Rozdział 5.

1.4K 64 17
                                    

Spojrzał na mnie oschło i chłodno. Chyba nigdy nie widziałam w jego oczach takiego zimna. Może kiedyś to przeoczyłam, może byłam skupiona na czymś innym, albo po prostu dopiero teraz wywołałam między nami prawdziwą wojnę.

– Naprawdę nie wiesz na co się piszesz. – zapowiedział, przyglądając się mi, a ja wyraźnie mu pokazywałam moją pewność. 

– Wyjdź póki mam do ciebie cierpliwość. 

– Szmata.

Raptem do niego podeszłam i zaczęłam po prostu go wypychać z mojego pokoju do przedpokoju. W końcu się odwrócił w moim kierunku i przytrzymał moje ręce, którymi chciałam go ponownie pchnąć. 

– Serio chcesz rozpętać znowu wojnę między nami?! – krzyknął zdenerwowany, gdy ja wyrwałam swoje dłonie. Otworzyłam za nim drzwi, a następnie przeniosłam na niego swój wzrok.

– Tak! Od początku ją toczyliśmy więc zamierzam ją dokończyć. Byłam głupia, że myślałam, że możemy czuć do siebie coś innego niż nienawiść. – mówiłam, gdy ostatni raz go popchnęłam, a Harris znalazł się na klatce. – Przegrany zniknie, umrze i przepadnie dla tej drugiej osoby, a po nim jedyne co pozostanie to wspomnienia. Taki już nasz los i nic tego nie zmieni.

– Przegrasz, Olivio.

– W twoich snach. – prychnęłam, zamykając mu drzwi przed nosem. On chyba oszalał jeśli serio myślał, że przegram.

– O co tu biega? – zapytał Conrad, podchodząc bliżej, a za nim również Erica.

– No właśnie, Olivia. Jednego dnia cię aresztują, później przychodzi Tony i drzecie się na siebie co słychać w całym mieszkaniu. Może pora byś w końcu była szczera. – zaczęła ofensywnie moja siostra.

– Ty też może powinnaś. Co to był za liścik i czarne płatki róż? I czemu dalej to trzymasz?

– Od znajomego, ale to nie zmienia faktu, że dalej nie wiem czemu jesteś podejrzana o morderstwo – bardzo dokładnie podkreśliła ostatnie słowo.

– Bo po prostu byłam widziana jako ostatnia w miejscu gdzie zabito jakiegoś typa. Serio, ja nawet nie wiem kim on jest. –  kłamałam, wymyślając wszystko na bieżąco.

– Hej, spokojnie dziewczyny. – wtrącił Conrad spokojnym głosem, a ja westchnęłam cicho. – Wiemy, że nie jesteś zabójczynią. A ty Erica masz prawo do prywatności i nie zamierzamy jej naruszać. 

– Pieprzony adwokat. – mruknęłam pod nosem, na co przewrócił oczami blondyn, a Erica przytaknęła.

– Minąłeś się z powołaniem. – dopowiedziała brunetka.

Uspokoiłam się delikatnie i wzięłam parę głębokich oddechów zanim powiedziałam coś czym się stresowałam niemiłosiernie. 

– Słuchajcie, dostałam pracę. – zaczęłam spokojnie.

– Naprawdę? Gdzie? – zapytała od razu Erica. Spojrzałam na nią z lekkim smutkiem, bo wiedziałam, że jej się to nie spodoba.

– W meksyku. – Erice zatkało. Nie umiała nic odpowiedzieć. – Wyjadę tam tylko na jakieś dwa tygodnie. Zanim się obejrzysz będę już w domu z, w chuj dużą, ilością pieniędzy. – tłumaczyłam powoli, a następnie spojrzałam na Conrada, który wyglądał na zawiedzionego.

– Miałyśmy już się nie rozdzielać. Mieliśmy mieszkać tu w trójkę. Mieliśmy plany na wakacje. – mówiła z wyrzutem. 

– Wiem, wiem, wiem. Ale wrócę jeszcze przed końcem wakacji. Obiecuję. Zostaniesz tu z Conradem, jest tu jeszcze Max i Nathalie. Będziemy cały czas w kontakcie, przecież wiesz.

Dreams Come TrueWhere stories live. Discover now