Rozdział VII "Bogin"

249 13 7
                                    

Snape
Wyszedłem z klasy a za mną poszła Viviene. To co zrobiła przed chwilą budziło we mnie podziw i dumę. Nie chciałem jednak żeby było to po mnie widać. Osobiście nie przepadam za profesor Trelawney i cieszę się że ktoś w końcu ją wyjaśnił. Nie odzywając się do siebie weszliśmy do mojego gabinetu.
-Siadaj proszę.- Powiedziałem wskazując na miejsce naprzeciw mojego biurka.- Pewnie zastanawiasz się po co ciebie tu wezwałem.- Zasugerowałem patrząc na nią.
-Domyślam się panie profesorze.- Odpowiedziała co wprawiło mnie w małe zaskoczenie.- Czy chodzi o obowiązki prefekta?- Zapytała patrząc mi w oczy.
-Po części tak.- Odpowiedziałem odrywając od niej wzrok, po czym skierowałem go na rozpiskę "spotkań i obowiązków prefekta." Podałem kartkę dziewczynie a ta od razu ją wzięła.
-Panie profesorze...- Zaczęła powoli.
-Tak?- Zapytałem wyczekując na odpowiedź.
-Czy mogę zapytać o kilka rzeczy?- Zapytała nie odrywając wzroku od kawałka papieru.
-Oczywiście Viviene.- Odpowiedziałem ze spokojem.
-Dlaczego wybrał Pan akurat mnie?- Zapytała a ja się do niej uśmiechnołem.
-Dlatego że jesteś najlepsza.- Powiedziałem a ona popatrzyła na mnie znudzonym wzrokiem.- Nakłoniły mnie do tego też wydarzenia które miały miejsce jakiś czas temu.- Dodałem nie zdradzając zbyt wiele.
-Czy chodzi o te w komnacie tajemnic?- Zapytała patrząc mi w oczy.
-Tak... Pamiętasz coś z nich?- Zapytałem mając nadzieję że nie wie co się tam wydarzyło.
-Jedynie tyle że Potter wbił mi kieł bazyliszka w rękę.- Odpowiedziała a mi ulżyło. Nie miałem pewności że zaklęcie Oblivate które wtedy rzuciłem zadziałało. Nie mogłem ryzykować że cokolwiek wie. Pomimo mojego zaufania do Viviene czułem że nie mówi mi całej prawdy.
-Tylko tyle pamiętasz?- Zapytałem z nadzieją w głosie.
-Tak...- Odpowiedziała wbijając wzrok w podłogę.- Czy pan wie co się tam wydarzyło?- Zapytała nadal ze spuszczoną głową.
-Niestety nie...- Skłamałem a ona chyba to zauważyła. Jedyne co zrobiła to pokiwała głową.
-Panie profesorze pan zna moją mamę?- Zapytała po kilku minutach niezręcznej ciszy.
-Tak... a czemu pytasz?- Zapytałem lekko zmieszany. Nie wiedziałem do czego zmierza ale wiedziałem że to nic dobrego.
-Ona jutro tu przyjeżdża.- Powiedziała a ja zamarłem.
Bellatrix Lestrange przyjeżdża do Hogwartu! Najbardziej oddana Śmierciożerczyni czarnego pana i matka jego dziecka przyjeżdża do szkoły pełnej mugoli i zdrajców krwi. Oczywiście dyrektor zgodził się na jej przybycie. Teraz moja przykrywka może zostać wydana a Potter możliwe że zginie. Oprócz tego setki osób i rodzin są zagrożone. Nie wspominając już o Narcyzie która panicznie boi się swojej własnej siostry. Jakby tego było mało ona wprost NIENAWIDZI gdy ktoś chociażby patrzy na jej córkę. Co za tym idzie? Każda osoba która będzie szeptać na jej temat lub co gorsza będzie się do niej odzywać może stracić życie. Nie ważne nawet jaki ma status krwi.
-Bardzo się cieszę Viviene.- Powiedziałem chcąc ukryć moje podejście do tej sprawy.
-Naprawdę?- Zapytała podejrzliwym głosem. Nie wiedziałem czy mnie przejrzała czy pyta dla pewności.
-Ależ oczywiście.- Skłamałem pewnym głosem aby brzmiało to jak najbardziej wiarygodnie.- Viviene lepiej już idź. Za kilka minut kończy się wróżbiarstwo.- Powiedziałem aby jak najszybciej zakończyć tę rozmowę. Miałem nadzieję że nie będzie próbowała jej kontynuować.
-Dobrze profesorze.- Odpowiedziała i skierowała się do wyjścia.
-Viviene... Gdybyś czegoś potrzebowała lub chciałabyś poznać na coś odpowiedź możesz... na mnie liczyć.- Powiedziałem niepewnie lecz szczeże.
-Dziękuję ale lepiej już pójdę.- Powiedziała i wyszła z pomieszczenia.
Nie wiedziałem co się ze mną dzieję. Bardzo przywiązałem się do Viviene mimo to że jest JEGO córką. Mimo to że próbujemy go pokonać nie miałbym serca jej skrzywdzić. Może i jest taka sama jak rodzice ale dla mnie naprawdę jest ważna. Jeszcze nigdy nie przywiązałem się tak do żadnego dziecka ani żadnej osoby. Oprócz Lili która zginęła z rąk ojca Viviene. Jednak mój kontakt z nią nie jest taki sam jak ten z Lili. Mam wrażenie że jest to coś na wzór relacji rodzinnej. Podsumowując ta małolata jest mi bliska i nie pozwolę jej skrzywdzić mimo to że jest córką naszego zagorzałego wroga i Śmierciożerczyni której wprost NIENAWIDZĘ.
Viviene
Wyszłam z gabinetu Snape'a z milionem myśli w głowie. On coś ukrywa i ja to wiem. Na razie nie chce go o to wypytywać bo wiadomo że nic mi nie powie. Widać było że nie cieszył się na wieść o tym że moja mama tu przyjeżdża. Jeszcze raz spojrzałam na plan który dostałam od nauczyciela. Z rozpiski wynikało że raz w miesiącu mamy spotkania i trzy razy w tygodniu odbywam nocny patrol. Byłam w drodze do klasy kiedy skończyła się lekcja. Byłam zadowolona że nie musiałam wracać do klasy tej wariatki. Poczekałam aż wszyscy wyjdą z sali lekcyjnej. Po kilku sekundach zobaczyłam Draco i Blaise'a.
-Cześć. Gdzie jest Pansy?- Zagadałam a oni dopiero wtedy mnie zobaczyli.
-W skrzydle szpitalnym.- Odpowiedział Draco spuszczając głowę.
-Jak to? Co się stało?- Zapytałam zdziwiona.
-To przez twojego kuzyna.- Zaśmiał się Blaise.
-Draco co ty znowu nawywijałeś!?- Zapytałam zdenerwowana.
-Nic.- Jęknął mój kuzyn.
-To jak wyjaśnisz to że Pansy leży w szpitalu!?- Wrzasnęłam na niego a on zrobił się blady.
-To był wypadek.- Powiedział z żalem w głosie.
-Co się stało?- Zapytałam już spokojniej.
-Ta wariatka wywróżyła Draconowi śmierć. Co gorsze spowodowaną przez ciebie. On się zdenerwował i wyciągnął różdżkę. Chciał rzucić na nią jakieś zaklęcie ale uderzył w kulę do wróżenia. Ta się rozbiła a kawałki szkła poleciały w stronę Pansy. Ona zemdlała ze strachu i trafiła do skrzydła szpitalnego.- Wytłumaczył mi Blaise a ja myślałam że uduszę mojego kuzyna.
-Ale ty jesteś głupi!- Krzyknęłam na niego.- Po co celowałeś w nią "jakimś" zaklęciem! Jak już chciałeś bawić się w czarowanie trzeba było wybrać Avade! Ja bym tak zrobiła bez pakowania przyjaciół do szpitala! Naucz się lepiej rzucać zaklęcia lub przynajmniej dobrze celować różdżką!- Dodałam podniesionym głosem.
-Przepraszam.- Jęknął Draco.
-Nie przepraszaj mnie tylko Pansy.- Powiedziałam już spokojnie.
-Dobra fajnie się nam gada ale za chwilę zaczynamy lekcje z wielkoludem.- Powiedział Blaise spoglądając na zegar.
-Czy to nie są zajęcia z Gryffindorem?- Zapytałam z chytrym uśmiechem na twarzy.
-Tak i co z tego?- Zapytał Draco nie rozumiejąc tego co chce im przekazać.
-Wiem co kombinujesz!- Krzyknął rozbawiony Blaise.
-Ja nadal nie rozumiem.- Powiedziała Draco.
-Mogę zabierać im punkty.- Powiedziałam dając mu wskazówkę.
-No tak ale co to ma do rzeczy?- Zapytał dalej nie pojmując mojego PROSTEGO przekazu.
-Ona chcę abyśmy sprowokowali Golden Trio i odjąć im punkty za "agresję".- Powiedział Blaise patrząc żałośnie w stronę chłopaka.
-Ty jesteś genialna!- Krzyknął Draco i mnie przytulił.
-Wiem ale teraz już chodźmy na lekcje.- Powiedziałam odklejając się od kuzyna. Zanim się obejrzałam zostałam sama na korytarzu. Wolnym krokiem Zaczęłam iść w stronę chatki Hagrida. Po drodze spotkałam Cedrica.
-Cześć Viviene.- Zaczął rozmowę.
-No witaj.- Odpwiedziałam wciąż idąc przed siebie.- Uprzedzając twoje pytania powiem tobie o tym dzisiaj kiedy się spotkamy.- Powiedziałam szybko i bez emocji.
-No to do zobaczenia na wieży astronomicznej.- Powiedział z uśmiechem na ustach i udał się w swoją stronę. Kiedy dotarłam pod zakazany las czekała tam na mnie zaplanowana kłótnia. Golden Trio sprzeczało się z Blaisem i Draco.
-Co tu się dzieje.- Zapytałam z powagą.
-Nie mieszaj się Black.- Wypalił szorstko Ron.
-Tak się składa że jestem prefektem kolego.- Zaczęłam swoją wypowiedź.- Więc moim zadaniem jest... jak to powiedziałeś? MIESZAĆ się w takie sprawy. Z przykrością informuję że za postawę waszego kolegi odejmuję Gryffindorowi piętnaście punktów.- Wypaliłam szybko bez żadnych emocji chociaż w środku dusiłam się że śmiechu.
-To nie fair!- Krzyknęła Granger.
-Za to że się wykłócasz odejmuję kolejne dwadzieścia punktów.- Powiedziałam z szyderczym uśmiechem na twarzy. Granger stała jak spetryfikowana z otwartą buzią. Draco i reszta zebranych tam ślizgonów starała się nie zaśmiać. Za to Blaise już nie wytrzymał. Zwijał się ze śmiechu na trawie. Widziałam jak jeszcze bardziej wyprowadzam Gryfonów z równowagi. Bardzo mnie to cieszyło ale nie pokazywałam tego po sobie.
-Przestań odejmować nam punkty!- Warknął rudzielec celując we mnie różdżką. Ja natychmiast wyciągnęłam swoją przykładając mu ją do gardła.
-Minus dwadzieścia pięć punktów za agresywne zwracanie się do prefekta.- Zaczęłam.- Odejmuję kolejne trzydzieści za celowanie różdżką w młodszą od siebie uczennice.- Dokończyłam a on zrobił się czerwony i opuścił różdżkę. Ja zrobiłam to samo aby pokazać że wyciągnęłam przedmiot tylko w samoobronie.
-Przeproś ją.- Bąknął Potter w stronę rudzielca.
Zdziwiła mnie jego postawa ale nie dałam tego po sobie poznać. Jedyne co zrobiłam to posłałam wybrańcowi sztuczny, słodki uśmiech. On natychmiast zrobił się czerwony a ja próbowałam powstrzymać kotłujący się we mnie śmiech.
-Sorry już nie będę.- Bąknął rudzielec ledwo słyszalnie a mój wyraz twarzy znów stał się zimny i obojętny.
-Powiecie mi co się tu wydarzyło czy odjąć wam punkty za nieposłuszeństwo i nie wykonywanie poleceń?- Zapytałam ironicznie a oni zrobili się czerwoni ze złości. Poza wybrańcem który i tak już z niewidomych przyczyn wyglądał jak burak.
-Ja mogę powiedzieć pani prefekt.- Powiedział Blaise z teatralnym przejęciem.
-Proszę bardzo.- Powiedziałam tym samym pozwalając mu mówić.
-Potter i jego banda rzucili się na nas gdy powiedzieliśmy prawdę o ich znajomej.- Powiedział szybko Blaise.
-Czy to prawda?- Zapytałam aby pokazać że nie jestem po stronie ślizgonów (oczywiście byłam po ich stronie).
-Tak.- Powiedział rudzielec robiąc obrażoną minę.- Oni nazwali Hermionę szlamą!- Krzyknął po chwili.
-No cóż nie pozostawiacie mi wyboru...- Zaczęłam.- Minus piędziesiąt punktów dla Gryffindoru za niepohamowaną agresję wobec uczniów przeciwnego domu. Niestety jestem uczciwą osobą więc muszę odjąć też punkty Slitherinowi.- Powiedziałam a wszyscy spojrzeli się na mnie ze zdziwieniem. Zwłaszcza Gryfoni którzy nie spodziewali się takiego ruchu z mojej strony. Moi znajomi też byli w ciężkim szoku.
-Co takiego!?- Wrzasnęli chórem.
-To co słyszeliście.- Odpowiedziałam dyskretnie do nich mrugając.- Minus piętnaście punktów dla Slitherinu za mówienie obraźliwej prawdy na temat mugoli.- Wypaliłam z niechęcią a Garnger mnie przytuliła. Wszyscy patrzyli na tą scenę ze zdziwieniem a ja czułam do niej jeszcze większą odrazę.
-Dziękuję.- Powiedziała w końcu odrywając się ode mnie. Odeszłam w kilka metrów od Golden Trio a za mną poszła grupka ślizgonów.
-Gdybym wiedziała że to się tak skończy nie robiłabym tej sytuacji aż tak wiarygodnej.- Powiedziałam z obrzydzeniem.
-Żartujesz? To było super!- Krzyknął Draco.
-Zobaczcie wielkolud idzie.- Powiedział Blaise a my podeszliśmy do nowego nauczyciela.
-Wszyscy za mną pokaże wam coś ciekawego!- Krzyknął olbrzym i zaczął iść w jakimś kierunku. Wszyscy ruszyli za nim. Po jakimś czasie dotarliśmy do miejsca z kilku stron osłoniętego drzewami. Stał tam Hipogryf.
-To jest Hardodziób i jest Hipogryfem.- Zaczął nowy nauczyciel.- Kto chce się z nim przywitać?- Zapytał a większość uczniów cofnęła się do tyłu.
Praktycznie wszyscy oprócz mnie i Pottera. Kiedy zorientowałam się co się stało było już za późno na wycofanie się.
-Harry Viviene wspaniale!- Krzyknął uradowany i klasnął w dłonie.- Kto idzie pierwszy?- Zapytał po chwili.
-Może on najpierw spróbuję.- Zaproponowałam patrząc na Pottera.
-Jasne czemu nie.- Powiedział chwiejnym  głosem.
Potter powoli zaczął podchodzić do zwierzęcia. Ukłonił mu się i podszedł jeszcze bliżej. Widać Hipogryfowi się to nie spodobało bo rozwścieczony zaczął biegać. Zwierzę lekko zadrapało mojego kuzyna który zwijał się z bólu jakby umierał. Zachowuję się jak mięczak. Każdy panikował i biegał na wszystkie strony. Tylko ja zachowałam spokój. Nie wiedziałam co mam zrobić ale jedno było pewne. Nie pozwolę aby komuś na kim mi zależy coś się stało. Tym bardziej że jedna z tych osób jest już zwija się z bólu i przynosi wstyd naszej rodzinie. Bez najmniejszego wahania podeszłam do Hipogryfa. Od agresywnego zwierzęcia dzielił mnie zaledwie metr. Zdawał się mnie nie zauważyć więc zagwizdałam. Zwierzę momentalnie na mnie spojrzało. To samo zrobili wielkolud i reszta teraz już spokojnych uczniów. To co się wydarzyło zdziwiło też mnie. Kiedy tylko Hardodziób mnie zauważył uspokoił się i pokłonił się pierwszy. Ja zdziwiona zrobiłam to samo a Hipogryf zaczął do mnie podchodzić. Dzieliły nas już tylko centymetry. Wyciągnęłam rękę aby go dotknąć a on nie miał nic naprzeciw.
-Viviene jak żeś ty to zrobiła!?- Zapytał zdziwiony wielkolud.- To bardzo płochliwe i dumne stwory. Nie codziennie widzi się uległego jak baranek Hipogryfa.- Dodał z podziwem.
-Może to po prostu kwestia podejścia.- Wzruszyłam ramionami wciąż nie odrywając wzroku od zwierzęcia. Po chwili Hipogryf podszedł do mnie bliżej i tak jakby uklęknął.
-Chyba chcę żebyś go dosiadła.- Powiedział Hagrid. Wprawiło mnie to w niemałe zaciekawienie. Dotknęłam jego l grzbietu i ostrożnie weszłam na zwierzę. Gdy tylko to zrobiłam on wstał i zaczął biec. Po kilku sekundach uniósł się w powietrze. Leciałam razem z nim nad "czarnym jeziorem" (jeziorem obok Hogwartu które przepływają łódkami w drodze do szkoły). Na jego grzbiecie czułam się jakoś tak lekko i radośnie. To było jakby ktoś zatrzymał czas dla tej jednej chwili. Po kilku minutach wróciliśmy z powrotem do grupy oniemiałych uczniów. Wśród nich nie było już Draco i Blaise'a. Domyśliłam się że poszli do skrzydła szpitalnego. Wylądowaliśmy na ziemi a wszyscy zaczęli bić brawo.
-Doskonale. Przydzielam trzydzieści punktów Slitherin'owi.- Powiedział wielkolud a Gryfoni zaczęli robić obrażone miny. Po lekcji od razu skierowałam się do sali szpitalnej. Tak jak myślałam zastałam w niej chłopaków. Draco leżał na łóżku jęcząc z bólu. Było to bardzo żałosne więc postanowiłam to ukrócić.
-Nie umierasz. Wstawaj zaraz idziemy na lekcje OPCM (Obrony przed czarną magią).- Powiedziałam stanowczo a on od razu się uspokoił.
-No dobra.- Bąknął pod nosem.
Kiedy mój kuzyn wreszcie się ogarnął razem poszliśmy na lekcje. Okazało się że Pansy też czuje się lepiej więc mogła wyjść ze skrzydła szpitalnego razem z nami. Dotarliśmy do klasy kilka minut przed Lupin'em.
-Dzień dobry drodzy uczniowie.- Powiedział nauczyciel wchodząc do klasy.- Dzisiaj na lekcji porozmawiamy o Boginach i nauczymy się stawiać im czoła.- Powiedział a wszyscy w klasie zaczęli szeptać. Dobrze wiem czym jest Bogin ale jeszcze nigdy nie miałam okazji zobaczyć się z nim twarzą w twarz. Chwilę zajęło mu tłumaczenie co to jest i jak mamy się z tym zmierzyć. Uczniowie po kolei zaczęli podchodzić do szafy. Wesley'owi ukazał się pająk a wybrańcowi dementor. Jednemu z Gryfonów pokazał się mój ulubiony nauczyciel eliksirów więc z trudem powstrzymywałam śmiech. Nadszedł czas na dom węża. Pierwszy poszedł Draco któremu ukazała się MOJA MAMA. Na sam jej widok zemdlał. Trafił więc spowrotem do skrzydła szpitalnego. Jestem ciekawa co zrobi kiedy naprawdę tu przyjedzie. Następna poszła Pansy której ukazał się wąż. Właściwie była to Nagini. Przypomniało mi się wtedy jak pierwszy raz jechaliśmy do Hogwartu. Pansy o mało nie zemdlała jak zobaczyła kilku metrowego gada. Następna byłam ja. Bogin długo myślał jaką formę przybrać. Zaczęłam myśleć że zrobiłam coś nie tak.
-To jest normalne że stoję tu już kilkanaście minut a Bogin nadal się nie przemienił?- Zapytałam sarkastycznie.
-Nie mam pojęcia panno...- Zaczął profesor.
-Black... nazywam się Viviene Black.- Powiedziałam wciąż patrząc w stronę szafy.
-Interesujące.- Wyszeptał ledwo słyszalnie.- Nie mam pojęcia co się dzieje jeszcze nigdy nie było takiego przypadku.- Powiedział profesor już normalnym tonem. Nagle zobaczyłam jak Bogin się w coś przeobraża. O dziwo byłam to ja. Jednak coś mi nie pasowało. Moje oczy były czerwone. Patrzyłam na postać przede mną jak spetryfikowana. O dziwo nie czułam strachu tylko ciekawość. Wszyscy patrzyli się na mnie. Już nawet nie wiem na którą. Bogin powoli zaczął do mnie podchodzić. W ostatniej chwili oprzytomniałam. Zamiast rzucić w stwora zaklęcie Ridiculus ja uderzyłam go Drętwotą. Zdziwiłam się nawet że tak bezbłędnie wykonałam to zaklęcie. Chyba nigdy wcześniej go nie ćwiczyłam a jak na uczennice trzeciego roku (wiekowo drugiego) było bardzo zaawansowane. Stwór z hukiem wleciał spowrotem do szafy.
-No dobrze to by było na tyle.- Powiedział Lupin.- Panno Black zostań jeszcze na chwilę.- Dodał od razu.
-Dobrze.- Odpowiedziałam lekko zmieszana. Kiedy tylko wszyscy wyszli on zamknął drzwi.
-Wiesz kto to jest Syriusz Black?- Zapytał podejrzliwie.
-Jeśli zatrzymał mnie pan bo próbujecie go złapać to ja wam w tym nie pomogę. Nie znam go ale wiem kim jest.- Odpowiedziałam zdziwiona pytaniem profesora.
-A chciałabyś go poznać?- Zapytał co wprawiło mnie w zaciekawienie i lekkie zszokowanie.
-Czemu pan o to pyta?- Odpowiedziałam pytaniem.
-Po prostu chce to wiedzieć.- Odpowiedział tajemniczo.
-Jeśli mam być szczera to tak. Chciałabym go poznać. W końcu możliwe że jesteśmy rodziną.- Powiedziałam szybko bez zbędnych emocji.
-Dobrze to już wszystko co chcę wiedzieć.- Powiedział.- Jeszcze jedno...- Zaczął robiąc pauzę w zdaniu.
-O co chodzi?- Zapytałam znudzona.
-Co oznaczał twój Bogin?- Zapytał zaciekawiony.
-Chodziło tu o kolor moich oczu. Były czerwone.- Powiedziałam nie zdradzając wszystkiego.
-Coś myślę że nie chodziło tylko o kolor oczu. Powiedz mi proszę. Możesz mi zaufać.- Powiedział patrząc mi w oczy.
-Zawsze kiedy moje oczy zmieniają kolor dzieją się jakieś dziwne rzeczy. Robię coś okropnego nawet nie mając o tym pojęcia. Później wybudzam się z tego transu nie pamiętając o niczym co miało miejsce.- Powiedziałam szybko z żalem w głosie.
-Bardzo ciekawe.- Wyszeptał.- Oznacza to że tak naprawdę boisz się że stracisz kontrolę nad sobą. Że możesz kogoś skrzywdzić nawet o tym nie wiedząc.- Powiedział po chwili myślenia.- To już wszystko. Możesz już iść.- Dodał wskazując na drzwi.
-Do widzenia.- Powiedziałam na pożegnanie.
-Byłbym zapomniał dyrektor chce cie widzieć.- Dopowiedział po chwili.
-Diękuję za informację.- Powiedziałam po czym wyszłam. Kiedy tylko to zrobiłam zastałam tam czekającego na mnie Cedrica.
-Cześć. Co tu robisz?- Zapytałam nie mogąc ukryć zdziwienia.
-Skończyłaś już lekcję?- Zapytał nie odpowiadając na zadane przed chwilą pytanie.
-Tak ale jeszcze muszę iść do dyrektora.- Powiedziałam przeczuwając co mu chodzi po głowie.
-To może ciebie odprowadzę a potem od razu pójdziemy do Hogsmade?- Zaproponował z iskrami nadziei w oczach.
-Niech ci będzie.- Wypaliłam szybko. Miałam nadzieję że jeszcze jakoś wykręcę się od spędzenia całego dnia z Cedriciem. Postanowiłam wymyślić coś na poczekaniu. Nie chciałam tego przyznać ale ten Puchon nie jest już dla mnie tak obojętny. Nie chciałabym zranić go emocjonalnie więc wolę wymyślić sobie jakąś wiarygodną wymówkę. Razem udaliśmy się do gabinetu dyrektora. Już miałam pukać kiedy usłyszałam głos. Przyłożyłam ucho do drzwi i nasłuchiwałam się rozmowie. Cedric bez zbędnych pytań zrobił to samo.
-Więc Sybillio co cię do mnie sprowadza?- Zapytał Drops.
-Miałam dzisiaj wizję.- Powiedziała ta wariatka.
-Jaką?- Zapytał zniecierpliwiony starzec.
-Nie bardzo wiem co ona oznacza. Były to jakieś słowa.- Jęknęła rozżalona nauczycielka.
-Więc pani profesor co to za przepowiednia?- Zapytał starzec.
-"Oto powróciła ta która została wybrana. Ona przywróci życie temu który zakończy wszystko. Zemsta nadchodzi. To dziecko ma moc jakiej żaden inny nie ma i nie zna. Strzeżcie się oto nadchodzi Dziecko Zemsty. Córka tego od którego wszystko się zaczęło narodziła się w nowej postaci swego rodu. Tylko ona będzie bliska temu który sprowadzi na świat cierpienie."- Powiedziała szybko z wyraźnym przejęciem. Nie wiedziałam co mam o tym myśleć. Czy to zapowiada koniec naszego świata? Mam nadzieję że to tylko chora mrzonka tej wiedźmy. Kiedy usłyszałam że rozmowa ucichła zapukałam do drzwi. Usłyszałam wtedy ciche "proszę". Niepewnie nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. Zastałam tam wtedy przerażony wzrok Trelawney i miły uśmieszek dyrektora.
-Sybillio zostaw nas na chwilę.- Zwrócił się do tej wariatki.
Ona bez słowa wyszła zamykając za sobą drzwi. Cieszyło mnie to że przynajmniej ją mam z głowy.
-Czemu pan mnie wzywał?- Zapytałam nie mogąc znieść niezręcznej ciszy.
-Chodzi o jutrzejszy dzień.- Odpowiedział bez chwili wahania.- Jest kilka kwestii które muszę z tobą ustalić.- Powiedział wskazując ręką na krzesło.
-A więc o co chodzi?- Zapytałam próbując zachować spokój i niepewnie siadając na krzesło.
-Wiesz dlaczego twoja matka jest w Azkabanie?- Odpowiedział pytaniem.
-Niestety nie.- Powiedziałam dopiero teraz zdając sobie sprawę że nie mam pojęcia z kim jutro się spotkam.
-O Voldemorcie zapewne wiesz.- Zasugerował zmartwionym głosem.
-Coś tam słyszałam.- Skłamałam nie chcąc przyznać że czytałam na jego temat w książkach o czarnej magii. Mayer'owie nigdy nie opowiadali mi nic na jego temat. Zawsze gdy pytałam ich kim jest lub czemu wszyscy się go boją oni odpowiadali że "To nie jest sprawa którą muszę się martwić". Kiedy szukałam czegoś w dziale ksiąg zakazanych natknęłam się na książkę o Voldemorcie. Temat mnie zaciekawił i dowiedziałam się sporo rzeczy o których nie miałam pojęcia.
-Więc wiesz również kim są Śmierciożercy.- Powiedział pewnym głosem.
-Czy pan chce przez to powiedzieć że moja mama jest Śmierciożerczynią?- Zapytałam widząc co próbuję mi przekazać.
-Dokładnie tak Viviene.- Powiedział starzec a iskierki radości które miał w oczach zgasły.- Rodzice wielu mugoli i jak to mówią czystokrwiste rodziny, zdrajców krwi nie byliby zadowoleni wiedząc że korytarze zamku przemierza najbardziej oddana Śmierciożerczyni Czarnego Pana.- Powiedział starzec spoglądając raz na mnie a raz na swoją różdżkę.
-Chce pan odwołać jej przyjazd?- Zapytałam z niewyczuwalną złością.
-Ależ skąd. Nawet jeśli chciałbym to zrobić nie mógłbym. Ministerstwo już wyraziło na to zgodę a uwierz mi przekonanie ministra to nie lada wyczyn.- Powiedział roześmianym głosem.- Myślę że przyjedzie tu po prostu trochę później kiedy uczniowie już będą na uczcie. Będziecie musiały zająć się sobą przez ten cały dzień. W razie jakiejkolwiek potrzeby możecie do mnie przyjść. Byle żeby jej przyjazd został zachowany w sekrecie.- Dodał z chwilą namysłu.
-Nie ma problemu dyrektorze.- Powiedziałam zimnym opanowanym głosem.
-Muszę jeszcze ciebie przed czymś ostrzec.- Powiedział półszeptem.
-Zamieniam się w słuch.- Powiedziałam bez żadnych emocji.
-Lepiej żebyś nie odzywała się do nikogo a także nie opowiadała o nikim twojej mamie. Nie musisz mi wierzyć ale tak będzie lepiej.- Powiedział spokojnie lecz ze strachem w głosie.
-To niby dlaczego?- Zapytałam podejrzliwie.
-Po prostu mi zaufaj.- Powiedział niemal od razu.- Wiem że nie jest to łatwe.- Dopowiedział z uśmiechem na twarzy.
-Nie no skąd?- Zaprzeczyłam z wyraźną ironią w głosie.
-Mam do ciebie jeszcze jedną prośbę.- Powiedział Drops.- Nie ulegaj jej. Nie musisz zgadzać się na wszystko co będzie kazała ci zrobić. Pamiętaj też o tym że ona jest niebezpieczna nawet bez różdżki. Uważaj na nią. Podczas jej przyjazdu jesteś odpowiedzialna za to co zrobi.- Dodał przestrzegając mnie przed nią.
-Oczywiście Panie dyrektorze.- Skłamałam nie mając najmniejszego zamiaru słuchać jego "złotych rad".
-To już wszystko. A teraz lepiej idź. Ktoś na ciebie czeka.- Zażartował miłym głosem a ja bez pożegnania wyszłam z jego gabinetu.
-Czyli twoja mama jest najbardziej wierną Śmierciożerczynią czarnego pana tak?- Zapytał ze strachem w głosie czekający na mnie Cedric.
-Zanim tobie odpowiem muszę wiedzieć ile słyszałeś.- Powiedziałam oschle widząc że Cedric naprawdę się boi.
-Całą rozmowę.- Przyznał ze spuszczoną głową. Wtedy ujrzałam okazję aby "obrazić się" na niego i wrócić do dormitorium.
-Na mnie już czas. Nie chcę teraz o tym rozmawiać.- Wypaliłam szybko i nie czekając na odpowiedź pognałam do dormitorium. Nawet nie oglądałam się za siebie. Po prostu chciałam już odpocząć i przemyśleć powiedziane mi przed chwilą informację. Dotarłam do mojego pokoju i położyłam się na łóżku. Zaczęłam myśleć o wszystkim co przed chwilą miało miejsce. Pogrążona w rozmyśleniach zmęczona całym dniem zasnęłam. Nie widziałam nawet kiedy zmrużyłam oczy. Śniła mi się twarz jakiegoś chłopaka. Patrzył na mnie z czerwonym błyskiem w oku. Po jakimś czasie zaczął do mnie coś mówić. Nie dało się jednak nic z tego zrozumieć. Słowa były bardzo niewyraźne. Tak jakby ktoś próbował przekazać ci informacje kiedy wokół ciebie panuję gwar. Im bardziej próbowałam coś zrozumieć tym bardziej słowa były niewyraźne. Czułam że jest to oznaka czegoś. Myślę że ktoś próbuję się ze mną skontaktować tylko nie może lub nie wie jak. Obudziłam się po jakimś czasie cała zlana potem. Poczułam delikatne łaskotanie w okolicy szyi. Chciałam zobaczyć co to takiego. Dotknęłam tego miejsca ręką i poczułam jak coś porusza mi się w palcach. Okazało się że był to naszyjnik. Odpięłam go i położyłam wisiorek na dłoni. Wąż z niego poruszał się i tym razem nie były to zwidy.
-Ja mam jakieś omamy?- Zapytałam na głos sama siebie.
-Zależy co nazywasz omamami moja droga.- Powiedział głos za mną.
Gwałtownie się odwróciłam. Ujrzałam tam wtedy znajomą twarz chłopaka. Nie wiedziałam skąd ją znam. Nie był to żaden uczeń. Nikt nie zna hasła do mojego dormitorium.
-Kim jesteś i jak tu wszedłeś?- Zapytałam celując w jego stronę różdżką.
-Nie poznajesz mnie?- Zapytał smutnym tonem.
-Niby skąd miałabym ciebie znać?- Odpowiedziałam pytaniem.
-Na przykład z wczesnego dzieciństwa lub komnaty tajemnic.- Powiedział spokojnym głosem.
W tym momencie nie wiedziałam co powiedzieć. Nie miałam stuprocentowej pewności że moje podejrzenia są prawdziwe. Ale jeśli były oznacza to że chłopak który stoi przede mną jest moim... tatą? Stałam jak skamieniała. Nie mogłam nic z siebie wykrztusić. Jedyne co udało mi się zrobić to upuścić różdżkę. Chłopak przede mną tylko się uśmiechnął i usiadł koło mnie na łóżku. Posłałam mu pytające spojrzenie które on chyba zrozumiał.
-Wymazali Tobie pamięć, tak skarbie?- Zapytał podminowanym tonem i dotknął ręką mojej twarzy odgarniając z niej moje włosy.
-Nie mam bladego pojęcia.- Jęknęłam chowając twarz w kolana.
Nagle poczułam przeszywający ból głowy. Powoli zaczęły pokazywać mi się wszystkie wspomnienia z ubiegłego roku. Szybko zdałam sobie sprawę że dzieję się to pod wpływem legilimencji. Próbowałam wyrzucić osobę która zagląda mi do głowy ale bez skutecznie. W jednej chwili zobaczyłam wszystkie moje zapomniane wspomnienia z komnaty tajemnic. Przypomniałam sobie wszytko co miało miejsce. Jednak osoba która odczytywała moje wspomnienia nie zatrzymała się na tych wydarzeniach. W ułamku sekundy przypomninałam sobie moje życie. Wtedy ujrzałam coś o czym nie miałam pojęcia. Zobaczyłam siebie kiedy byłam mała. Na oko miałam rok lub dwa. Widząc małą mnie zaczęłam oglądać wspomnienie z ciekawością. Już nie próbowałam wykurzyć sprawcy powrotu tych wspomnień. Chciałam dowiedzieć się o tym czego nie pamiętałam. Tego o czym nie miałam pojęcia. Nie dane mi było jednak to zrobić ponieważ kiedy tylko mój wzrok skierował się na małej mnie wspomnienia zniknęły. Powróciłam do szarej żeczywistości z potwornym bólem głowy. Szybko uświadomiłam sobie że sprawcą tego wszystkiego jest mój ojciec.
-Myślałam że jeśli ktoś używa zaklęcia Oblivate niszczy wspomnienia a nie je zamazuje.- Powiedziałam zamyślona rozmasowując ciągle bolącą skroń.
-Bo tak jest. Jednak jak widać niczego nie da się zniszczyć doszczętnie. Zawsze pozostaje po tym jakaś cząstka. Nawet najmniejsza wystarczy żeby odbudować to co myślałaś że zostało już stracone. Czasami ta część która istnieje jest jednak za mała. W przypadku wspomnień jedna myśl wystarzczy żeby zrozumieć jak dana osoba się czuję. Więc jedno najmniensze wspomnienie powinno wystarczyć żeby przypomnieć tobie o tym co stało się wtedy.- Powiedział mój tata patrząc mi w oczy. Słuchałam go z wielkim zaciekawieniem. Bardzo interesowało mnie to co mówił.
-Jak to możliwe że tu jesteś?- Zapytałam powracając myślami do wydarzeń w komnacie tajemnic.
-Jeszcze mnie tu nie ma. Jestem tylko wspomnieniem.- Odpowiedział spokojnym głosem.
-Jeszcze?- Powtórzyłam nie wiedząc co mam o tym myśleć.
-Jeszcze... Gdyby Potter nie zniszczył dziennika byłbym tu razem z tobą kochanie. Ale nie martw się. Mam już plan który właśnie się rozpoczął.- Powiedział gładząc mnie po włosach.
-Zabije go!- Krzyknęłam wstając z łóżka a mój ojciec zbadał mnie wzrokiem.
-Kogo?- Zapytał od razu lekko rozbawiony moją relacją.
-Jak to kogo? WYBRAŃCA.- Powiedziałam akcentując ostatnie słowo. Voldemort jak na zawołanie spoważniał. Spokojnie wstał i podszedł do mnie. Chwycił mnie lekko za bodbródek i skierował moją twarz do góry tym samym patrząc mi w oczy. (Byłam od niego niższa więc bez tego by się nie obyło.)
-Jesteś bardzo podobna do matki.- Powiedział nadal wpatrując mi się w oczy.- Wolę jednak żebyś się z nim zaprzyjaźniła.
-Przepraszam bardzo ale muszę o to zapytać...- Zaczęłam spokojnym głosem.- Tato... robisz sobie ze mnie żarty!?- Krzyknęłam doczekując się jakiekichkolwiek wytłumaczeń z jego strony.
-Mówię poważnie Viviene.- Powiedział nadal swoim spokojnym tonem.- Oczywiście to nie będzie prawdziwa relacja. Potrzebuję kogoś kto mógłby wykryć jego słabości. Dla kogo zrobi dosłownie wszystko. Kogo będzie darzył zaufaniem. Może nawet i sympatią. Kogoś komu będzie mówił wszystko. Wszystkie sekrety plany itede. A kto się do tego lepiej nada niż Ty córko?- Skończył swoją wypowiedź a ja posłałam mu mordercze spojrzenie którym się nie przejął.
-Czy nie łatwiej byłoby zabić go kiedy śpi?- Zapytałam trochę zażenowana pomysłem taty. Z jednej strony chciałam żeby był ze mnie dumny. Z drugiej jednak nie chciałam spędzać całego dnia w obecności Pottera i jego bandy.
-A jaka w tym zabawa? Ja chcę zemsty. Chce dostać ją w najbardziej bolesny dla niego sposób.- Wytłumaczył mi z chytrym uśmiechem.
-Czy trzeba w ten sposób komplikować sobie całe życie?- Zapytałam z poważnym wyrazem twarzy.
-Po prostu chce aby cierpiał. Uwierz mi to będzie świetna zabawa.- Zapewniał mnie.
-Powiedzmy że się zgadzam ale jak ja mam niby to zrobić. Przeze mnie stracili całą masę punktów. Poza tym wiedzą kim jest moja mama. Ta szlama Granger już w pociągu próbowała mnie zabić. Skąd mam wiedzieć że teraz mi zaufają? Szanse na to są nikłe, bardzo nikłe.- Powiedziałam zimnym opanowanym głosem.
-Wiem o tym wszystkim moja droga i jestem dumny z tego powodu.- Powiedział swoim nadal zimnym i spokojnym głosem.- Ale po reakcji tej szlamy na odjęcie punktów Slytherinowi można wywnioskować że nie wszystko jest jeszcze stracone. Poza tym Potter zrobił się czerwony jak burak kiedy tylko się do niego uśmiechnęłaś. Uwierz mi widok tego był przekomiczny.- Dodał a ja poczułam ogarniającą mnie żenadę.
-Skąd o tym wiesz?- Zapytałam podejrzliwe próbując ukryć moje prawdziwe emocje.
-Nie powiem Ci skąd mam te wszystkie informacje.- Powiedział ponownie gładząc mi włosy.
-Dlaczego?- Zapytałam rozżalona.
-Bo wiem że wtedy odcięła byś mnie od ich źródła.- Powiedział nadal spokojnie.
-Niby skąd możesz to wiedzieć?- Zapytałam podejrzliwie.
-Nie będziemy teraz o tym rozmawiać.- Powiedział tym samym tonem.
-Powiesz mi chociaż jak to możliwe że że mną rozmawiasz?- Zadałam kolejne pytanie.
-To dzięki tej błyskotce.- Powiedział i dotknął mojej ręki w której znajdował się naszyjnik.
-Dlatego nie wolno mi go ściągać?- Zapytałam dla pewności.
-Jesteś bystra.- Powiedział wkładając mi wisiorek na szyję.- On ciebie chroni. Dzięki niemu jesteś bezpieczna.- Dodał po chwili ciszy.
-Nie bardzo rozumiem na czym ta ochrona ma polegać.- Powiedziałam zmieszana. Jak taki wisior ma mnie chronić?
-Niedługo zrozumiesz.- Odpowiedział tajemniczo a ja poczułam jak po moich plecach przeszedł dreszcz.
-Tato odpowiesz mi na kilka kolejnych pytań?- Zapytałam z wielką nadzieją ponownie siadając na łóżku.
-Oczywiście.- Odpowiedział krótko siadając koło mnie.
-Dlaczego wy mnie nie wychowaliście? Jak to możliwe że żyłam w w ogóle innej rodzinie? Czemu dopiero teraz ze mną rozmawiasz? Wiesz dlaczego moje oczy stają się czerwone? Jak to możliwe że wysyłam wiadomości telepatyczne nawet o tym nie wiedząc?- Powiedziałam szybko i z wielkim entuzjazmem że w końcu mogę dostać odpowiedzi na te pytania.
-Uwież mi gdybyśmy tylko mogli ciebie wychować byłabyś dzisiaj kimś innym niż tylko uczennicą Slitherinu.- Powiedział obejmując mnie ramieniem.
-Co masz przez to na myśli?- Spytałam patrząc się w podłogę.
-Kiedy miałaś zaledwie dwa lata zostaliśmy rozdzieleni.- Powiedział patrząc się w moją stronę.
Poczułam jak w moich oczach zbierają się łzy. Nie wiem nawet dlaczego. To było jakbym miała jakąś niewidzialną więź z tatą która nagle się ujawniła. Miałam poczucie że jesteśmy sobie bliscy chociaż wydawało mi się że widziałam go pierwszy raz w życiu. Czułam że ta rozmowa przysporzy mi strasznie dużo nie przyjemnych odczuć i emocji. Nie wiedziałam jak to się zakończy ale miałam złe przeczucia. Ojciec chyba zauważył moją reakcje ponieważ mocniej przycisnął mnie do siebie i objął drugą ręką. Z trudem powstrzymałam płacz a on nadal nie wypuszczał mnie z uścisku.
-Dlaczego? Co się tam stało?- Zapytałam wciąż powstrzymując łzy.
-Nie mam pojęcia...- Zaczął nadal mnie nie puszczając.- Nie będziemy rozmawiać na ten temat.- Dodał po chwili i zniknął.
Poczułam ogarniającą mnie wściekłość. Nie była skierowana do niego lecz do tych którzy oddzielili mnie od rodziców. Zrobię wszystko aby się zemścić w najbardziej bolesny dla tego kogoś sposób. Najpierw jednak muszę się dowiedzieć kto to był. Nie puszcze mu tego płazem. Po części w tym rozumiem ojca. Pomogę mu zemścić się na Potterze. Chociaż będzie to dla mnie ciężkie muszę zaprzyjaźnić się z nim i jego bandą. Mam nadzieję że Pansy i Blaise to zrozumieją i nie będą nazywać mnie zdrajcą krwi. Co do Draco nie miałam wątpliwości. W końcu jesteśmy rodziną. Przez to że rozmawiałam z moim tatą nie zauważyłam nawet że jest już północ. Bez zastanowienia położyłam się do łóżka i zasnęłam.

Córka Śmierci, Dziecko ZemstyWhere stories live. Discover now