Prequel cz. VII

79 6 8
                                    

Szefunio wszedł do punktu szpitalnego, szybko zamykając drzwi. Prowadził ze sobą rodziców Dylana i matkę Neli, którzy natychmiast rzucili się do swoich dzieci, by zobaczyć czy nic im nie jest. Sam podszedł do Harry'ego, jednak ten odsunął się od niego. Dopiero teraz dostrzegł, że cała trójka patrzy się na nich, jakby zobaczyli ich pierwszy raz w życiu. Westchnął.

– Dzieciaki... – zaczął powoli – To nie tak jak myślicie.

– Jesteście gangiem przestępczym – rzekł Dylan z lekką histerią – Zaprzeczycie?

Żaden z dorosłych się nie odezwał, więc chłopak kontynuował, tym razem zwracając się do swoich rodziców.

– Okłamywaliście mnie całe życie! Często zastanawiałem się ci robicie, ale nie spodziewałem się, że jesteście przestępcami! Nawet słówkiem nie pisnęliście, chociaż wiele razy pytałem!

– Nie patrz się na nich jakbyś była lepsza! – krzyknęła Nela do swojej matki – Kiedy chciałaś mi powiedzieć?! Kiedy byś mnie osierociła, albo my mnie zastrzelili?! Tylko tak to się może skończyć!

Szefunio w ciszy patrzył na Harry'ego, który wpatrywały się w niego z pustką. Na dnie jego oczu dostrzegł ból.

– Ufałem Ci – szepnął jedynie chłopiec, a Cam w jednej chwili poczuł ogromne wyrzuty sumienia, słysząc tyle cierpienia w jego głosie. Rana na ramieniu chłopca była już opatrzona, jednak i tak nie zwracał na nią uwagi – Zaufałem Ci, chociaż w zasadzie nie miałem powodu. A ty? Okłamywałeś mnie cały czas. Mówiłeś, że masz ważne sprawy... Wymówki...

– Młody posłuchaj mnie – poprosił, łapiąc go za ramiona. Coś boleśnie ścisnęło go w sercu, gdy chłopiec wyrwał się z jego uścisku – Naprawdę chciałem Ci powiedzieć, ale wyobraź sobie to. Miałem do ciebie podejść i powiedzieć "Hej, Harry człowiek którego odwiedzasz prawie codziennie to gangster i oszust, miejsce w którym się spotykacie to siedziba jego gangu, oraz właśnie wdał się w kłótnie z niebezpieczną mafią, która jakimś cudem się o tobie dowiedział i chce cię zlapać"?

– Co? – wydusił Harry, słysząc jego ostatnie słowa – To dlatego strzelali?

– Właściwie nie. Celem miałem być ja, ale przez to, że wlazłeś na drogę kuli, teraz skupią się na tobie. Błagam Harry, obiecaj, że nie będziesz się nigdzie szlajał.

Na chwilę zapał ciszy, gdyż Neka i Dylan przestali wrzeszczeć, wreszcie pozwalając dojść rodzicom do słowa.

– Muszę iść – wykrztusił chłopak, czując odrętwienie całego ciała. Wstał i chciał ruszyć w stronę drzwi, jednak zatrzymała go reka Szefunia.

– Teraz nigdzie nie idziesz – powiedział, nadając swojemu głosu łagodne brzmienie – Nie wiadomo czy po tym postrzale wszystko będzie okej, a poza tym, na razie jest dla ciebie zbyt niebezpiecznie. Ta mafia pewnie kręci się gdzieś w okolicy, więc nie ma mowy, żebym cię teraz puścił – pogłaskał go po policzku, gdy zacisnął zęby, by nie wybuchnąć złością, skierowaną na jego opiekuna – Prześpij się. Jest już prawie noc. Jutro pogadamy na spokojnie, okej?

Harry spojrzał na niego i bez słowa skierował się do pokoi na górze. Wszedł do tego w którym sypiał, gdy Dursley wyrzucał go z domu na całą noc. Słyszał, że Cam za nim idzie, zapewne by pilnować, że nigdzie nie ucieknie, jednak nie zwrócił na niego uwagi, nawet gdy siadł na jego łóżku. Bez słowa odwrócił się do niego plecami, przymykając powieki.

Nie spał jednak długo, nękany różnorodnymi myślami i koszmarami.

***

Szefunio szedł w stronę pokoju Harry'ego z mętlikiem w głowie. Trochę zdziwiła go reakcja chłopca. Gdy jego przyjaciele reagowali krzykiem i furią, on na początku nawet się nie odezwał, choć w jego oczach widział wściekłość, że znów został okłamany. Miał pełną świadomość, że stracił zaufanie Harry'ego jednak planował je odzyskać. Najpierw musiał wyjaśnić mu wszystko na spokojnie.

Oblubieniec Zła | Harry Potter Fanfiction Where stories live. Discover now