Rozdział 2 Kumpel

10 1 0
                                    

Poszedłem do swojego pokoju, tak jak powiedziała wcześniej mama, aby posprzątać tam. Z jej perspektywy był bałagan. Jednak ja myślałem, że nie było tu aż tak źle. Cóż trzeba coś zrobić. Nie chciało mi się trochę. Byłem typowym dzieciakiem, z burdelem. Trudno życie.

Jak zacząłem układać książki na półki, które były po prostu wszędzie. No wypadało by tak szanować bardziej je. Powiem wam niektóre kończą gorzej, czyli za oknem. Każdy kiedyś musi nauczyć się latać. Co prawda to prawda.

Od tego porządkowania duszno mi się zrobiło. Nie zamierzałem włączać sobie jeszcze klimatyzacji, tylko leciutko uchylić okno balkonowe. Świeże powietrze zdrowe.

Gdy miałem już odchodzić od okna, usłyszałem dobiegający z dworu krzyk, wyjrzałem i...

- Jesteś tam Olivier - to mój kumpel Antoni. Znamy się od prawie ośmiu lat. Ma on jasne jak śnieg włosy, ciekawe zjawisko. Za to jego oczy są intensywnie błękitne. Przerażający wampir z białą cerą oraz włosami. Nie no żarcik, ale kto wie. Przeprowadził się do Dęblina, właśnie kilka lat temu z swoją rodzinką. Trochę dziwni ludzie, moim zdaniem, ale on sam w sobie jest nawet spoko.

Po sekundzie zastanowienia, otworzyłem drzwi balkonowe jeszcze szerzej niż wcześniej i delikatnie wyszedłem sprawdzić, czy się nie myliłem. Tak, to on. Postanowiłem przywitać się tak samo jak on to zrobił.

- Siema Tony! - powiem szczerze jak bym mieszkał w jakieś dzielnicy, co sąsiadów nie brakuje, dawno by mnie już usłyszeli. To jest plus mieszkania w rezydencji na odludziu. Nie takim tam wielkim odludziu, przecież mieszkamy i tak dość blisko miasta. Nie dane mi było dużo rozmyślać, gdyż Tony zauważył moją osobę od razu zaczął być sobą.

- Ej, masz dziś czas? - było to do przewidzenia. No tak dziś mi się nie chcę i siostra ma wrócić. Po krótkim czasie wszystko sobie przemyślałem. Aczkolwiek z takich powstałych tu spraw przyszło mi dziś odmówić.

- Dziś nie, po prostu moja siostra wraca - zamilkłam na chwilę, a potem dodałem. - Jak coś odezwę się na grupie pójdziemy całą paczką - Sylwia założyła kiedyś nam grupę na Mesie. Nazwę wymyślił Zenek „ Dzieciaki z Dęblina", czyli Tony, Syl, Nati, Zen, Dian i oczywiście ja Olivier. To jedyne osoby z którymi się na prawdę przyjaźnie w naszej szkolnej elicie. W końcu odpowiedział.

- Spoko. To pisz jak masz wolny czas - może by dziś wieczorem pójść z ekipą na wybrzeże Wisły i zrobić tam małą imprezę lub piknik. Pewnie coś jeszcze się wymyśli.

- Tak, to się kiedyś zgadamy. Do zobaczenia w przyszłości! - powiedziałem to z dobrą myślą.

- Narka - rzucił szybko i uciekł gdzieś daleko w las. Przed ten jeszcze przeskakując przez płot. To miał być koniec tego stresu. A tak na serio to zapomniałem o sprzątaniu mama się wkurwi. Ratujcie mnie chyba nie przeżyję tego dnia spokojnie. Dlaczego mój mózg nie pomaga mi w takich sytuacjach? Sprawa wygląda nie za ciekawie. Wchodzi mama.

- Co to ma znaczyć? - stałem w zamyśleniu udając, że nic nie wiem o tym. Mama nie była już taka spokojna. Zauważyłem to po jej twarzy i oczach. Widać było w nich gniew, złość i zawiedzenie, czekajcie co? Straciła do mnie zaufanie, czy już wcześniej go nie miała. Byłem tak nie widomy. Jak ja tego wcześniej nie zauważyłem? Ona mi nie ufała. Moja wspaniała mama. Najukochańsza osoba jaka mogła być. Dlaczego? Pytam się dlaczego? Głucha jesteś czy ułomna? Ty beznadziejna ciszo. Nic nie mówisz, nie pomagasz. Nic nie ułatwia życia.

- Pytam się. I żądam odpowiedzi. Rozumiesz! - warknęła oburzona. To sobie czekaj mamo. Nigdy taka przy mnie nie była. Coś się pewnie stało, że puściły jej nerwy.

- To nie moja wina, że czas tak szybko leci - zdenerwowałem się chwilowo na całą sytuację i, że będę za nią płacić nie wiadomo jakie ceny. Nie chce wyjść na debila.

- A kogo niby, może ktoś ci znajdzie więcej czasu - popatrzyła na mnie jak by mnie nie znała a jej spojrzenie zatrzymało się na mojej twarzy i było tak zimne takie jak do cholery jasnej chciała by mnie zabić nim. Rozejrzałem się po pokoju po czym stwierdziłem.

- To z kolegą gadałem - mama jednak nie przyjmowała tego jako wytłumaczenie zaszłej to sytuacji. Tylko patrzyła na mnie jak na idiotę. - No wiesz jak to jest - w końcu westchnęła głośno i miała już wychodzić, aby pozostawić mnie samego, po czy odchrząknęła wrogo dodając.

- Do obiadu ma tu błyszczeć - i wyszła! Trzaskając drzwiami, które ledwie co nie wypadły z zawiasów. No to sobie pograbiłem. Byłem tak zdziwiony tym co tu się tu przed sekundą wyrabiało. Miałem teraz zrobić coś bezmyślnego, jednak się powstrzymałem. I zabrałem za pracę. Nie znając kary za nie wykonanie tego polecenia ważnego! Pomyślmy, no pokuciem się z mamą. Trochę słabo. Coś w nią wstąpiło.

W tle leciała piosenka „Skyfall".

Moje myśli błądziły po nie znanych światach wyobraźni. Atmosfera była taka jaką lubiłem. Wkładałem, właśnie ostatni czytaną lekturę na półkę. Nie wiem dlaczego większość z moich książek leżała na dywanie. To chyba z emocji, tak się zdarza, że lubię je wszystkie porozwalać. Wracając do tamtej książki była interesująca, zagadka rodzinna a w tym wszystkim romans. Wiem może to dziwne, ale się zakochałem od pierwszego słowa. I nie wiedziałem, że w przyszłości czeka mnie podobna historia.

Życie to szczęście - Chwilowo zawieszona Where stories live. Discover now