-piętnaście-

245 20 3
                                    

Tygodnie mijały a moje waga widocznie szła do góry. Nie wiedziałem ile teraz ważyłem, bo nie mogłem patrzeć na wagę przy codzienniej kontroli. Powiedziano mi tyle, że jeszcze trochę a będę mógł wrócić do domu.

Na wizyty z psychiatrą też chodziłem. Początkowo był ze mną Iwa, bo czułem się dzięki temu pewniej. Później już chodziłem na nie sam. Terapia naprawdę nie była taka straszna.

Przytycie było warunkiem koniecznym do wyzdrowienia. Powoli akceptowałem fakt, że w część moich ubrań nie wejdę. Próbowałem się na to psychicznie przygotować. Było to trudne.

-Hajime... - zacząłem przypatrując się temu jak pomaga mi się pakować. Spędziłem tu trzynaście tygodni. Miałem już serdecznie dosyć szpitala.

-Tak?

-A czy... Dalej ci się podobam?

-Oczywiście - podszedł do mnie. Wiedział o moich obawach. Bałem się, że gdy przytyje, już nie będzie mnie kochał - najważniejsze dla mnie jest to, byś był zdrowy. Dalej będę cię bardzo kochał.

Dodało mi to trochę otuchy, więc wróciłem do pakowania się. Miał mnie odprowadzić do domu.

Otulił moją szyję szalikiem, bo na dworze było już dosyć zimno. Ubrał mi też rękawiczki i kurtkę. Czułem się jak małe dziecko, potrzebujące pomocy, ale jednocześnie mi się to podobało.

Moja mama oczywiście nie mogła nas odebrać, bo praca okazała się ważniejsza. Odkąd popadłem w to bardziej, ona pracowała więcej. Byłem dla niej tylko problemem. Dokładnie tak się czułem.

Iwaizumi zamówił dla nas taksówkę za którą też zapłacił. Pojechaliśmy do mnie. On nie chciał wracać do siebie, a ja nie chciałem być sam.

-Tak w ogóle to... Wiesz co dzisiaj jest? - przyciągnął mnie na swoje kolana gdy wypakowywaliśmy moje rzeczy.

-Co takiego?

-Walentynki - uśmiechnął się delikatnie - nasze pierwsze. Chciałem cię zabrać na randkę.

-Gdzie pójdziemy? - od razu się ucieszyłem. Zapomniałem o tym że dzisiaj był czternastego.

-Gdzie tylko zapragniesz. Ale moim warunkiem jest jedzenie. Chcę żebyś coś wybrał. Na co tylko masz ochotę.

-Dawno nie jadłem sushi - powiedziałem niepewnie.

-Więc pójdziemy na sushi. Nie stresuj się tym, świetnie ci przecież idzie - pogłaskał mnie po policzku.

-Dziękuję za to co robisz - pocałowałem go w usta. Pocałunki były uzależniające.

Przerwał nam dopiero trzask drzwi. Moja mama musiała wrócić. Chciałem jej w końcu przedstawić Iwę jako mojego chłopaka. Zeszliśmy na dół. Nawet nie obrzuciła nas spojrzeniem.

-Mamo-

-Nie teraz. Później, Tooru - zbyła mnie, szukając czegoś w papierach.

-Znowu praca jest ważniejsza ode mnie?

-Nie wszystko kręci się wokół ciebie, dziecko.

Zrobiło mi się odrobinę przykro, bo kiedyś była dla mnie naprawdę dużym wsparciem. Złączyłem palce z dłonią Iwy. Wyczuł kotłujące się we mnie napięcie.

-Wiesz że przybrałem na wadze? I wychodzimy dzisiaj na sushi? - próbowałem jakkolwiek zdobyć jej uwagę. Znowu poczułem się jak mały chłopiec, zabiegający o uwagę rodziców.

Ponownie olała mnie cichym "mhm" i wtedy się poddałem. Wróciłem na górę trzymając Iwę za rękę.

-Skarbie - zaczął cicho obejmując mnie od boku.

-Ja chciałem tylko by cię poznała - spojrzałem na niego zaszklonymi oczami.

-Nie przejmuj się, nie ma co. Uśmiechnij się - ujął moje policzki - będziemy mieć naprawdę wspaniały dzień, więc już nie płacz - nie pozwolił łzom wypłynąć.

-Możemy już wyjść z domu? Nie chcę tu siedzieć - poprosiłem, ujmując jego dłonie.

-Pewnie. Przebierz się i idziemy.

Wyszedłem z ubraniami do łazienki. Czułem się niekomfortowo z przebieraniem przy kimś, odkąd zacząłem przybierać na wadze. Choroba była straszna i dalej wmawiała mi że moje ciało było obrzydliwe.

Wybrałem miętową bluzę i czarne jeansy. Były zwyczajne. Podczas przeglądania się w lustrze, zerknąłem w róg łazienki. Stała tam waga. Powód mojego częstego płaczu i ataków paniki. Waga, od której wszystko się zaczęło.

Osiemdziesiąt, siedemdziesiąt trzy, pięćdziesiąt dziewięć, czterdzieści pięć Ciągle zbyt wiele

Mój umysł zalały zdania słyszane ostatnio bardzo często.

Jesteś pół kilograma od śmierci

Skuliłem się przy drzwiach i schowałem twarz między kolana. Nie chciałem tego słuchać.

Sto, dwieście, trzysta kalorii. Dlaczego aż tyle?

-Wyjdź z mojej głowy... - załkałem, mocniej przyciskając dłonie do uszu.

Przytyłeś to i schudniesz. Przestań się obżerać.

-Zostaw mnie! - krzyknąłem przeraźliwie, cały drżąc

Nie zasługujesz na to by jeść.

hunger ~ iwaoiWhere stories live. Discover now