18. Motyle w świetle reflektorów.

215 5 1
                                    

Nora

Wybiegłam z sali zaraz za chłopakiem, ale ten jakimś cudem zdążył zniknąć mi z pola widzenia. Chciałam zrobić to samo. Szczególnie, że jeszcze przed wyjściem raczył poinformować naszą drogą publikę, że dla każdego z nich zostawiliśmy zdjęcia z autografem przy kasie.

Czysta ciekawość kazała mi dowiedzieć się, jak wiele osób faktycznie będzie chciało je zdobyć. 

Pokręciłam głową i zdecydowałam, że najlepiej będzie, jeśli po prostu wyjdę stamtąd jak najszybciej.

Byłam w tym kinie pierwszy raz, ale nie dlatego, że nie chodziłam do takich miejsc. Wielokrotnie w przeszłości oglądałam z Pelagią najnowsze premiery. Po prostu budynek, w którym się znajdowałam swoje otwarcie miał zaledwie dwa miesiące temu. 

Szukałam schodów mijając szatnię pełną nakryć i łazienki, w których przez otwarte drzwi widziałam kilka osób. Do damskiej ustawiła się już mała kolejka. 

Musiałam dostać się na górę, ponieważ sala, w której nie tylko obejrzeliśmy najgorszy film w dziejach, ale też odegraliśmy najgorszy w dziejach nieplanowany występ znajdowała się pod parterem. 

Klimat, jaki tu panował był niesamowity. Mijałam piękne kanapy, które wprost błagały mnie, abym się na nich zatrzymała. Gdzieniegdzie znajdowały się lampki nadające klimatu. Na ścianach rozwieszone były plakaty filmów, jakie miały zostać puszczone w najbliższym czasie. I nawet jeśli dwa z nich wydały mi się bardzo obiecujące wiedziałam, że nie pojawię się tu nigdy więcej.

Ewentualnie wcześniej musiałabym zakupić strój, który sprawi, że będę całkowicie nie do poznania.

Cokolwiek to było, było czymś nowym. Ale Chryste, nigdy więcej.

Udało mi się wyjść na górę, gdzie pomimo ogromnym okien, jedynym źródłem światła były lampy zawieszone na suficie. Późny wieczór zamienił się w noc.

Zmierzałam w stronę wyjścia z budynku, gdy usłyszałam za sobą głos. Obróciłam się i zobaczyłam nieznajomą postać. Górował nade mną staruszek z długą brodą. Miał elegancką koszulę i czapkę, która niekoniecznie do niej pasowała. Jedynie jego przyjazna twarz odwiodła mnie od pomysłu z ucieczką jak najdalej.

- Słyszałem twoją przemowę.

A mogłam uciec.

- Taki talent to prawdziwy skarb - mówił przeciągle. Jego obecność zaczęła mnie stresować. Nie przywykłam do rozmów z obcymi ludźmi.

- Ja... eee... talent do? - jąkałam się. Jeżeli chodziło mu o moją przemowę to zdecydowanie wolałabym, aby nie została przez nikogo uznana za talent. Mogłabym wręcz błagać, aby została zapomniana jak najszybciej.

Automatycznie zalała mnie ciekawość czy ludzie oglądający film wzięli sobie do serca zakaz nagrywania w sali kinowej.

- Do tworzenia filmów. Kawał dobrej roboty. Mało kto potrafi docenić teraz dobre kino. Mam nadzieję, że coraz więcej młodych ludzi zacznie pokazywać nam swoje dzieła. Cicha woda brzegi rwie. - Zaśmiał się. - Prawda?

Pokiwałam głową a usta zacisnęłam w cienką kreskę. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.

Co odpowiada się staruszkowi, który gratuluje ci nagrania filmu, z którym nie miałaś absolutnie nic wspólnego? 

Obróciłam głowę szukając ratunku wśród obecnych ludzi i w oczy rzucił mi się błysk, tak podobny do tych, które widziałam już wcześniej.

I od razu wiedziałam, gdzie podział się mój narzeczony.

No more hopeWhere stories live. Discover now