Rozdział 4.

1.4K 58 16
                                    

Gdy wróciłam do mieszkania natychmiastowo napadła mnie siostra z pytaniami o co chodziło. Zbyłam ją szybko, że źle się czuję i chciałabym się przespać, a na jej pytania odpowiem jak wstanę. Mimo że leżałam na łóżku to i tak nie zasnęłam, a wszystko dookoła mnie irytowało. Nawet najmniejszy odgłos sprawiał, że się wierciłam. Lecz najbardziej się zdenerwowałam, gdy usłyszałam pukanie do drzwi wejściowych, przez co darowałam sobie leżenie.

– Mutant? – usłyszałam głośny głos Ericii, a ja szybko wstałam i podbiegłam do drzwi od mojego pokoju, by podsłuchać czy to naprawdę on.

– No tak, cześć. – powiedział szybko chłopak, a ja upewniłam się, że to faktycznie on.

– To Conrad, nasz kuzyn. – poinformowała, na co on coś mruknął czego nie usłyszałam.

– Przyszedłeś się przywitać? – zagadnął Conrad.

– Raczej z kimś pogadać. Gdzie jest Olivia?

– W swoim pokoju. – po tych słowach usłyszałam tupot zmierzający w moim kierunku.

Odsunęłam się do tyłu, a do pomieszczenia wszedł Tony. Za nim stali inni, a ja skinęłam głową, dając im znać by wyszli i tak też zrobili, zostawiając mnie z nim.

– Nie wiem czy już im mówiłaś... – zaczął, ale uciełam mu szybko.

– Nie powiedziałam jeszcze. Potrzebuję trochę czasu.

– Ale przekazanie nam informacji, że wyjeżdżasz przyszło ci bardzo łatwo. Niestety ja nie jestem tu po to by się kłócić. Skoro im nie powiedziałaś to nie musisz, bo nie zamierzam jechać z tobą. Poradzę sobie sam.

– Uwierz, że też nie mam ochoty na wakacje z tobą. – uśmiechnęłam się wrednie co odwzajemnił. – Jednak mimo wszystko mam zamiar tam pojechać, bo potrzebuję tych pieniędzy, a ty nie masz nic do gadania.

– To ja z nim pracuję od dwóch lat, nie ty.

– To sobie z nim dalej pracuj, a ja dalej będę miała to w dupie. Naprawdę nie rozumiem twojej logiki. Ja, kurwa, zaryzykowałam i zawarłam z tym skurwysynem umowę, a ty i tak postanowiłeś u niego pracować, po co? By mi dopiec?

– Cały świat nie kręci się wokół takich idiotek jak ty.

– Pierdol się po prostu. – warknęłam, zakładając ręce na biodra.

– Zadzwoń do swojego tatusia... – podszedł o krok, a ja mu przerwałam, zatykając mu usta.

– Erica jeszcze nie wie, kretynie, więc morda.

– ...I powiesz mu, że nie chcesz tam jechać. Ty i tak nie chcesz ich zabić, a ja za odpuszczenie tego zlecenia mogę ci zapłacić. – dokończył, gdy zdjęłam ręce z jego ust.

– Zapomniałam już jak bardzo wkurwiający potrafisz być. – zauważyłam ironicznie, kręcąc głową w niedowierzaniu. Chłopak przewrócił tylko oczami i wyrwał mi z ręki telefon – Ej!

– Radzę ci do niego zadzwonić albo... – zastopowałam go ponownie

– Bo co? Nakrzyczysz na mnie, a może pokażesz swoją męskość uderzysz mnie?! – wrzasnęłam z sarkazmem, próbując odebrać mu z łap moją własność.

– Sprawię, że ten wyjazd zapamiętasz na długo. – zdradził, będąc dosłownie parę centymetrów ode mnie. Prychnęłam, nie wierząc, że właśnie mi grozi.

– Nie boję się takich małych chujów jak ty. W szczególności ciebie, idioto.

– Skoro mnie nie lubisz to czemu tak bardzo chcesz ze mną jechać. W końcu jestem w stanie zapłacić ci za nie branie tego zlecenia więcej niż za jego przyjęcie. – schylał się, zmniejaszając dystans między naszymi twarzami coraz bardziej.

– Uwierz, że wcale nie chce.

– Więc zadzwoń, karmo. – włożył do mojej ręki urządzenie, na które spojrzałam. Nie wiedziałam co bardziej mnie bolało, to że nazwał mnie Karmą czy to, że po chwili siedziałam na moim łóżku, słysząc sygnał do Hadesa. – Hej, mamy problem. – odezwałam się w końcu, gdy odebrał.

– Kolejny? Co znowu?

– Nie zamierzam przyjmować tego zlecenia. Wolę spędzić czas z moją siostrą i odciąć się od tego świata. – wymyśliłam na szybko.

– Badałaś się pod kątem podejrzeń o dwubiegunowości? – zagadnął, na co Tony cicho prychnął.

– A ty pod kątem psychopatii?

– Nie.

– No niestety ja również, ale wracając, to myślę, że nie będzie dla ciebie problemem by znaleźć za mnie zastępstwo. Zresztą uważam, że tamten chuj doskonale sobie poradzi. – jedyną reakcją Tony'ego było pokazanie mi środkowego palca na co uśmiechnęłam się kpiąco.

– Pamiętasz wakacje na Bahamach? Jakoś trzynaście lat temu? – wypalił niespodziewanie na co zmarczyłam brwi.

– Nie do końca.

– Poznałaś tam słodkiego chłopca, tak miło i dużo spędzaliście razem czasu na plaży, że nie zapytałaś go o imię, a gdy musiał już wylecieć bardzo za nim tęskniłaś. Jednak ja dowiedziałem się jak ma na imię. Tony, a czy ty pamiętasz tamte wakacje? – spojrzałam się na niego, a chłopak wyprostował się i choć na jego twarzy nie widziałam żadnego szoku to byłam pewna, że wewnętrznie go odczuwa tak samo jak ja. – Tamte dzieciaki marzyłyby o chociaż jeszcze jednych wspólnych wakacjach, albo o spotkaniu.

– A ci starsi już nie. – wtrącił się Tony.

Musiałam sobie przetworzyć te informacje w głowie. Jak na kilka dni to wydarzyło się mnóstwo, a ja chyba już nie ogarniałam co się działo. Nie mogłam uwierzyć, że ten chłopak, którego pamietałam jak przez mgłę okazał się Tony. To wydawało się tak nie realne.

Czułam smutek i przede wszystkim gniew jego i swoim zachowaniem. Chciałam go zdenerwować, pokrzyżować jego plany za wszelką cenę. Nienawidziłam go na nowo.

– Przepraszam, Hades. Pojadę i jestem już tego pewna. – oznajmiłam, na co mężczyzna się cicho zaśmiał, gdy ja obserwowałam jak w Tonym się wręcz gotowało. Sprawiało mi to chorą satysfakcję. Kiedy on się rozłączył po powiedzeniu mi cicho bym zbadała się pod kątem dwubiegunowości, podniosłam się na równe nogi, cały czas wbijając wzrok w bruneta. – Wyjdź.

****

Przepraszam za spóźnienie, ale mam dobrą wiadomość. Od teraz rozdziały będą się pojawiały co tydzień w piątek o 20:00

Dziękuję i zapraszam na moje sociale:
Ig: julian__6633
Twitter: HabinkaW

Kocham was<3

Dreams Come TrueWhere stories live. Discover now