Rozdział 48

1.6K 207 339
                                    

W końcu miałam szansę rozejrzeć się po otaczającej mnie przestrzeni. Dolina znajdowała się pomiędzy nagimi, czarnymi skałami. Dostrzegałam w nich liczne groty, podobne do tej ozdobionej płaskorzeźbami. Wylewały się z nich kolejne porcje osób przybywających na uroczystość. Mniej więcej pośrodku ustawiono sporych rozmiarów kamienny posąg przedstawiający kobietę – zapewne Ithil lub Noc. Tuż za rzeźbą, na niewielkim wzniesieniu, do którego prowadziły ciemne, wyciosane z żyłkowatego kamienia schody, ustawiono sześć bogato zdobionych siedzisk. Splecione były z cienkich, delikatnych gałązek, pokrytych srebrzystą farbą. Pomiędzy siecią gałązek lśniły niewielkie kamienie księżycowe.

U szczytu łuku utworzonego z mebli jeden element nie pasował do pozostałych. Siódmy, nieco zbyt prosty, wykuty z czarnego kamienia tron.

Powiodłam wzrokiem po tłumie, szukając osoby, dla której był przeznaczony. Strach zjeżył włoski na moim ciele. Król na pewno gdzieś już tu był.

Dla kogo przeznaczone były pozostałe miejsca?

Rhett, władca Słonecznych, nigdy nie zgodziłby się, aby ktokolwiek z jego dworu zasiadł na pozycji tak zbliżonej do niego. Uznałby to za obrazę majestatu i zapewne wtrącił odważnego nieszczęśnika do lochu. Albo skazał na śmierć. Możliwe nawet, że poprzedzoną torturami.

Lubił patrzeć na innych z góry. Lubił być okrutny.

☽ ☾

– Co to było? – fuknęłam, opierając dłonie na biodrach.

– Wszystko dobrze? – zapytał Dagan, jawnie ignorując moje przepełnione gniewem pytanie. Troska zawarta w tych dwóch, prostych słowach wygoniła całą złość.

– Nie – jęknęłam, próbując zebrać myśli. Nagle poczułam szarpiącą moim sercem niepewność, tą samą, która dała o sobie znać w ciemnym, wąskim korytarzu, podsyłając mi mordercze obrazy.

– Luno? – Niepokój wylewał się z jego oczu. – Co się stało?

– Izel opowiedziała mi legendę o Nocy i Dniu, o Ithil i Duende – mówiłam powoli, wpatrując się w każdą reakcję na jego twarzy, starając się wyczytać cokolwiek z jego oblicza. Na marne, ponieważ jego poważne spojrzenie i zaciśnięta szczęka mogły oznaczać cokolwiek, lub nic. – O królu.

Przez ułamek sekundy na jego obliczu pojawił się nowy, nieznany mi grymas.

– Co ci powiedziała?

– Ach, nic takiego. Tylko tyle, że jest synem Duende. Tego Duende! A to oznacza, że ma kilkaset lat! Nie wiedziałam, że to możliwe. Nie uznałeś za ważne, aby mi o tym powiedzieć? A wiesz, co jeszcze to oznacza? – Jakiś hamulec wewnątrz mnie zwolnił, pozwalając słowom wypływać z moich ust, jakby pragnąc czym szybciej przekazać mężczyźnie każdą z moich myśli i trosk. – To oznacza, że nie powinno mnie tu być. Znasz moje nazwisko, wiesz kim jestem, wiesz czyją córką jestem. Mój ojciec jest Pierwszym Doradcą Słonecznej Głowy! A czego wyrzekł się Duende, jeśli nie właśnie Królestwa Słońca? Zabili jego miłość, a on zabił swojego brata! To na pewno wywarło wpływ na jego syna! Na pewno mnie nienawidzi, chociażby ze względu na moje pochodzenie. Nie mogę tu być, nie wiem dlaczego Van nazwał cię zdrajcą, ale mam nieodparte wrażenie, że wpakowałeś mnie w jakąś tragiczną sytuację bez wyjścia, a nie mam teraz na to czasu. Nie może mi się nic stać, muszę... Co cię tak bawi?

Miałam ochotę zetrzeć z jego twarzy ten bezczelny uśmiech. Nie powiedziałam nic, co powinno być przyjęte z rozbawieniem.

– Nigdy do tej pory nie wypowiedziałaś tylu słów na raz.

Krew zdrajcy | ZOSTANIE WYDANE | Spętani klątwami | Tom 1Where stories live. Discover now