19

2.9K 276 13
                                    

-Zastanawiałeś się kiedyś jak wiele użytecznych rzeczy można zrobić z marihuaną? - zapytał George, przeglądając kobiecy katalog o modzie, który znalazł na biurku Karen, mojej sekretarki.

Uniosłem wzrok znad tony papierów i spojrzałem na niego spode łba.

- Pomyśl tylko - mówił, nie odrywając wzroku od gazety. - Można wykorzystać ją jako lek...

- George - chciałem mu przerwać tą jakże niesamowitą przemowę, ale moje wołanie nie poskutkowało.

-...jako narkotyk...

- George - znów na marne, mówił jak nakręcony.

-...a już nie wspomnę o tym, że można z niej upiec ciasto, które może dać naprawdę porządnego kopa, jeśli wiesz o czym mówię.

- George, do cholery! - spojrzał na mnie, uśmiechając się w dziwny sposób.

- Co?

- Możesz przestać mówić o marihuanie i dla odmiany zająć się czymś pożytecznym? - naprawdę próbowałem się skupić, a on jedynie mi przeszkadzał.

Mój przyjaciel patrzył na mnie z wyrazem twarzy, który wskazywał, że myśli nad tym, co powiedziałem i kiedy już myślałem, że coś do niego dotarło uśmiechnął się głupkowato.

- Jadłeś kiedyś ciasto ze szpinaku? - zapytał nagle, na co strzeliłem facepalma. - Tu piszą, że..

- Jest napisane - poprawiłem go, ocierając twarz ze zmęczenia.

- Co mówiłeś?

- Tam jest napisane - podniosłem na niego wzrok.

- No przecież mówię, że tu piszą - odpowiedział i wrócił do swojego monologu na temat ciasta ze szpinaku.

Jęknąłem głośno, chowając twarz w dłonie. Boże, daj mi siły.

Po chwili wyciągnąłem telefon z kieszeni spodni i wykręciłem numer do Lottie. Odkąd wróciliśmy z wycieczki, zdawała się być w lepszym nastroju.
Dużo czasu spędzała z Owenem, który zobowiązał się pomóc jej w sądzie. Oboje starali się, jak mogli by Madeline mogła być razem z jej matką.

Po kilku sygnałach usłyszałem jej spokojny głos, przyłapałem się na tym, że uśmiecham się, gdy tylko słyszę jej głos. Przy niej czułem, że żyję.

- Halo? - zapytała ponownie, wtrącając mnie z przemyśleń.

- Hey Lottie - powiedziałem, nagle czując nieśmiałość.

- Harry! - jej głos wydał się być znacznie bardziej radosny. - Jak dobrze cię słyszeć.

- Obudziłem cię? - zapytałem, czując poczucie winy.

- Nie, skądże. Sprawdzałam właśnie wspomnienia dzieciaków z wycieczki - zaśmiała się cichutko. - Nie mogą się ciebie nachwalić.

- To znaczy, że spisałem się jako opiekun - uśmiechnąłem się, wstając i podchodząc do okna, obserwując wiecznie tętniące życiem Chicago.

- Bardzo się spisałeś.

- Polecam się na przyszłość w takim razie - odparłem, opierając głowę o szklaną szybę. Westchnęłam ciężko, odczuwając nagły smutek. - tęsknię za tobą, Charlotte.

- Ja za tobą też - odpowiedziała, wprawiając moje serce w szybsze bicie. - Może przyjedziesz dzisiaj na noc?

- Jesteś pewna, że nie będę ci przeszkadzał?

- Harry - odparła, śmiejąc się przy tym. - Ty nigdy nie przeszkadzasz.

- W takim razie przyjadę, gdy tylko odwiozę Jenny do Georga - czułem ekscytację i ciepło, które ogarnęło moje ciało.

- Jesteś pewny, że chcesz zostawić Jenny z Georgem? - zaśmiała się.

- Na szczęście przyjechała jego mama. Będzie dobrze - uśmiechnąłem się.

- W takim razie w porządku. Do zobaczenia - powiedziała, po czym rozłączyła się.

Odwróciłem się i wróciłem w miejsce, gdzie siedział mój przyjaciel. Od razu dostrzegł moją obecność, bo przeniósł wzrok znad swojego magazynu na mnie.

- Poznaję ten błogi uśmiech - powiedział, unosząc brew i spoglądając niżej. - To też poznaję.

Opuściłem wzrok niżej tylko po to by zobaczyć, że w moich spodniach utworzył się namiocik.

Niemal, że czułem jak moje policzki okrywają się rumieńcem.

- Tylko zabierz ze sobą kondomy - powiedział, podnosząc się z kanapy. - Póki co nie pora na drugiego Stylesa juniora.

***
Jak się podobało? :)
Piszcie co sądzicie x

Daddy // h.s.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz