Rozdział 2

245 87 0
                                    

Czas przy kubku dobrej kawy upływa zdecydowanie zbyt szybko, a Isla jest mistrzynią w jej robieniu. Swoją drogą zadziwiające jest to, jak szybko dziewczyny się zgrały. Zupełnie jakby trójka przyjaciółek odnalazła brakujący element. Isla, początkowo cicha i nieco wycofana, przez te kilka dni dała się poznać jako pomocna, pełna empatii osoba, na której można polegać bez żadnego ale. I trzeba przyznać, że niezła z nich paczka.

- A ty nie mówiłaś czasem, że pierwsze zajęcia zaczynasz o dziewiątej? - Niski głos Skye wyrywa Marikę z zamyślenia. Nieruchomieje, jakby potrzebowała chwili, by zebrać myśli, po czym zrywa się z krzesła i bez słowa biegnie do swojego pokoju. Gdy znów pojawia się w salonie, blond włosy zwija niedbale na czubku głowy i wychodzi z mieszkania. Emily, z uśmiechem zadowolenia na ustach, wyciąga dłoń z telefonem w kierunku drzwi, które po chwili ponownie się otwierają.

- Zupełnie to do ciebie niepodobne - mówi i podaje przyjaciółce smartfona.

- Dzięki - odpowiada Marika i całuje ją w policzek.

Drogę na uczelnię zna już na pamięć. Przez ostatnie kilka dni pokonała ją kilkakrotnie, by mieć pewność, że trafi tam na czas o każdej porze dnia i nocy. I teraz nie jest inaczej. Im bliżej gmachu uniwersytetu podchodzi, tym szerszy uśmiech rozciąga jej pełne usta. Pierwsze zajęcia! Tak bardzo przez nią wyczekiwane.

Pogoda dopisuje i mnóstwo studentów wygrzewa się na niewielkim trawniku przed budynkiem. Jeden rzut oka wystarcza, by wiedzieć, że to starsze roczniki. Bije od nich pewność siebie i swoboda, której można pozazdrościć. Pierwszoroczniaki tłoczą się w okolicy wejścia, nerwowym wzrokiem spoglądając na mapki trzymane w spoconych dłoniach. Marika odruchowo zerka na swoją, by upewnić się, w której sali odbędzie się wykład. Pierwsze piętro, korytarzem do końca i na lewo.

Gdy dociera do otwartych na oścież drzwi, bierze głęboki wdech. Gwar wylewa się z dość sporego pomieszczenia, częściowo zapełnionego studentami.

- A koleżanka czemu nie wchodzi?

Początkowo dziewczyna nie zdaje sobie sprawy z tego, że słowa są skierowane do niej. Gdy otaczają ją męskie ramiona i kilkoro studentów napiera na nią ze wszystkich stron, robi krok do środka. Jest zdezorientowana, może nawet nieco przestraszona, gdy w grupie tej rozpoznaje twarze z incydentu w mieszkaniu sprzed kilku dni.

- Pamiętasz nas? - pyta jeden z nich, ale Marika nie chce wdawać się w dyskusje. Zwinnie uwalnia się z uścisku i zajmuje pierwsze wolne miejsce. Na szczęście żaden z nich nie idzie w jej ślady.

Dużo spokojniejsza wyciąga notatnik i ołówek, choć wszyscy wokół wpatrują się w ekrany tabletów bądź laptopów.

Technologia nigdy jej nie pociągała. Duży wpływ na to miał jej ojciec, który sam rzadko korzystał z takich nowinek. Często powtarzał jak mantrę, że internet ogranicza samodzielne myślenie, a życie w sieci ogłupia. Zresztą, wszystko to stawało się bezużyteczne, gdy jeździli pod namioty w sam środek lasu, z dala od cywilizacji i zasięgu.

Swój pierwszy telefon, Marika dostała na dwunaste urodziny, a laptop zaraz potem, gdy okazało się, że jest niezbędnym narzędziem do odrabiania prac domowych. Nauczyła się jednak żyć bez ciągłego wpatrywania się w ekran, jak robią to teraz jej koleżanki i koledzy wokół.

Nagle zapada cisza, a wszystkie oczy kierują się ku drzwiom, które z hukiem zatrzaskuje bardzo elegancka kobieta. Bez słowa podchodzi do ogromnego biurka, rozkłada na nim pojedyncze kartki wyciągnięte ze skórzanej teczki, po czym siada na krześle i wzdycha. Marika ma ochotę zrobić to samo, bo oto siedzi przed nią bogini neurochirurgii, jej idolka pod każdym względem, Isobel Crawford.

- A więc chcecie być lekarzami - mówi kobieta, przeskakując wzrokiem z twarzy na twarz. Cisza, aż dźwięczy w uszach. - Niestety muszę was zmartwić - kontynuuje. - Jedna czwarta zrezygnuje po pierwszym roku, po kolejnym odpadnie jeszcze raz tyle. A dziś sprawdzę, co siedzi w waszych głowach. Co możecie mi powiedzieć na temat guza nadnamiotowego.

Studenci początkowo spoglądają po sobie, a po chwili kilka rąk unosi się ku górze. Marika jest zbyt onieśmielona, by iść za ich przykładem, choć zna wszystkie publikacje profesor. Sytuacja powtarza się jeszcze kilka razy i za każdym kobieta wskazuje na jedną z osób, by podzieliła się swoją wiedzą ze wszystkimi. Po poprawnej odpowiedzi dodaje swoje uwagi i rozwija temat. Dziewczyna wpatruje się w swoją idolkę, spijając każde jej słowo. Nawet nie zauważa od razu, gdy po kolejnym pytaniu pada jej imię. Jednak to nie kobieta je wypowiada, a chłopak siedzący tuż obok niej. Zach!

Marika spogląda na niego z zaskoczeniem malującym się na jej twarzy, zupełnie jakby właśnie obudziła się ze snu.

- Marika chwaliła się, że ma sporą wiedzę na ten temat - mówi chłopak na głos, ściągając uwagę wszystkich obecnych.

- No to chodź, Marika. Sprawdzimy, co masz nam do powiedzenia - oznajmia kobieta i rozsiada się wygodnie na krześle.

Dziewczynę przebiegają zimne dreszcze na zmianę z uderzeniami gorąca. Wzdycha, ale wykonuje polecenie i schodzi w dół. Stara się przypomnieć sobie wszystko, co wie o omawianej dziedzinie, ale śmiechy, które z każdym jej krokiem rozbrzmiewają coraz głośniej, skutecznie ją rozpraszają. Marika staje przy mównicy i zerkając co jakiś czas na zapełnione pomocami naukowymi ekrany tuż za sobą, rozpoczyna wykład.

Wrzawa jednak nie ustaje i po chwili Isobel przerywa jej wypowiedź.

- Albo ktoś zrobił ci żart - zwraca się do niej - albo nie do końca zdajesz sobie sprawę, że beztroskie czasy liceum już się skończyły.

- Słucham? - pyta Marika zdezorientowana.

- Twoja koszulka.

Długopisem trzymanym w ręce, kobieta wskazuje na jej plecy.

Tak, spieszyła się dziś rano, ale jest przekonana, że zarzuciła na siebie czysty, biały t-shirt. Dopiero po chwili uświadamia sobie, że może mieć to coś wspólnego z wejściem do sali wykładowej, gdy otoczyli ją kumple Zacha.

Zwinnym ruchem ściąga koszulkę, pozostając w bluzce na ramiączka i przygląda się temu, co jest na niej niedbale nabazgrane. Penis! Nieudolnie namalowany markerem, ale na tyle widoczny, by nie pomylić go z niczym innym. Marika podnosi wzrok i wśród rozbawionych studentów szuka twarzy winowajcy.

- Ach, to! - mówi, z satysfakcją patrząc mu w oczy. Unosi koszulkę tak, by każdy zobaczył, co się na niej znajduje. - Obecny tu Zachary - kontynuuje i wskazuje go dłonią - lubi sobie popatrzeć na tę część ciała, bo niestety u niego z tym kiepsko.

Cała sala wybucha śmiechem. Rozbrzmiewają nawet pojedyncze brawa, ale Marika obserwuje tylko jak uśmiech znika z twarzy chłopaka, a zastępuje go grymas, który mówi jej, że pożałuje swoich słów.

Tajemnice GlenmoreNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ