2. Żonkil

78 12 21
                                    

Jeden z „najszczęśliwszych" kwiatów, symbolizujący odrodzenie i nowe początki. Zakwita pod koniec zimy, zwiastując początek wiosny i koniec mroźnych, ciemnych dni.

Azalia leżała w swoim łóżku przykryta kocem pod sam czubek nosa i wpatrywała się w zachodzące słońce, na które miała idealny widok z okna. Był to jeden z wielu powodów, dla których wybrała ten pokój. Drugim było to, że od dziecka lubiła żółty i właśnie w tym kolorze były pomalowane ściany, które nie były odświeżane od lat. Nawet znajdowały się na nich sporej wielkości rysunki słońca wykonane przez nią znalezionym markerem. Nie chciała się tego pozbywać, bo za każdym razem, gdy zerkała w tamtym kierunku, znów czuła się tą małą dziewczynką. Wszystko w tym pomieszczeniu kojarzyło jej się z radością i tak też zostało do tej pory. Potrzebowała czegoś, co pozwoli jej się wyciszyć. Choć z każdą chwilą była coraz mniej pewna czy siedzenie w miejscu pełnym wspomnień było dobrym pomysłem.

Nie żałowała tego, że odmówiła. Po paru godzinach czuła, że był to dobry wybór. Martwiła się tym, że Michael się na nią pogniewa, ale to nie było w jego stylu. Owszem, często nie zgadzali się w wielu kwestiach, ale nigdy nie kwestionował jej wyborów, tym bardziej, gdy chodziło o durną imprezę. Azalia była tego świadoma i to był jeden z wielu powodów przez który czuła się tak źle, chociaż brzmiało to dość nielogicznie. Pierwszy raz po przyjeździe do Niverville nie umiała pozbyć się natrętnych myśli udając, że na te dwa miesiące przestały one istnieć. Nie umiała nawet zebrać się do wyrzucenia z siebie tych złych emocji na papier, a głowa zaczynała nieprzyjemnie pulsować. Nawet nie mogła spędzić tego czasu z dziadkiem, bo mężczyzna od razu widział, gdy coś było nie tak. W przypadku mamy wcale nie było lepiej, bo zamartwiała się najmniejszym grymasem na twarzy córki. A ostatnie czego potrzebowała to pytań na temat, którego sama nie rozumiała.

Przewróciła się na plecy i zakryła twarz dłońmi, jęcząc cicho. Nienawidziła takich chwil jak te, lecz do tej pory zdarzały się one tylko w Nowym Jorku. Nie tutaj. Nie w miejscu, gdzie wszystko co złe znikało. Czy to przez brak babci? Przez to, że wciąż nie odwiedziła kwiaciarni ani ogrodu, gdy zawsze były to jej pierwsze punkty do odhaczenia w mieście?

Nie wiedziała i nie mogła już wytrzymać walki z własną głową. Odrzuciła kołdrę na bok i wstała, by rozczesać włosy. Po powrocie od Michaela, wykąpała się, a następnie przebrała się w pierwsze lepsze ubrania, które okazały się niebieską bluzą i szarymi dresami. Podciągnęła spodnie, sięgnęła po słuchawki i wyszła z pokoju. Potrzebowała odsapnąć. Nie wiedziała co się dzieję, a niewiedza była dla Azalii czymś przerażającym. Nie bała się pająków, szerszeni czy klaunów. Jedyne co ją przerażało to niewiadoma. Odłożyła słuchawki na szafkę obok, by niezgrabnie założyć buty i wykrzykując o swoim wyjściu, udała się na zewnątrz.

Przymknęła powieki i wypuściła powietrze nosem. Miała nadzieję, że krótki spacer pomoże jej się ogarnąć i bez większych zmartwień będzie mogła korzystać z wakacji. Frustrowało ją to, że tak się czuła. Nie wiedziała co robić, bo nie była do tego przyzwyczajona. W jej głowie to Nowy Jork był miejscem bólu i ciągłego rozmyślania. Nie Niverville. Nie mogła pozwolić, by i tutaj przestała się czuć dobrze.

Za każdym razem, gdy spacerowała po mieście, rozglądając się dookoła, czuła się jak w bajcę. To miasteczko było naprawdę urokliwe, a wszelka roślinność dodawała temu wszystkiemu jeszcze więcej życia. Szła ścieżkami, którymi przechadzała się wraz z babcią i widząc różnorakie kwiaty na swojej drodze, przypominała sobie głos Cynthi. Było to w pewien sposób dla niej relaksujące, bo czuła, jakby wracała do dzieciństwa.

W połowie drogi sięgnęła do kieszeni, by wyciągnąć słuchawki. Zastygła w połowie przeszukiwania kieszeni, przypominając sobie o zostawionych na półce słuchawkach.

Flowers of LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz