24. Przypomniałam sobie

304 11 2
                                    

Czasami myślałam sobie dlaczego życie mnie tak nienawidzi. Tamte, pożal się Boże, przyjaciółki, Ethan, śmierć mamy, potem jeszcze problemy ojca (więc także i moje). Chyba naprawdę trzeba mieć okropnego pecha, by tyle rzeczy przysporzyło komuś problemów. Ano tak, ja mam takiego pecha. Zabawne.

Poniedziałek. Czyli dzień, w którym musiałam wrócić do kolejnej rzeczy, która mnie rujnuje. Ach, jak ja nienawidzę szkoły. Musiałam wytrzymać tylko do końca roku i wolność. Sama nie wiedziałam czy chcę iść na jakiś uniwersytet, czy może w pełni zająć się łyżwiarstwem. Nawet nie wiem co chciałabym studiować. Nic nie wiedziałam. Ale nawet się nad tym dłużej nie zastanawiałam. Z resztą jak niby umiałabym to zrobić, kiedy każdego dnia dzieje się tyle rzeczy, których nie umiem opanować.

Mój budzik przed chwilą zadzwonił, a ja wciąż (tak jak zawsze) leżałam i zastanawiałam się po co w ogóle wstaję. Ale niestety mój codzienny rytuał zaburzyła moja ciocia Mery. Razem z wujkiem nadal przebywali w naszym domu. Byłam ciekawa, a jednocześnie mnie to nie obchodziło, dlaczego moi kuzyni nie przyjechali razem z nimi. Co prawda są ode mnie starsi o dwa lata i umieją zająć się sobą, ale dawno ich nie widziałam, a zawsze uwielbiliśmy spędzać razem czas. Miałam dwóch kuzynów, którzy byli bliźniakami i nazywali się Holly i Felix. Było mi nawet trochę przykro, że nie przyjechali, choć nie kontaktowałam się z nimi, ani nie pytałam o to ciocię. Pewnie są zajęci, wiadomo, że nie rzucili by wszystkiego, żeby tu przyjechać. Chociaż moi wujkowie chyba tak zrobili. Nieważne, kogo to obchodzi.

- Ty nadal leżysz? Jest siódma, a biorąc pod uwagę, że wstajesz tak wcześnie, myślałam, że nie masz z tym problemu. - powiedziała wpatrując się we mnie i opierając ręce o biodra.

- Ale dzisiaj wyjątkowo, nie chcę mi się tego robić. Muszę iść do szkoły ciociu? - zapytałam nadal wpatrując się w sufit.

- Wiesz, że cię uwielbiam i pewnie zgodziłabym się żebyś została, ale twój tata ma co do tego inne zdanie.

- To obchodzi cię jego zdanie? - spytałam podnosząc się w końcu do pozycji siedzącej.

- Nie, ale jednak poniekąd się z nim zgadzam. Słuchaj, kochanie. Wiem, że ostatnio nie jest najlepiej, ale spójrz na to tak: będziesz mogła wyjść z tego domu i w nim nie przebywać przez następne dziewięć godzin.

- To już wolę tu zostać niż tam iść.

- Dobra, wstawaj. Przecież w końcu musiały się zakończyć ferie. - w odpowiedzi tylko jęknęłam do siebie. Wiem, że jestem pełnoletnia i mogę o sobie decydować, ale gdyby tak było pewnie już dawno wypisałabym się ze szkoły. A pomimo wszystko chciałam ją skończyć. Więc jednak nie byłam taka samodzielna w podejmowaniu decyzji. - Za trzydzieści minut śniadanie i wychodzisz.

- A chociaż ktoś mnie może podwieźć? - zapytałam z nadzieją w głosie. Nie chciało mi się iść o tej porze w mrozie. Było chyba milion stopni na minusie i odczuwałam to nawet tutaj.

- Niestety nie. No już. - odpowiedziała i wyszła z mojego pokoju.

Sturlałam się z łóżka i zaczęłam się przygotowywać. Po jakimś czasie zeszłam na dół ubrana w dresy, bo tym razem nie chciało mi się stroić (jest za zimno i szkoła na to nie zasługuje) i umalowana z użyciem tylko korektora, tuszu do rzęs i błyszczyka. Po śniadaniu szykowałam się już do wyjścia. Ubrana w ciepłą kurtkę otworzyłam drzwi. Wyszłam i widok, który mnie zastał, zszokował mnie doszczętnie. Nathaniel stojący dokładnie w tym samym miejscu, w którym wczoraj czekał aż wejdę do domu. Uśmiechał się od ucha do ucha w moją stronę i nie przeszkadzał mu mróz panujący na dworze.

- Cześć, Śnieżynko. - przywitał się podchodząc do mnie.

- Co... - zaczęłam nadal w szoku, że go tu zastałam.

- Wyjaśnię ci to po drodze. Chyba nie chcesz się spóźnić?

- Nie obchodzi mnie to, aczkolwiek nie planuję tego, więc oczywiście. - odpowiedziałam szybko i zaczęłam iść. Ominęłam go, lecz prędko dorównał mi kroku. - Co ty tu robisz? - zapytałam powoli powracając do dawnego stanu, w którym wszystko miałam gdzieś.

- Chciałem iść razem z tobą do twojej szkoły.

- Rewelacyjnie, ale wiesz, że ty do niej nie chodzisz? - spytałam całkowicie poważnie, lecz on się zaśmiał.

- Zdaję sobie z tego sprawę. Chciałem z tobą trochę pogadać o wczorajszym i tak dalej. No i zobaczyć cię. Wiem, że mogłem zwyczajnie napisać, ale wolałem to.

- Czemu? - spytałam wpatrując się w jakiś punk przede mną.

- Bo, po prostu... Nie mogłem o tobie zapomnieć. Sporo się wczoraj o tobie dowiedziałem i dużo też widziałem.

- Nie znasz mnie. - odparłam głosem, już pozbawionym emocji.

- Może i tak, a może znam cię o wiele lepiej niż myślisz.

- Tak sądzisz? - spytałam i automatycznie każde ważne słowo zapisane w moim pamiętniku, przypomniało mi się. Może powiedziałam mu nawet więcej, choć tego nie zapisałam.

- Mhm. - mruknął w odpowiedzi.

- A wiesz, chociaż jaki jest mój ulubiony kolor? - nigdy mu o tym nie mówiłam (raczej), więc tego nie może wiedzieć.

- Zgaduję, że albo biały, albo coś w odcieniach brązowego. - odpowiedział a ja zaczęłam się zastanawiać czy może coś palnęłam na ten temat wczoraj, bo jako mała dziewczynka, kiedy go poznałam, zdecydowanie byłam fanką różowego. - Zgadza się? - spytał odwracając wzrok w moją stronę.

- Skąd? - w odpowiedzi na moje ciche pytanie zaśmiał się, a raczej prychnął, ale nie w złośliwy sposób.

- Często nosisz ubrania w tych kolorach. Na przykład teraz masz na sobie brązowe dresy.

- Patrzysz na to jakie noszę ubrania? Raczej mało kogo to interesuję. Tym bardziej, że niczym się nie wyróżniam.

- Zwracam na to uwagę, prawda. I nie zgadzam się. Z pośród stu osób uznałbym, że najbardziej byś mnie zainteresowała właśnie ty.

- Często cię nie rozumiem. - odpowiedziałam i mogło się wydawać, że to co powiedziałam nie miało żadnego sensu.

- Dziwne, bo raczej dużo ludzi mnie rozumie. Ty chyba jesteś wyjątkiem.

- Chodzi o to, że niby cię rozumiem, ale czasami mówisz do mnie takie rzeczy, które wydają mi się nie do pojęcia.

- Na przykład?

- Na przykład to co powiedziałeś przed chwilą. Ogólnie nie rozumiem twojego podejścia do mnie. Nie wiem. Jeszcze nigdy nie miałam z nikim tak dziwnej relacji. Nawet nie wiem jak możemy się określić. Bo widzisz, czasami wydaję się jakby stwierdzenie, że jesteśmy tylko partnerami w łyżwiarstwie, nie wystarczało. Sama naprawdę nie rozumiem o co w tym wszystkim chodzi. - powiedziałam. Zdawałam sobie sprawę, że może mówię trochę bez sensu, ale sama siebie nie rozumiałam.

- Sugerujesz, że jesteśmy kimś więcej?

- Nie wiem.

- A co takiego wiesz?

- Wiem, że mam mętlik w głowie i sama siebie nie rozumiem. - nawet nie wiem czemu to powiedziałam.

- Rozumiem cię. - odparł tylko i nie drążył tematu. Na szczęście.

Przypomniało mi się o pamiętniku i o wszystkim innym dlatego podjęłam się kroku, który był, jak na mnie, ryzykowny. Pod każdym względem.

- Przypomniałam sobie.

- Tak, Księżniczko?

~~~

Dobra, naprawdę nie wiem czy przypadkiem już dawno się nie pogubiliście.

Krytyka, błędy, cokolwiek >>>

Never Give UpOù les histoires vivent. Découvrez maintenant