Prolog

38 3 4
                                    

Młoda dziewczynka siedziała na huśtawce w parku. Ciemne brązowe włosy spadały jej na ramiona. Miała może z 10 czy 11 lat. Jej ciemne oczy skanowały otoczenie, pustego placu zabaw. Na dworze było zimno, jako że była to końcówka jesieni. Po chwili dziewczynka zeszła z huśtawki, oddalając się w stronę domu jej rodziców. Od kilku dni czuła ze coś jest nie tak. I to bardzo nie tak. Jej rodzice stali się mocno zdystansowani do jej i jej brata, często ich ignorując, zapominając o nich, a często też aczac po nocach. Terie nie wiedziała o co chodzi. Jej starszy brat, Vincent, odmawiał tłumaczenia jej czegokolwiek, co mogło oznaczać ze sam wiedział o co chodzi. Dziś było najbardziej przybici. Rodzice terie kazali jej iść na plac, I wrócić do domu za 30 minut. Terie nuciła sobie piosenki, podczas siedzenia na placu, a jedyny sposób w jaki mogła wiedzieć kiedy czas wracać był zegar na wieży kościoła jej miasteczka. Terie przyspieszyła trochę. Była już spóźniona, ponieważ zamyśliła się trochę. Kiedy była już blisko domu zobaczyła dziwny samochód, trochę jak wan, czy też więzniarka, stojący na podjeźdie. Terie zaciekawiona podbiegła do drzwi otwierając je i wchodząc domu.
-Już jestem!- krzyknela uśmiechnięta, a przywitała ją tylko cisza i lekkie łkanie z salonu. Terie weszła do salonu, I zobaczyła jej rodziców, jej brata, I jakiś dwóch mężczyzn w czarnych jak smoła garniturach. Wszyscy siedzieli przy stole w salonie, a matka terie łkała, kiedy jej ojciec próbował ją pocieszyć.
-Terie....proszę cię, usiądź-matka terie powiedziała przez łzy, wskazując na wolne krzesło. Terie usiadła niechętnie koło swojego brata, a jeden z mężczyzn w garniturze się odezwał
-czy to oni?
-Tak, to oni- ojciec odpowiedzial z smutnym i poważnym tonem.
-Dziękujemy wam, wiecie, robienie interesów z wami to czysta przyjemność-powiedział ten sam mężczyzna i uśmiechnął się zimno do rodzeństwa.
-Moi drodzy, jesteście tu, aby otrzymać specjalne szczepienie na nową chorobę odkryta niedawno-powiedział ten mężczyzna a drugi wyjął z nessesera dwie strzykawki, każda wypełniona czarno-brazowo-czerwonym gęstym plynem.
-A to niby dlaczego my?-Vincent się spytał, ostrożnie przybliżając się do siostry
-Waszym rodzicom na was zależy to oczywiste! Dlatego właśnie, zapłacili abyście dostali te szczepionkę- mężczyzna powiedział wciąż z tym sztucznym i zimnym uśmiechem. Po tych słowach drugi poprosił rodzeństwo aby podwinęli rękawy. Po chwili obydwoje mężczyzn wzięli po jednej strzykawce i wbili idealnie w żyły dzieci. Ostatnie co terie słyszała to był zduszony krzyk swój i jej brata, szloch ich matki, I poczuła ze upada a jej powieki zrobiły się ciężkie

---------------------------------------------------------
Wkońcu udało mi się to napisać. Miałem już jakieś 2 miesiące temu, ale cały czas mi coś wypadało. Tej serii książek będą trzy, a ja postaram się updateować regularnie. Miłej lektury życzę
-Toby

450 słów

Laboratorium Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz