jakiegoś chłopaka. Lekko zdezorientowana zaczęła się rozglądać. Nikogo nie zobaczyła. Jedyną rzeczą jaką udało jej się dostrzec był stary zniszczony dziennik. Schyliła się by bardziej mu się przyjrzeć. Był oprawiony w czarną skórę a na górze widniał napis "Dziennik Toma...". Nie zdążyła odczytać ostatniego słowa ponieważ poczuła jak ktoś przykłada różdżkę do jej szyi. Wystraszona obróciła się i zobaczyła przed sobą wysokiego bruneta w szacie Slitherin'u i dziwnie znajomymi oczami. Kiedy tylko młodzieniec ją zobaczył różdżka wyleciała z jego ręki. Zanim zdążyła o coś zapytać czy cokolwiek powiedzieć usłyszała tylko ciche słowa. Nie dało się niestety nic z n zrozumieć. Były jak szum w głowie bardzo niewyraźne i przenikliwe. W tym momencie Viviene obudziła się cała zlana potem. Nie wiedziała kto był tym tajemniczym chłopakiem. Czuła że skądś go zna jednak nie wiedziała skąd. Nie wiedziała też że ten sen nie był zwyczajny. Obawiała się że nie dowie się prawdy o rodzicach. A nie miała pojęcia że dzień w którym ją pozna zbliża się do niej coraz szybciej...
Viviene
Obudziłam się cała zlana potem. Popatrzyłam na zegar była czwarta rano. Spojrzałam na łóżko mojej współlokatorki. Pansy jeszcze spała. Wykonałam poranną rutynę i ponownie sprawdziłam godzinę. Za godzinę zaczynało się śniadanie więc postanowiłam obudzić koleżankę.
-Pansy wstawaj za godzinę jest śniadanie!- Krzyknęłam i zaczęłam potrząsać współlokatorką. Z czego nie była za bardzo zadowolona.
-No dobra, dobra już wstaję.- Powiedziała zaspanym głosem. Kiedy moja koleżanka już się ogarnęła wyszłyśmy do pokoju wspólnego. Zastaliśmy tam Draco i Blaise. Kiedy nas zobaczyli od razu do mas podeszli i zaczęli się witać. Bez zbędnych pogaduszek poszliśmy do Wielkiej Sali na śniadanie. Oczywiście nie obyło się bez plotek i dziwnych uwag na mój temat. Zasiadliśmy na swoich miejscach i zaczęliśmy jeść. Po kilku minutach zauważyłam moją sowę. Leciała z listem i jakąś paczką. Od razu wylądowała na mojej ręce a ja odwiązałam paczkę przyczepioną do jej szponów i wyjęłam list z dzioba.
-Co tam masz?- Zapytał Draco patrząc na moją przesyłkę.
-To pewnie te przedmioty na drugi rok i list od Mayerów.- Odpowiedziałam ze znudzeniem w głosie.
-Dawaj czytaj!- Podjudzał mnie Blaise.
-Blaise idioto!- Wrzasnęła Pansy.- Przecież nie tutaj gdzie każdy by mógł to usłyszeć!- Dodała po chwili.
-Pansy ma rację.- Poparłam ją a ona uśmiechnęła się triumfalnie w stronę chłopaka. Kiedy tylko zjedliśmy udaliśmy się do naszego dormitorium. Nie mogąc już znieść pytań chłopaków zaczęłam czytać list. Oczywiście moja intuicja się nie myliła ponieważ list był od Mayerów. Jego treść nie była jakaś ciekawa. Przysłali mi również wszystkie rzeczy potrzebne na ten rok oraz miotłę. Spakowałam się na zajęcia i razem z innymi poszłam na pierwszy przedmiot. To była lekcja zielarstwa. Po dzwonku weszliśmy do sali i zajęliśmy miejsca. Niestety mieliśmy ten przedmiot razem z Gryfonami z czego nie byłam zadowolona.
-No dobrze jak wiecie ja nazywam się profesor Sprout i uczę was zielarstwa.- Powiedziała na wstępie a ja już wiedziałam że nie polubię tych zajęć.
Nigdy nie interesowały mnie rośliny. Wolałam czarować. No ale cóż mus to mus. Naszym zadaniem było przesadzić Mandragorę. Nie było to trudne ale jeden bałwan z Gryfindoru źle nałożył ochraniacze na uszy. Skutkiem tego było że głupek zemdlał. Uczniowie z mojego domu mieli niezły ubaw przez całą sytuację. Po skończonej nawet nie najgorszej lekcji mieliśmy kilka innych przedmiotów. Była to między innymi transmutacja eliksiry i obrona przed czarną magią. Po lekcjach które trwały do 16.³⁰ razem z Pansy odrabiałyśmy zadania domowe. Blaise w tym czasie był na treningu Quidicha razem z Draconem. Po około dwóch godzinach wrócili i zrobili zadania. Po czym pobiegli na błonia spotkać się z Pansy. Ja nie lubiłam spotkań z ludźmi wolałam się uczyć. W tym przypadku jednak chciałam dowiedzieć się czegoś o rodzicach. Postanowiłam że pójdę zapytać o to dyrektora. Pokazał już że zna moje nazwisko. A kiedy tiara miała powiedzieć coś na temat mojego ojca on ją uciszył. Jedno było pewne on coś wie. Niestety oczywiście nie wiedziałam gdzie jest gabinet dyrektora. Na moje szczęście zauważyłam Cedrica. Stał sam przy oknie. Postanowiłam że poproszę o pomoc co nie zdarza się często.
-Cześć Cedric.- Podeszłam i się przywitałam. Widać było że był trochę zaskoczony ale na jego twarzy szybko pojawiła się radość.
-Cześć Viviene. Co ciebie do mnie sprowadza.- Przywitał się i tak jakby chyba przewidział że coś od niego chce.
-Czy mógłbyś pomóc mi dotrzeć do gabinetu dyrektora?- Zapytałam i posłałam chłopakowi miły uśmiech.
-Co przeskrobałaś?- Zażartował sobie i popatrzył na mnie podejrzliwie.
-Nic poważnie...- Odpwiedziałam patrząc w ziemię. Nie zamierzałam mu się tłumaczyć.
-No okej ale za to zrobisz coś dla mnie.- Powiedział a ja wiedziałam że będzie czegoś chciał.
-Dobrze a więc czego chcesz?- Zapytałam i przybliżyłam się o krok do Cedrica. Na jego twarzy pojawił się jeszcze większy uśmiech.
-Po prostu zostaniemy przyjaciółmi i nie będziemy mieć przed sobą tajemnic. Będziemy się we wszystko wtajemniczać.- Powiedział a ja myślałam że zemdleje. Ja mam przyjaźnić się z Puchonem? Wolne żarty. Same rozmyślanie o tym wzbudza we mnie odruch wymiotny. Nie dałam po sobie tego poznać i posłałam mu sztuczny miły uśmiech. Postanowiłam że przyjmę jego propozycję. Możliwe że będzie to dla mnie korzystne w przyszłości.
-Niech Ci będzie zgadzam się.- Powiedziałam od niechcenia ale on chyba tego nie zauważył.
-Super cieszę się!- Krzyknął uradowany. Ludzie na korytarzu patrzyli się na całą tą sytuację. Jedni pokazywali palcami inni się śmiali a jeszcze inni po prostu omijali nas szerokim łukiem. Po kilku minutach Cedric zaczął prowadzić mnie do gabinetu Dumbledora.
-Długo będziemy tam szli?- Zapytałam żeby przerwać niezręczną ciszę.
-Nie aż tak długo.- Odpowiedział nie patrząc się na mnie.- Właściwie to po co idziesz do dyrektora?- Zapytał po chwili. Nie chciałam mu mówić ale nienawidzę oszukiwać ludzi taj samo jak być okłamywana czy oszukiwana.
-Chcę dowiedzieć się czegoś o moich rodzicach.- Odpowiedziałam a on nagle się zatrzymał.- Coś się stało?- Zapytałam nie mogąc ukryć zdziwienia.
-Nie znasz swoich rodziców?- Zapytał zdziwiony.
-Niestety nie. Nie wiem nawet co się z nimi stało.- Odpowiedziałam patrząc w podłogę. Nie wiem dlaczego ale czułam jak w moich oczach zbierają się łzy. Szybko zdążyłam się opanować i ponownie przybrałam maskę obojętności.
-Przykro mi. Pomogę ci dowiedzieć się o nich wszystkiego.- Odpowiedział a ja nie wiedziałam co zrobić. Popatrzyłam mu się w oczy. Było w nich ukryte współczucie troska i nadzieja. Chwilę tak staliśmy. Nikt nawet się nie odezwał. Nagle Cedric zrobił coś czego się nie spodziewałam. Przytulił mnie. Kiedy wreszcie się ode mnie odkleił spowrotem ruszyliśmy w stronę gabinetu. Kilkanaście minut potem znaleźliśmy się pod kamienną chimerą. Cedric powiedział hasło i ukazały nam się schody.
-Poczekać tu na ciebie?- Zapytał patrząc w stronę schodów.
-Nie trzeba.- Odpowiedziałam.- Dziękuję za pomoc.- Dodałam po chwili. Szłam schodami w górę aż w końcu natrafiłam na drzwi. Niepewnie zapukałam do nich.
-Proszę.- Usłyszałam po chwili. Nie pewnie pchnęłam drzwi i weszłam do środka. Zobaczyłam że dyrektor stoi przy swoim biurku obrócony tyłem do drzwi.
-Dzień dobry.- Przywitałam się a Dumbledor obrócił się jak poparzony.
-Dzień dobry Viviene. Siadaj proszę.- Powiedział miłym głosem. Od początku czułam niechęć do tego starca. Nie mogę nawet powiedzieć czemu. Tak jak mi powiedział usiadłam a zaraz potem zrobił to on.
-Spodziewał się mnie pan?- Zapytałam nie kryjąc zdziwienia.
-Wiedziałem że prędzej czy później do mnie przyjdziesz. Nie wiedziałem tylko że z własnej woli.- Odpowiedział a ja czułam się bardzo zmieszana.- W takim razie co cię do mnie sprowadza?- Zapytał starzec po chwili milczenia.
-Czy wie pan coś o moich rodzicach?- Zapytałam nie owijając w bawełnę. W oczach starca nagle pojawił się strach. Nie wiem o co dokładnie chodziło ale czułam że to nie będzie miła rozmowa.
-Wiele osób coś wie o twoich rodzicach moja droga. Ja nie jestem jedną z nich.- Powiedział a ja czułam że kłamie. Widziałam to w jego oczach.- Twoi rodzice to nie jest temat na który chcę i będę z tobą rozmawiać. Proszę cię żebyś nie szukała informacji na ich temat. To wszystko dla twojego dobra.- Dopowiedział a ja już nie mogłam wstrzymać emocji.
-Naprawdę pan myśli że jestem aż tak głupia żeby w to uwierzyć!?- Wydarłam się wstając gwałtownie z krzesła.- Jeśli myśli pan że się posłucham i nie będę szukać informacji to się pan myli! Nie przestanę dopóki nie dowiem się na ich temat wszystkiego i nikt mnie nie powstrzyma! A gadanie że "to dla mojego dobra" wam nie pomoże! Nie mam zamiaru słuchać kogoś kto kłamie mi prosto w oczy!- Dodałam i skierowałam się do drzwi. Trzasnęłam nimi i zostawiłam oniemiałego dyrektora w gabinecie. Zamiast niechęci do niego pojawiła się niepochamowana nienawiść. Pobiegłam do łazienki jęczącej Marty usiadłam w koncie i zaczęłam płakać. Nie panowałam nad emocjami. Nie miałam zamiaru z nikim rozmawiać i opowiadać o tej sytuacji. Na moje nieszczęście zauważyła mnie Marta.
-Kim jesteś?- Zapytał mnie duch podlatując do mnie.
-Cześć Marto jestem Viviene.- Powiedziałam próbując opanować płacz.
-Przypominasz mi mnie. Też tak Siedziałam i płakałam w tej łazience.- Odpowiedziała patrząc się na mnie.
-Możesz mnie zostawić na moment?- Zapytałam patrząc jej się w oczy.
-No dobra pogadamy kiedy indziej!- Wydarła się i wleciała do zlewu. Kiedy wreszcie się uspokoiłam wyszłam z łazienki i udałam się do dormitorium. Tam zastałam siedzącą na łóżku Nagini.
-§Nagini!§- Wrzasnęłam nie mogąc ukryć frustracji.
-§Co się stało moja Pani§?- Zapytała po czym wsunęła mi się na rękę.
-§Czy wiesz coś o moich rodzicach§?- Zapytałam patrząc się przenikliwym spojrzeniem na węża. Nagini tylko pokiwała głową.-§Powiesz mi coś o nich§?- Zapytałam z iskrą nadziei w głosie.
-§Pani jedynie mogę tobie powiedzieć że niedługo spotkasz ojca który wyjaśni ci wszystko co powinnaś wiedzieć§.- Wysyczał wąż a w moich oczach pojawiły się iskierki nadziei.
-§Kiedy go spotkam§?- Zapytałam nie mogąc ukryć radości.
-§Tego nie wiem§.- Odpowiedziała Nagini a ja pozwoliłam jej spowrotem wpełznąć na łóżko. Sama zaś poszłam w stronę biblioteki aby poszukać potrzebnych informacji. Niestety nic nie znalazłam. Okazało się że siedziałam tam dość długo i że właśnie zaczęła się kolacja. Powoli ruszyłam w stronę Wielkiej Sali. Kiedy tam dotarłam wszystkie oczy znów zwróciły się na mnie. Zajęłam swoje miejsce obok Pansy. Draco i Blaise wpatrywali się we mnie dziwnie a Pansy nawet nie zauważyła że przyszłam.
-Wszystko dobrze?- Zapytał Draco a ja obróciłam się w jego stronę.
-Tak jest wspaniale.- Skłamałam a on to zauważył.- Skąd wniosek że coś się stało?- Zapytałam sarkastycznie.
-Twoje oczy...- Nie zdążył dokończyć.
-Są CZERWONE!- Wrzasnęła mi do ucha Pansy.
-Co ty gadasz!?- Wrzasnęłam przerażona. Wyjęłam różdżkę i wyczarowałam lusterko. Mieli rację moje oczy z brązowych zmieniły kolor na krwistą czerwień.- Co to oznacza!?- Zapytałam przerażona.
-Nie mam pojęcia!- Wrzasnął Blaise.
-Może to z emocji?- Zasugerował Draco.
-Możliwe a co jeśli to dziedziczne?- Zasugerowała Pansy.
-Nie mam pojęcia! Ale chyba nie oznacza to nic dobrego.- Powiedziałam już spokojniej  chociaż w środku cała trzęsłam się ze strachu. Po kolacji od razu poszłam do dormitorium. Szybko wykonałam wieczorną rutynę i poszłam spać. Nie miałam ochoty na rozmawianie z nikim i tłumaczenie się z różnych dziwnych sytuacji. Nie minęło kilka minut a ja odpłynęłam do krainy snów. Niestety ciągle męczył mnie ten sam koszmar. Teraz jednak dało się usłyszeć słowa które mówił do mnie ten chłopak. "Znajdź dziennik. Jesteś dziedzicem." Te słowa odbijały się echem w mojej głowie. Oczywiście zaraz po tym się obudziłam. Znów o tej samej godzinie w tym samym momencie w tym samym koszmarze. Miałam nadzieję że prędko to się skończy. Niestety co do tego myliłam się.

Córka Śmierci, Dziecko ZemstyWhere stories live. Discover now