14.

141 11 45
                                    

Amity

Nastał nowy, wyczekiwany przeze mnie dzień. Obudziłam się w naprawdę wspaniałym humorze. To miał być dobry dzień. Co prawda był deszczowy, ale to nie mogło stanąć mi na przeszkodzie w drodze do Luz. Ubrałam się najszybciej jak mogłam i zeszłam na śniadanie. 

Ten dzień był naprawdę coraz lepszy. Przy stole obyło się bez żadnej sprzeczki. Edric nie cwaniaczył, a co za tym idzie, nie prowokował Emiry. Mama nie oceniała najmniejszych szczegółów, które mogłyby się jej nie spodobać. Nawet tata udzielał się w rozmowach częściej niż zazwyczaj.

W jeszcze lepszym humorze odeszłam od stołu uprzednio dziękując za wspólny posiłek i ruszyłam w stronę pokoju. Już miałam zamiar wychodzić do Luz,  wnet przypomniałam sobie o tym jak wczoraj zachowałam się wobec mojej siostry. Jest jedną z nielicznych osób w tym zamku, które nie zasługują na takie traktowanie. Może i nie było to nic wielkiego, ale jednak zawsze byłyśmy dla siebie w potrzebie nawet mimo sprzeczek, a moje zachowanie było odstępstwem od normy w naszej relacji. Postanowiłam najpierw pójść do pokoju bliźniaków, aby porozmawiać z Emirą.

Zanim przekroczyłam próg pokoju zapukałam, a gdy usłyszałam hasło „proszę" weszłam do środka.
W owym pomieszczeniu znajdowała się tylko Emira, co ułatwiało sprawę.

-Co tam siorka?- zapytała pogodnie.

-Hej, słuchaj. Wiem, że to nic wielkiego, ale źle się z tym czuję, a co gorsza boję się, że ty się z tym źle czujesz, co jest dla mnie ważniejsze. Wybacz, że wczoraj cię wystawiłam w sprawie przymiarek. Miałyśmy iść razem, żeby umilić sobie tę nudę, a ja z nieznanego ci powodu najzwyczajniej cię olałam.

-Powodem jest ta urocza brązowowłosa dziewczynka, prawda? To jednak ze znanego mi powodu.- uśmiechnęła się szyderczo.

-Tak, bo widzisz... Czekaj, co? A-ale skąd ty wiesz?!

-A widziałam co nie co i usłyszałam przypadkiem co nie co.- odparła prześmiewczo oraz niewinnie jednocześnie.

-Wow, boję się ile jeszcze wiesz, a ja nawet nie zdaję sobie z tego sprawy.

-Mnie też się bój.- Edric wparował znikąd, a mi włosy stanęły dęba, na co bliźniaki zaczęli się śmiać.

Naprawdę muszę częściej zamykać drzwi na klucz i przydałyby się jakieś dźwiękoszczelne ściany.

-Słuchaj Ami, przeprosiny przyjęte, pod warunkiem, że pomożesz mi pofarbować włosy. Trochę schodzi mi ten zielony kolor, muszę go poprawić, a po ostatnim razie nie ufam już Edric'owi.- po tych słowach spiorunowała brata spojrzeniem.

-Hej?!- odparł oburzony.

Ucieszyłam się z faktu, że między nami jest wszystko w porządku. Odrazu zabrałyśmy się za farbowanie. Miałyśmy przy tym sporo frajdy. Uwielbiam moje rodzeństwo, kiedy nie są denerwujący.

Musiałam przyznać, że po skończonej pracy włosy wyszły olśniewające.

Podeszłam bliżej do lustra, aby poprawić sobie fryzurę. Wnet Emira chwyciła kosmyk moich włosów  i rzekła.

-Może pofarbujemy włosy i tobie?

Nie byłam pewna co na to mama, ale ewentualnie trochę pokrzyczy i będzie kazała mi wrócić do poprzednich, więc stwierdziłam, czemu nie?

Jakiś czas później

-Fiolet ci pasuje. Edric, co uważasz?

-Jest ekstra, ale lepiej spytaj mamy co o tym sądzi. Jestem w stanie przewidzieć jej reakcję. Zakład o dychę?

-Nie zniechęcaj młodej!- po chwili ciszy dodała- Zakład.

A to niby oni są starsi...

-No a jak tobie się podoba?- zapytała w końcu mnie.

-Jest...- mówiąc przejechałam delikatnie palcami po pasmie włosów.- ... pięknie. Dziękuję.

Posiedziałam jeszcze chwilę z rodzeństwem, do czasu kiedy zorientowałam się ile czasu minęło. Zbliżało się południe, więc przeprosiłam bliźniaków i opuściłam ich pokój udając się do mojego, aby następnie wymknąć się przez okno. Oczywiście dałoby radę wyjść normalnie przedstawiając mamie dobrą wymówkę jako powód, ale wtedy miałabym u boku zbędną straż. Gdyby był to złoty strażnik, nie marudziłabym, ale nie miałam pewności, że dostałabym akurat jego. Nie wierzę we własne słowa. Kiedyś panicznie bałabym się tego człowieka, a teraz? Hunter jest mi bliższy niż kiedykolwiek.

Tak więc wymknęłam się bezproblemowo, a powrót jakiś czas temu ułatwiłam sobie podstawiając skrzynię pod oknem.

Droga, choć deszczowa, to minęła mi bardzo przyjemnie. Kiedy czeka nas coś dobrego okoliczności tego zdarzenia nie mają znaczenia.
Nawet nie zauważyłam kiedy zaczęłam podskakiwać i się od ucha do ucha uśmiechać. Jestem taka głupia dla tej dziewczyny.
Podniosłam głowę ku górze zwracając ją do nieba. Krople deszczu spadały mi na twarz powoli ją mocząc. Po chwili rozpętała się niezła ulewa. Włosy i ubrania zmokły mi na tyle, że krople ze mnie spływały.

Droga do Luz prowadziła obok miasta. Miałam dużo czasu. Postanowiłam więc wykorzystać klimat i zahaczyć o miastowe uliczki, ale na tyle, aby nie rzucać się w oczy mieszkańcom. Niesamowite uczucie radości w deszczu. Wszystko wokół było szare, natomiast ja jedyna byłam rozpromieniona.

Po drodze rzuciła mi się w oczy kafejka na rogu, pod której dachem zauważyłam... Gus'a? Nie było tam ludzi, gdyż lokal był zamknięty, a chłopak najwidoczniej tylko chował się przed deszczem.
Byłam przeszczęśliwa, więc miałam ochotę go normalnie wyściskać, ale kiedy mnie zauważył zdawał się być przybity, a raczej zdezorientowany. Zdziwiło mnie to i zwolniłam kroku, a uśmiech z mojej twarzy momentalnie zniknął.
Kiedy znajdowałam się obok niego przywitałam się, na co on odparł.

-Cześć Amity... Po pierwsze wow, jaka zmiana, po drugie co ty tu robisz? Z tego co słyszałem od Luz w najgorszym wypadku powinnaś być cytując „normalnie martwa na smierć". O co chodzi?

-Cała Luz.- lekko się uśmiechnęłam wzruszając niewinnie ramionami.- Dasz wiarę, że złoty strażnik okazał się być po mojej stronie?! Nie pisnął moim rodzicom ani słówka.
Tak się cieszę, bezproblemowo będę mogła widywać się z Luz i zabrać ją na bal!- mówiłam uradowana do czasu, kiedy zauważyłam, że Gus wcale się nie ucieszył z moich słów.- Hej, wszystko w porządku?

-Tak, tylko wiesz... Luz myślała, że już nigdy się nie zobaczycie i wyjechała...- urwał, bo zauważył swojego ojca, który właśnie po niego przyjechał.- Daj mi chwilę. Powiem mu, żeby poczekał trochę. Zaraz do ciebie wrócę.

Chłopak odszedł w stronę pojazdu, a ja stałam jak wryta. Luz wyjechała? Ale jak to? Zostawiła mnie? To jakieś nieporozumienie, przecież nic się nie stało, ja tu jestem. Oh, to wszystko moja wina. To znaczy, mógłby być tego inny powód, ale chociaż mogłybyśmy się pożegnać gdyby tak było.

Gus długo nie wracał, a dla mnie ta informacja była zbyt przygniatająca. W reakcji po prostu uciekłam. Biegłam ile sił z powrotem do zamku. Niekoniecznie tam chciałam się teraz znajdować, ale czy miałam jakiś wybór? Luz już tutaj nie ma. Nic już nie ma znaczenia.

~~~~~~~~~~~~~~~~
Sama się nie spodziewałam, że kolejny rozdział pojawi się tak szybko, ale oto i on.
Bardzo dziękuję za wszelką interakcję<3
Byeee!!!<333

Royal Family ~ LumityWhere stories live. Discover now