11. Potrzeba przychodzi szybciej niż można się tego spodziewać.

256 7 2
                                    

Aslan

Raka wykryto u mnie zupełnym przypadkiem.

Był szokiem dla mnie i dla rodziców, którzy musieli maksymalnie zmniejszyć swoje oczekiwania wobec mnie. Pragnęli bym osiągał wiele, w zasadzie tak wiele, jak to tylko możliwe. Bardzo szybko zacząłem wywijać się od obowiązków, a choroba była właśnie idealnie wymówką. 

Nie czułem się źle. Na ogół. Wykrycie nowotworu w tak wczesnym stadium rzadko równało się mocnym objawom. Często towarzyszyło mi zmęczenie oraz brak apetytu spowodowany przyjmowaniem dziennej dawki leków. Jednak nie wpływało to znacząco na moje życie.

Otrzymanie diagnozy było najgorsze.

Doświadczenie tej pustki, którą przyniosły słowa lekarza o tym, że w moim ciele wykryto nowotwór. Nie zarejestrowałem nic oprócz tego. Chwila wytchnienie przyszła dopiero, gdy doktor przysiadł na moim łóżku szpitalnym i pokazał mi z czym właściwie się mierzę. 

Wyciągnął mnie z dołu, w który stopniowo wpadałem. A przecież to nie był koniec świata.

Czułem się świetnie, ale i tak omijałem patrzenie w kalendarz. Data wizyty, w której zostanie mi przedstawiona ostateczna diagnoza, zbliżała się nieubłagalnie. Chciałem wiedzieć, oczywiście. Ale każde najmniejsze osłabienie, nawet chwilowe, przestawiało szalę w mojej głowie. Coraz silniejsza stawała się świadomość, że to wcale nie musi być koniec. 

Wszystko mogło pójść nie tak, a ja modliłem się by właśnie tego dnia usłyszeć, że jestem zdrowy.

- Zostaw mnie! - Usłyszałem krzyk Lily z drugiej strony domu.

Siedziałem na skórzanej kanapie w domu Octavii. Ostatnio bywałem tu częściej niż kiedykolwiek wcześniej. Coś we mnie stanowczo zabraniało mi przesiadywania w domu, a rodzice zaczęli zastanawiać się, dlaczego zużywam tyle pieniędzy na paliwo. Nie wiedziałem, co powstrzymywało mnie przed przyznaniem się do odwiedzania grobu brata. Po prostu nie chciałem, aby okazało się, że rodzice nie tęsknią za nim tak samo jak ja. Bolała mnie świadomość, że ani razu nie widziałem u nich przejawów żałoby.

Liv nie zdążyła jeszcze ochłonąć po przedwczorajszej imprezie, a jej dom znowu zapełnił się rumorem. Była pedantką i mogłem jedynie domyślać się, że w jej głowie już pojawiały się myśli o tym, że gdy tylko wyjdziemy zacznie wszystko sprzątać.

Pomarańczowa plama po soku marchewkowym była miejscem, w które wpatrywała się dobre dziesięć minut, jakby samą siłą woli mogła ją usunąć.

Lily biegała po całym domy uciekając przed Harry'm. Chłopak szczerzył się od ucha do ucha wyglądając przy tym jak kretyn. Thomas wykrzykiwał jego imię dopingując go w jakże fascynującym wyścigu, który rozgrywał się na naszych oczach. Nie miałem nawet pojęcia o co chodzi.

- Oddaj. Mi. Ten. Pieprzony. Telefon! - krzyczał za nią blondwłosy.

Byłem pod wrażeniem ich koordynacji ruchowej, bo żadne z nich jeszcze nic nie wywaliło. A było to ciężkie zadanie w domu zastawionym wielorakimi ozdobami w postaci figur lub wazonów z kwiatami. 

Moja ciocia, czyli matka Octavii, była największą zakupoholiczką, jaka mogłaby chodzić po ziemi. Dlatego nie było tu miejsca, gdzie przestrzeń pozostałaby wolna.

- A tak właściwie to o co im chodzi? - zapytałem.

Odpowiedziała mi Kelly:

- Lily chce ustawić Harry'emu swoje zdjęcie na tapetę.

Zaśmiałem się.

- Czekaj, poważnie? - dopytałem zdumiony nie ukrywając rozbawienia.

Dziewczyna pokiwała głową w odpowiedzi.

No more hopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz