Rozdział 37: Stres

180 13 13
                                    

Czarny przez stres, który powiększał się z każdym dniem, nawet nie zauważył, gdy dwa tygodnie, dzielące go od początku grudnia, po prostu wyparowały. Byl orzerazony, gdy zorientował się,  że tylko kilka dni dzieli go od koncertu przed przerwą świąteczną. Myślał, że dostanie paplitacji serca, kiedy na tablicy informacyjnej w pokoju wspólnym Gryffindoru pojawiła się kartka z informacją o koncercie, odbywającym się za dwa dni. Prychnął cicho, gdy przeczytał ostrzerzenie, że muzyka może nie być odpowiednią dla osób nie lubiących hałasu. Wymienił spojrzenie z pobladłym na twarzy Frutem ponad głowami uczniów. Stwierdził, że sam nie wygląda lepiej, odchodząc do przyjaciół czekających na niego przy jednym ze stolików.

– Blady jesteś – zauważyła Hermiona, a brunet przeklął w myślach jej spostrzegawczość.

– Nie najlepiej się czuję – skłamał gładko, bez mrugnięcia okiem. Ginny położyła mu rękę na czole.

– Może powinieneś iść do Pomfrey? – spytała z troską – Ostatnio jest mega zimno i co trochę ktoś u niej ląduje z przeziębieniem. Może też cię złapało?

– Pewnie tak – mruknął patrząc w telefon. Żyleta zerknął mu ciekawsko przez ramię.

– O, masz nowe piosenki – ucieszył się, wysuwając mu komórkę z ręki i puścił pierwszy utwór – Nie kojarzę – stwierdził, po pierwszej minucie.

– Gordson - Blood Water – wyjaśnił Junior, wykrzywiając twarz – Obudziłeś mnie tym w Turcji, cioto. Musiałem sobie pobrać, bo mnie prześladowało. Pamiętasz? Czwarta w nocy, Harruś śpi sobie w uroczym hotelu, po akcji, a tu, proszę, When there's blood in the water!

– Ooo – zaśmiał się Dylan – Faktycznie już kojarzę.

– Nie rżyj – warknął Harry i trzepnął go w łeb – Miałeś wyłączyć ten pieprzony budzik.

– Zapomniałem – Chłopak wzruszył ramionami

– Mogłeś chociaż się zwlec i go wyłączyć!

– Spałem.

– A ja już nie bo nie wyłączyłeś budzika!

– TY też mogłeś się zwlec! – wytknął mu Żyleta

– Ale to nie mój telefon!

– Ja byłem za daleko!

– Leżał metr od ciebie!

– A pół od ciebie!

– Stop – przerwał im rozbawiony Ron

– Byliście w Turcji? – zdumiała się Hermiona

– No – potwierdził Dylan – Zajebisty image możemy was kiedyś zabrać.

– Pod warunkiem, że wyłączysz budzik – mruknął Junior. Żyleta cisnął w niego leżącą najbliżej poduszką.

***

Dwa dni później Harry od samego rana chodzi spięty. Obudził się gwałtownie o piątej rano i wstał z łóżka, czując jak drżą mu ręce. Wszedł najciszej jak potrafił do łazienki i spojrzal stanowczo w swoje odbicie.

– Będzie dobrze – powiedział do siebie – Teksty znasz, grać umiesz, pamiętasz plan, to po prostu zmodyfikowana lekcja muzyki – przekonywał się

Lekcja muzyki z całą szkołą jako publiczność, szepnął złośliwy głosik w jego głowie. Poklepał się po policzkach i wyszedł z pomieszczenia. Przebrał się w czarne, prote jeansy i błękitną koszulkę z bazgrołami. Z braku lepszego zajęcia, zaczął grzebać w telefonie. Przeglądając media społecznościowe oraz słuchając muzyki, nawet nie zorientował się, kiedy nastał świt. Przywitał się cicho z Seamusem, rozglądającym się zaspanym wzrokiem po dormitorium. Godzinę później, razem z Ronem, Hermioną, Ginny i Żyletą, zszedł do Wielkiej Sali na śniadanie. Do stołu Gryfonów dosiadły się Milka i Nela. Gdy tylko usiedli obok nich, Czarnego dopadła wyszczerzona Avis.

– Przyjdź do mojego gabinetu przed ósmą – poprosiła ze słodkim uśmiechem. Harry westchnął aktorsko, kiwając głową. Uśmiech kobiety poszerzył się jeszcze bardziej, kiedy odchodziła.

– Po co masz być w jej gabinecie? – zdziwiła się Ginny, jedząc owsiankę.

– Wzięła mnie i kilku innych chłopaków do pomocy w dekorowaniu Wielkiej Sali – wyjaśnił, słowo w słowo recytując wymyśloną historyjkę

– Wież kt-o wysztąpi? – wymamrotał Ron z ustami pełnymi jajek faszerowanych. Było ich tak dużo, że Harry podziwiał go za wypowiedzenie tych trzech słów.

– Nie mam pojęcia – odparł, bawiąc się swoją porcją. Żołądek ściskał mu się ze stresu tak boleśnie, że był pewien, że nic nie przełknie. Uczucie przed Meczem Quiditcha było niczym w porównaniu z tym Cały dzień czas igrał sobie z nim i leciał wyjątkowo szybko. Godzina w której miał, spotkać się z resztą Elity i Avis, wybiła według niego zdecydowanie za wcześnie. Gdy wszedł do pomieszczenia, dostrzegł, że jego kompani wyglądają równie źle,  jak on się czuł. Nauczycielka, w przeciwieństwie do nich, cała rozpromieniona, rozdała im białe koszulki z nazwą zespołu i grafiką człowieka w kominiarkę z przodu. Wielka Sala została magicznie powiększona, tak, że przy tylniej ścianie stała dość spora scena, za którą kryło się jeszcze pomieszczenie organizacyjne. Sprzęty takie jak perkusja Danny'ego, mikrofony, czy sprzet DJ Whitera były ustawione już na scenie. Obok stały głośniki, ktore głośnością mogły roznieść cały Hogwart. W powietrzu magicznie zawieszone zostały niebieskie płomienie,  a całe pomieszczenie oświetlane było mugolskimi reflektorami kolorowymi, do których bliźniacy Weasley, którzy zostali poproszenie o pomoc w stylizacji, dodali mnóstwo magicznych dodatków,  mających uświetnić ich działanie. Kilka minut przed ósmą zaczęli schodzić się uczniowie i nauczyciele, a całą Elita pobladła jeszcze bardziej. Byli tak przerażeni, że ledwo słyszeli przemowę Avis, która wyszła na scenę by ich zapowiedzieć. Czując się, jakby szli na ścięcie, weszli za Czarnym na scenę, słysząc oklaski zaciekawionych uczniów.
-----------------
Krótkie ale jest. Mam juz pomysł na komplikacje

Oblubieniec Zła | Harry Potter Fanfiction Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz