Rozdział 2

76 12 19
                                    


Jeon nie mógł otrząsnąć się z szoku. Jak to możliwe, że ich grupy taneczne nigdy się nie spotkały? W poprzednim roku zajęcia Tae musiały rozpoczynać się w trakcie jego własnych, albo kończyć przed. Kim nie wyglądał na amatora, więc trwało to równie długo, co sam uczęszczał na lekcje. Nie mógł uwierzyć, że mijali się o krok i że chłopak pała tą samą pasją. 

Co za przykre zrządzenie losu.

Być może było by mu to łatwiej znieść, gdyby nie fakt, że byli kiedyś najlepszymi przyjaciółmi. Takimi, że jeden za drugiego dałby się pokroić. W dzieciństwie faktycznie obaj mieli zapędy do tańca, ale nie podejrzewał, że dla Tae będzie to równie poważne. Serce ściskało mu się boleśnie na choćby najlżejsze wspomnienie tamtych dni. Ich wspólnych wygłupów, szalonych pomysłów, czy marzycielskich wieczorów. Byli dla siebie kimś więcej, niż braćmi. To była dla Jeona taka więź, że nie potrafił jej odpowiednio nazwać, by wyrazić tym wszystko, przez co razem przeszli.

Lecz najwyraźniej tylko dla niego. Bo wystarczył jeden dzień, by przestali rozmawiać. Nawet nie znał powodu i nigdy go nie dostał. Został porzucony i znienawidzony za coś, o czym nie miał pojęcia. 

Może stał się dla Kima nudny? Za mało przebojowy? Za głupi? Infantylny? Określeń miał mnóstwo i każde rozważał na milion sposobów. W końcu odpuścił próby podjęcia rozmowy i tak trwali, przez te kilka lat, w niezrozumiałej rywalizacji o wszystko. Brał w niej udział, bo tylko to mu zostało. Tae-hyung istniał teraz w jego życiu jako rywal, ale jakaś część niego tego łaknęła. Jeśli tylko w takiej formie mógł go jeszcze mieć, to obsesyjnie robił wszystko, by tak właśnie było.

Czuł się z tym żałośnie, a teraz doszły do tego wspólne lekcje tańca. Nie wiedział jak sobie z tym poradzi.

Nie mógł przez to zasnąć. Wiercił się w łóżku i rozpamiętywał ich nieprzyjemną wymianę zdań. Może gdyby inaczej rozpoczął rozmowę, to wtedy zrobiłoby się w końcu normalnie? Jeśli udałoby mu się dzięki temu jakoś do niego zbliżyć? Może dowiedziałby się w końcu, co zrobił źle. Przecież to była doskonała okazja, a on ją zaprzepaścił. Wybuchnął gniewem, zamiast postarać się być miłym. 

Był kompletnym idiotą.

Ponadto dręczyło go coś jeszcze. Nie mógł wyrzucić z głowy poruszającego się do muzyki ciała Tae. Zrobił na nim piorunujące wrażenie. Jakby już nie wystarczyło, że podziwiał go w szkole. Miał w sobie to coś. Irracjonalnie mu zazdrościł, choć sam zdobywał równie mocne komplementy. Przy Kimie stracił poczucie swojego blasku i wyjątkowości. W sumie od zawsze tak było. Chłopak robił wszystko lepiej i fajniej. Zacisnął palce na kołdrze, walcząc cały czas ze swoim niespokojnym sercem.

Gdy udało mu się zasnąć, przyśnił mu się sen o przeszłości. Rano go nie pamiętał, ale policzki miał mokre od łez.

***

- Dasz radę! Wierzymy w ciebie!

Kolega z klasy klepnął go po ramieniu i zszedł z linii startu. Jeon pochylił się i położył dłonie na miękkim podłożu toru. Obok niego przygotował się Kim. Dzisiaj mieli biegi na czas. Dopingujących były dwa obozy. Jego wspierali faceci, a Tae otrzymał piski dziewczyn. 

- Ogłuchnąć można... - warknął trzeci zawodnik, mierząc Kima nieprzyjemnym spojrzeniem.

- Nie zesraj się - odpowiedział mu Kim i uśmiechnął - Zazdrościsz mi powodzenia i tyle.

Jungkook nie rozumiał, dlaczego Tae robił sobie na własne życzenie wrogów. Mijał pierwszy miesiąc szkoły, a chłopak już wszystkich rozdrażniał. Może wolał damskie towarzystwo, ale czy to wymagało ciągłych kłótni z resztą klasy? Jeon nie lubił tego słuchać, bo nie mógł wybrać strony. Jedyne zaciskał pięści, próbując ustać w miejscu.

W rytmie twoich kroków [Taekook]Where stories live. Discover now