PAPIER ŚCIERNY

644 34 93
                                    

To miał być ostatni patrol Marinette przed wyjazdem na wycieczkę. Tego dnia naszło ją na nadzwyczajną ostrożność, więc najpierw wyszła na zewnątrz, aby ukryć się w jakimś ciemnym zaułku, a dopiero później przemieniła.

Dziewczyna, szczególnie na początku bohaterskiej kariery, wypierała się tego, że uwielbiała skakanie po dachach. Przeklinała to po tysiąckroć, lecz prawda była taka, iż kochała to robić. Wiatr we włosach, uczucie wszechmocy i wyzwolenia... W takich momentach nie była już zwyczajną, niezdarną dziewczyną z magiczną tajemnicą, nie. W takich momentach była kowalem własnego losu, czuła się wolna jak nigdy wcześniej.

I wbrew pozorom bardzo lubiła dzielić się tamtą wolnością z pewnym szarmanckim, lecz błaznowatym dachowcem...

Jej przyjaciela jeszcze nie było w ich ustalonym miejscu, co troszeczkę zdziwiło Biedronkę. Mimo wszystko nie zastanawiała się nad tym dłużej. Usiadłszy na krawędzi dachu, zaczęła podziwiać nocną panoramę Paryża.

Kolejna zaleta bycia bohaterem: widzisz to, czego większości nie będzie dane zobaczyć na żywo.

– Bu! – usłyszała nagle granatowowłosa. Wrzasnęła, a nastepnie chwyciła za nogi potencjalnego złoczyńcy i w mgnieniu oka powaliła go na ziemię.

Chwilę później zerwawszy się na równe nogi, spojrzała na swoją ofiarę. Jak sie okazało nie był to ani morderca, ani gwałciciel.

Był to Czarny Kot.

– Niezły chwyt, Kropciu, ale następnym razem nie testuj go na mnie, okej? – wystękał, pokracznie wstając z ziemi.

– Było mnie nie straszyć, ty głupi Kocurze!

– Co tak ostro? – zaśmiał się. – Nie pozbieram się kiedyś po tych twoich dissach, Moja Pani.

– Oj, nie, kochanie... – posłała mu najbardziej niezrównoważone spojrzenie na jakie było ją stać. – Nie pozbierasz to ty się, jak cię przerobię na marmoladę.

– Myślisz, że byś mnie pokonała? – blondyn ostentacyjnie naprężył mięśnie.

– Małym palcem u stopy – odparła, uśmiechając się zadziornie. – A co? Chcesz sie przekonać? Dawaj!

– Oj nie – zatrzymał gotową już do walki dziewczynę gestem dłoni. – Z tobą nie będę walczył, Biedronsiu. Nigdy.

Marinette przewróciła oczami, ponownie siadając. Rozluźniła mięśnie, i gdy tylko chłopak zajął miejsce obok, oparła głowę o jego ramię. Zawsze tak robiła. Dla niej ten gest oznaczał czysto przyjacielską czułość.

Z resztą to przy nim czuła się bezpiecznie...

Nagle ziemia zadrżała, a kamyk, który z niewiadomych powodów leżał na dachu, spadł na chodnik. Obaj bohaterowie zerwali się z miejsca i zamarli, widząc ogromnego, lodowego stwora...

– Jezu, Andre! – zawołał zirytowany Kot. – Psujesz nam randkę!

– Kto powiedział, że to randka? – mruknęła Biedronka. – To patrol, głąbie.

– To jest Mrożownik, Kropeczko. Musimy być zakchani, żeby być nietykalni.

– No to skończę obmacana, bo się nie kocham.

– Jeszcze.

Po tamtej jakże typowej dla nich słownej potyczce ruszyli do walki. Jak się okazało, blondyn miał rację. Kiedy bili się z nim w pojedynkę, zupełnie nic nie mogli osiągnąć. Wręcz przeciwnie, złoczyńca miał przewagę.

Raz omal nie trafił Marinette. Gdyby nie jej zamaskowany przyjaciel, który odepchnął ją za kupę gruzów, już dawno skończyłaby jako mrożony deser.

Zielonooki niechętnie podniósł się z ziemi, pozwalając partnerce wstać, choć zdecydowanie wołała pozostać w pozycji, w której nad nią wisiał.

– No, Moja Pani, chyba musily wdrożyć mój plan – przyszykował już usta do pocałunku, lecz dziewczyna odepchnęła go dłonią.

– Nie tak prędko, Kociaku. Jest jeszcze inna opcja... Szczęśliwy Traf!

Jak się okazało, bohaterka zyskała śrubokręt. Zaczęła obmyślać plan i niestety Kor miała rację.

Musieli udawać, że byli razem.

Zgodnie z planem po odkręceniu klapy, pod którą było rozgrzane powietrze, stanęli jako przynęta na środku drogi.

Mrożownik już miał ich zaatakować, lecz Czarny Kot przyciągnął do siebie miłość swojego życia, gwałtownie zmijejszając dystans między nimi. Nagle fiołkowooka poczuła jak robi jej się gorąco. Jej sece zaczęło walić jak oszalałe, zaś płucom zabrakło tlenu.

Tego nasza bohaterka nie przewidziała.

Już miała coś powiedzieć, lecz chłopak położył palec na jej ustach. Kiedy sie uspokoiła, złapał za jej rozpalone policzki i złączył ich usta.

Pocałunek nie trwał długo, lecz mimo wszystko pozostawił trwałe piętno na Biedronce. Nigdy wcześniej tak się nie czuła.

Z Adrienem i tak byłoby lepiej – pomyślała, aby się otrząsnąć.

W końcu wszystko się udało i pokonali zakumizowanego Andre.

– Co ty na to, żeby zrobić małą powtórkę, Moja Pani?

– Jedyne na co możesz liczyć to pocałunek z papierem ściernym.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

MOŻE I KROTKO

ALE ZA TO JAK

LADYNOIR.<333

POZDRAWIAM,
ŹDZISŁAW

Are You My Lady? ~ Miraculous Where stories live. Discover now