Dzień szesnasty [2023.10.16]

10 2 0
                                    

Dzień 16 [2023.10.16]

Zadanie na dziś: Opisz scenę, w której bohater zmaga się z uzależnieniem. Może to być alkohol, słodycze, dziwne, świecące tabletki czy uciekanie z domu w poszukiwaniu ryzyka (pod. Aut. Adrenalina lolz) Czy bohater wygra, czy przegra ze swoją słabością?

   Całuję swoje dłonie. Gładzi opuszkami palców ciało swoje, nie żałując żadnego swojego najdrobniejszego kawałka ciała. I zanosi się tańcem. Tańcem czystego uwielbienia, dla siebie i swojego pana, od cierpień wybawienia!

   Żłobie, wypija, upija się za każdym razem. Nie zna słowa „umiar". Za dzieciaka tak niewiele posiadał. Teraz czuł się królem. Królem, który upadał za każdym razem, kiedy zaczynał mieć jaśniejszy umysł.

   Majaki dopadały go najczęściej podczas wieczorów, kiedy bywał sam. Zdarzało się to coraz częściej, że przebywał sam. Siedział o suchym pysku, próbując odwrócić myśli od tego niechybnego zgubienia, po którym czuł się lżejszy niż pióro! Ale wiedział, wiedział, że musi przestać. Nie był uzależniony! – Zawsze wykrzykiwał to sobie przed kolejną dawką cudu. Po tym cudzie, stawał się cudem, że nie umarł.

   Unosi dłonie, drżące, lepkie od potu. Wargi spierzchnięte, popękane. Krwią zalewające się szkarłatną.

   – Dość... – Szepcze. Miał siebie panicznie dość. Ten natłok myśli będąc w doskonałym stanie samoświadomości. Wiedział, czuł, że nie poradzi sobie bez chociażby kropli. Że roztrzaska sobie głowę o najbliższą ścianę, jeśli nie upiję chociażby łyka. Łyka, który ugasi jego niekończące się pragnienie. Pragnienie ciszy, bo ten szum nie dawał spać, nie dawał chwili spokoju. Myśli błądziły, tak jak zakrwawione białka oczu po pokoju, który z każdą sekundą stawał się mniejszy i mniejszy. Dusił się. Łapał łapczywie powietrze ustami niczym ryba, wyrzucona przez morze na rozgrzany piasek.

   Zerwał się. Sięgnął po najcenniejsze co mu zostało i wybiegł, nie zamykając drzwi. Nie obejrzał się za siebie, po prostu biegł, dygocąc ni z zimna, ni z lęku. Lęku, który rósł z każdym krokiem.

   I znowu był cudem! Żłobił, upijał się... i było mu tak lekko! Był szczęśliwy! Był cudem!

   Ostatni raz był lekkim cudem, którym się czuł. Zaniósł się ostatnim, głośnym, niemalże histerycznym śmiechem leżąc na Szczytnickiej ławce w parku. Głowa majestatycznie odchylona a na ustach, ten uśmiech cierpiącego!



[ Jakże ja kocham pisać takie sceny! Sceny czystej poezji ale i brutalnej prozy. Pisać, kiedy samemu jest się na pograniczu świadomości. Widzimy się jutro! ]

Wyzwanie pisarskie. Październik 2023r.Where stories live. Discover now