Rozdział 3.

1.6K 68 30
                                    

– Nie macie na mnie kompletnie nic, więc po co tu jestem?

Siedziałam już w nudnym, szarym pomieszczeniu drugą godzinę, a mężczyzna z trudem próbował ciągle wyciągnąć ode mnie informacje w sprawie zabójstwa JJ'a Thomsona i Austina Moreton. Wspomnienia przez ostatnie dni wracały do mnie cały czas, co zaczynało boleć. Nigdy nie chciałam zabijać, ale musiałam, bo Hades był zdolny do wszystkiego. A teraz całe moje życie może się posypać, gdy ja dopiero zaczęłam go składać.

Dalej w głowie rozbrzmiewał mi płacz i błagalny głos Ericii, którym prosiła policjantów, zakładających mi na nadgarstki kajdanki by mnie zostawili, krzyk Conrada, którym darł się, że jego kuzynka nie jest morderczynią. Nie wiedział jak bardzo się mylił.

– Zacznijmy od początku. – stwierdził, siadając w końcu na krześle, a ja odchyliłam głowę do tyłu i westchnęłam ciężko. – Z jeziora wyłowiono ciało JJ'a Thomsona, który zaginął dwa lata temu. Znaleźliśmy świadka, który widział jak wchodzisz do lodowatej wody, co zresztą potwierdzają kamery. To trochę dziwne, nie uważasz?

– Dostałam wyzwanie od kogoś. – odpowiedziałam z uśmiechem.

– Od kogo?

– Bruce'a Trembleya.

– Kim dla Ciebie jest?

Na chwilę się zatrzymałam i przetarłam zmęczona twarz.

– Moim biologicznym ojcem.

– Jaki ojciec każe wejść swojej córce do zimnego jeziora?

– Taki, który lubi rywalizację ze swoją córką.

– I miałaś przy okazji zabić JJ'a.

– Możesz zapytać o to jeszcze osiem razy, a ja odpowiem to samo. Nie. – kłamałam, ciesząc się, gdy widziałam jak traci cierpliwość.

– Austin został znaleziony kilka miesięcy temu zakopany w środku lasu. Został postrzelony z glock 45. Czyli tego samego pistoletu, który posiadasz Ty.

– Tak samo jak pewnie setki innych osób. Poza tym mam pozwolenie na broń.

– Ale nie na zabijanie.

– Czy ja ci wyglądam na psychopatkę, która tylko marzy o zabiciu jakichś ludzi, których nawet nie znam?

– Możliwe. – odpowiedział po chwili, a następnie podniósł się i znowu mnie skuł. – Koniec przesłuchania. – oznajmił, podnosząc mnie za ręce, po czym wyprowadził z pomieszczenia. Prowadził mnie przez komisariat aż do aresztu. Zamknął mnie za kratami, a ja położyłam się od razu na tapczanie i zaczęłam walić głową o jakąś płaską poduszkę. Jednak uniosłam ją, gdy usłyszałam krzyki na korytarzu. Zobaczyłam jak mężczyzna, który mnie przesłuchiwał prowadził zdenerwowanego chłopaka, który kopał i rzucał się w każdym kierunku.

– Mogliście mi powiedzieć bym wzięła ze sobą popcorn! – krzyknęłam.

– Zamknij się, Bell. – warknął.

***

Obudził mnie rano jakiś funkcjonariusz, waląc w kraty ręką.

– Wstawaj, Bell, wychodzisz. – poinformował, a ja natychmiastowo wstałam.

– Jak to?

– Ktoś wpłacił kaucję. – odpowiedział, a ja zmarszczyłam brwi, podchodząc do wyjścia. Wypuścił mnie i wyprowadził z komisariatu. Parking był praktycznie pusty. Stał tam jedynie jedno auto, przy którym stał mężczyzna. Rozszerzyłam oczy gdy zobaczyłam, że to Hades.

Podeszłam niemal od razu, a on uśmiechnął się na mój widok.

– Wpłaciłeś kaucję?

– Nie lubię krat. Są takie nieprzyjemne. – powiedział z sarkazmem.

– Chyba nie powinniśmy się widywać kiedy jakiś psychol, nienawidzący moją biologiczną matkę mnie szuka.

– Ja tylko na chwilę. Karma musi wrócić. – jego uśmiech się poszerzył, wymijając samochód by wsiąść do śtodka.

– Co?! – natychmiast wsiadłam razem z nim na miejsce pasażera i spojrzałam na niego zdziwiona. – Przecież zakończyliśmy współprace.

– A ja, kurwa, lubię klasyki. A ty jesteś takim klasykiem. – stwierdził odrobinę się denerwując. – To będzie wasze ostatnie zlecenie.

– "Wasze"?

– Twoje i Tony'ego. A przynajmniej ostatnie w twoim wypadku.

– Chwila, jak to Tony'ego? Przecież mieliśmy umowę. Tony miał u ciebie nie pracować.

– Owszem, ale już nie współpracujemy, więc umowa wygasła. Poza tym sam do mnie przyszedł. – rozszerzyłam oczy jeszcze bardziej. Mój mózg zaczynał się powoli przegrzewać od nadmiaru informacji.

– I dalej nie będziemy współpracować. Nie przyjmuje zlecenia.

– Na pewno? To bardzo duże zlecenie i duże pieniądze, no i śliczne widoki. Meksyk jest pięknym miejscem.

– Meksyk?! Czekaj, od początku.

– Ty i Tony za tydzień pojedziecie do Meksyku, macie za zadanie zabić siedmiu moich współpracowników, którzy stali się dla mnie nie wygodni. Wyśle was tam pod przykrywką i macie ich wszyatkich zabić. Dostaniecie pięćdziesiąt tysięcy dolarów.

– Zajebiste miejsce sobie wybrałeś do dawania mi zlecenia. Może od razu tam pójdę i przyznam się do wszystkiego. – zakpiłam, wskazując na komisariat.

– Wiem, że nie masz pieniędzy, a to są tylko dwa tygodnie.

– Mogę tam jechać sama?

– Nie, Tony to mój jeden z najbardziej oddanych pracowników. Chcę by towarzyszył ci w tym zleceniu.

Oparłam głowę o moje dłonie i poczułam jak moja głowa chyba wybucha. To wszystko mnie przerastało, a myśl, że miałabym spędzić z Tonym dwa tygodnie w jednym domu zabijała mnie od środka. Wyprostowałam się, spojrzałam przed siebie i zamknęłam oczy.

– Wchodzę w to.

***

Kochani przepraszam was, ale niestety potrzebuję przerwy. Jestem wykończona pędzeniem ciągle za dobryni stopniami i dobrymi rozdziałami (nigdy nie byłam dobra w bieganiu, dlatego wf omijam szerokim łukiem). Nie chce wdrażać się w szczegóły, bo nie uważam, że przestrzeń publiczna jest odpowiednim miejscem do dzielenia się takimi prywatami. Nie jestem dumna z tego rozdziału, ale mam nadzieję że to zrozumiecie bo czuję się tragicznie od rana, a na głowie mam mnóstwo rzeczy. Kocham was i będę informować o wszystkim na moim twitterze: HabinkaW.

Potrzebuję przerwy.

Dreams Come TrueKde žijí příběhy. Začni objevovat