7. Rysy na porcelanie

449 15 26
                                    

Każdy krzyk wydobywający się z mojego gardła był na tyle cichy, że nikt nie go słyszał.

Tak przynamniej się czułam, stojąc na szkolnym korytarzu. Wśród zabieganych uczniów i dumnie kroczących nauczycieli, którzy nigdy nie zauważali smutku w moich oczach. Wśród śmiejących się przyjaciół, którzy byli zbyt ślepi, żeby ujrzeć w nich pustkę. Wśród tych samych, znajomych murów, które widząc to wszystko, milczały niczym zaklęte.

Byłam jedynie nic znaczącą kroplą w tym wszystkim.

Zbyt wielką by zniknąć na dobre i zbyt słabą, aby wybić się na tle innych.

Dusiło mnie to. Powoli. Boleśnie. Bezlitośnie.

A ja pragnęłam tylko zaczerpnąć tchu.

Chciałam, by ktoś mnie usłyszał.

Cora?

— Hm? — zapytałam tak brutalnie wyrwana z własnych przemyśleń.

— Pytałam, czy masz notatki na hiszpański — zielone oczy Rose niczym rentgen przeskanowały całe moje ciało, najpewniej w próbie odszyfrowania mojego dziwnego zachowania.

Ale to zaraz minęło.

Bo znowu się uśmiechnęłam.

— Jasne, tylko muszę...

Wzdrygnęłam się, kiedy ciężkie łapsko opadło na moje ramiona. Zanim zdążyłabym cokolwiek zrobić, ktoś wydarł się do mojego ucha tak głośno, że aż mnie zemdliło.

— Boże, jaki ty jesteś zjebany umysłowo — westchnął Oliver, obserwując poczynania małpy zwanej potocznie Louisem.

Gdy Harrisowi zabrakło już tchu na dalsze krzyczenie mi do ucha, nabrał więcej powietrza do ust, po czym pokazał Oliverowi środkowego palca. Czasami jak tak na nich patrzyłam z boku, to zapominałam o tym, że mamy po siedemnaście lat, a nie siedem.

— Ja jestem zjebany na umyśle, a ty masz zjebaną mordę — odciął się Louis, co Oliver skomentował prychnięciem.

— Wiesz co, skurwielu?

— Co?

— Gówno.

— Prawda boli, plastusiu?

— Żeby zaraz cię dupa nie zabolała, kiedy...

— Jeszcze słowo — Rose spojrzała ostrzegawczo to na jednego, to na drugiego. Jej spojrzenie było przepełnione taką władczością i stanowczością, że aż sama stanęłam na baczność. — A przysięgam, że zaraz oboje będziecie zakładać spodnie przez głowę.

Ta groźba skutecznie odgoniła napięta aurę między chłopakami, którzy więcej nie raczyli nic powiedzieć. Oliver, jak to Oliver, zaczął się podlizywać swojej dziewczynie, paplając coś o pięknej pogodzie, zaś Louis nie potrafił się oprzeć pokusie skomentowania koloru włosów Rose. Ona słysząc to, uszczypnęła go tak mocno, że ten aż załkał. Mogłabym przysiąc, iż oczy zabłyszczały mu od wstrzymywanych łez, kiedy masował bolącą rękę.

Natomiast ja nic nie powiedziałam. Od zawsze wolałam raczej obserwować ich interakcje niż brać w nich czynny udział, do czego wszyscy przywykliśmy. Poza tym i humor zbytnio nie pozwalał mi na rozluźnienie się w towarzystwie.

Cały czas myślałam o mamie, która nie odezwała się do mnie przez dwa dni.

I to nie tak, że ja także milczałam. Gdyż wręcz przeciwnie, ciągle próbowałam ją zagadywać, przepraszać i prosić, by już się na mnie nie gniewała.

LaleczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz