Rozdział 7

277 18 3
                                    


Jest późno, a ja no cóż ledwo kontaktuje haha ale mimo to skończyłam rozdział. O dziwo dostałam jakiejś weny twórczej o 22 i udało mi się dokończyć pisanie. Pewnie będę go bieżąco poprawiała tak jak za każdym razem, więc wybaczcie mi drobne błędy. Dziękuję, że jesteście!
Do następnego słoneczka ☀️❤️
__________________________

Wbijałam swoje spojrzenie w szafę pełną ubrań. Prawa część była zajęta przez wiszące na wieszakach garnitury. Górny róg, lewej strony stanowiły równo poskładane białe i czarne koszule, zaś bliżej dołu były wstawione trzy szuflady z bielizną, krawatami oraz muszkami.

Chwilowy trans przerwał Valerio, który gwałtownie rzucił dwie dosyć spore walizki na podłogę.

– Gotowa?– zapytał, przysiadając obok.

Skinęłam głową, przysuwając do siebie tę czarną. Przyjaciel nawet nie czekał aż ja zacznę pierwsza. Zerwał za jednym razem wszystkie siedem garniturów, od razu wpychając je do wnętrza swojej walizki. Skrzywiłam się widząc, że robi to strasznie niechlujnie.

– Będą pogniecione, a to naprawdę drogie komplety– zmarszczyłam nieco brwi.

– Czy mnie to interesuje? Nie. Czy jak najszybciej chcę wyrzucić rzeczy tego śmiecia przez balkon? Oczywiście, że tak– momentalnie na mnie spojrzał, jednak szybko wrócił do upychania ubrań.

Nie wiedziałam, czy współczułam bardziej tym garniturom, czy walizce.

Po paru minutach większość  szafy została opróżniona. Pustka jaka w niej zapanowała wprawiła mnie w mały dylemat. Powoli zaczęłam żałować swoich dotychczasowych czynów. Przecież mogłam odebrać coś źle. Sama nie wiedziałam jaka będzie reakcja Vincente na tą całą sytuację.

Dopięłam zamek, który ostatecznie przesądził o losie tych ubrań. Valerio również to zrobił, jednak przez nieład panujący we wnętrzu musiał  pomęczyć się z przygnieceniem górnej części i dopiero późniejszym użyciu suwaka.

Podniosłam się z podłogi, w tym samym czasie rozsuwając rączkę walizki. Pociągnęłam ją za sobą do drzwi, ale chwilowo się zatrzymałam.

– Znam ten wyraz twarzy Isa– pokręcił głową.– Jeśli nie wyjdziesz stąd teraz, to wypchnę cię siłą.

Nabrałam więcej powietrza do płuc, przechodząc na korytarz.  Mój przyjaciel zrobił to  samo. Zniosłam bagaż po schodach, następnie układając go przy jednej ze ścian. Było już późno, więc nie wiedziałam o której mogłabym spodziewać się przyjścia Vincente. Zazwyczaj jego wypady kończyły się na dwóch bądź trzech godzinach. Tym razem dobijała już pierwsza w nocy, a go dalej nie było. Usiadłam na jednej z niższych szafek, opierając głowę o chłodną ścianę.

– I co teraz?

– Będę czekała– odpowiedziałam trochę ciszej. Może osłabienie zaczęło brać nade mną górę.– Kiedy przekroczy próg domu, popchnę w jego stronę te dwie duże i naprawdę ciężkie walizki, licząc, że uderzą w niego z ogromną siłą.

– Mam zostać z tobą?– zdecydowanie był zmartwiony.

– Poradzę sobie. Poza tym nie chcę cię przetrzymywać. Wystarczająco mi pomogłeś, a rano będzie na ciebie czekało dużo pracy. Ja chyba zdecyduję się na popołudniową zmianę– zaczęłam nieco ciszej.– Strasznie ci dziekuję– podniosłam się, aby jeszcze raz być między jego ramionami. Valerio bez zawahania odwzajemnił ten czyn. Przed wyjściem przekazał mi jeszcze parę słów pocieszenia.

Usiadłam ponownie na wcześniej wyznaczonym przez siebie miejscu, czując jak pewien rodzaj zdenerwowania bierze nade mną górę. Nie miałam przy sobie żadnego zegarka, więc nawet nie potrafiłam stwierdzić ile czasu to wszystko zajęło i jeszcze zajmie. O dziwo wbijanie spojrzenia w ścianę okazało się naprawdę przyjemnym zajęciem.

Hellish truthWhere stories live. Discover now