Rozdział 4

197 72 0
                                    

Po wpadce z koszulką, Marika zapada w pamięć nie tylko profesor Crawford, która na zajęciach po imieniu wywołuje ją do różnych odpowiedzi, ale także studenci wytykają ją na korytarzach palcami, a ci bardziej śmiali podchodzą, by pogadać. Tak jak na plaży kilka dni temu, gdy okazało się, że nie tylko one chcą wykorzystać jeden z cieplejszych dni września. Plaża pękała w szwach, ale dziewczyny bawiły się znakomicie wśród nowych znajomych. No, może z wyjątkiem Mariki, której w czasie kąpieli w morzu, zniknęły wszystkie ubrania z koca. Nie trzeba chyba wspominać, kogo obwiniała za ten stan rzeczy.

- Czy mogłabym skserować twoje notatki? - zaczepia ją niewysoka dziewczyna, gdy tylko opuszczają salę wykładową. Marika sięga do torby i podaje jej kilka kartek.

- Nie wiem, czy cokolwiek z tego zrozumiesz, bo nie tylko stosuje bardzo dużo skrótów myślowych, ale także dodaję swoje obserwacje.

- Lepsze to, niż nic. Ciężko mi się skupić na zajęciach - tłumaczy się nieznajoma. - Jak tak dalej pójdzie będę musiała zmienić kierunek. Matka mnie zabije. A tak w ogóle, jestem Grace. - Wyciąga do Mariki dłoń i w szerokim uśmiechu odsłania proste, białe zęby.

- Marika - przedstawia się.

- Wiem, zresztą już chyba jak wszyscy. Znają cię nawet starsze roczniki. Nieźle odgryzłaś się wtedy Zachowi. Może w końcu przestanie zadzierać nosa.

- Obawiam się, że tylko pogorszyłam sytuację - odpowiada konspiracyjnym szeptem zupełnie, jakby bała się, że chłopak ją usłyszy. Grace wybucha głośnym śmiechem.

- Pogada, pogada i przestanie. Lecę do biblioteki. Jeszcze raz dziękuję za notatki. Mogę podrzucić ci je wieczorem? - dopytuje dziewczyna, a idealnie wyprofilowane brwi unoszą się, zmieniając kompletnie jej wyraz twarzy.

- Niestety dziś pracuję. Zresztą, akademik jest kawałek drogi stąd, ale nic nie stoi na przeszkodzie, byś zwróciła je jutro na zajęciach.

- Naprawdę? Świetnie! - Grace wykonuje ruch jakby chciała odejść, ale zatrzymuje się w pół kroku. - A gdzie pracujesz? Myślałam o tym, żeby sobie nieco dorobić.

- W Chili. Lokal naprawdę jest cudowny - zachwala Marika. - Wielkie okna z widokiem na morze, czysto, przestronnie. Menadżer też wydaje się fajny. Spróbuj.

- Trochę daleko - kręci nosem dziewczyna - ale zastanowię się. Lecę. Dzięki - mówi - I miłego wieczoru - dodaje na odchodne.

Marika macha jej na pożegnanie i szybkim krokiem idzie w przeciwnym kierunku. Ma dwie godziny, by dotrzeć do domu, wziąć prysznic, zjeść, przebrać się i zdążyć do restauracji. I udaje się jej to, w dużej mierze dlatego, że korzystając ze znośnej pogody, jedzie tam rowerem.

Mike, podobnie jak poprzednio, robi na niej dobre wrażenie. Oprowadza ją po lokalu, opowiada nieco jego historię, ale także omawia zakres jej obowiązków. Marika w lot łapie wszelkie rady i uwagi. Nie jest to jej pierwsza praca w gastronomii. Często dorabiała sobie w wakacje, czy to w kawiarni, czy pizzerii. Do jej obowiązków należeć będzie obsługa klienta więc musi znać kartę menu na wylot i potrafić dobrać wino do każdej z potraw. Plusem jest to, że ceny nie są na każdą kieszeń, w związku z tym, restauracji nie odwiedzają tłumy wygłodniałych studentów a "klientela na poziomie" - jak lubi podkreślać menadżer. No i nie ma co ukrywać, idą za tym niezłe napiwki.

- To co? Skaczesz na głęboką wodę? - mówi Mike i zerka w stronę drzwi. Marika bierze głęboki wdech i odwraca się, przywdziewając najpiękniejszy uśmiech, który od razu zastyga na jej ustach.

- Ale... przecież mówiłeś...

- Oni są wyjątkiem - nie daje jej dokończyć mężczyzna. - No, ruszaj! Nie pozwól im czekać.

Marika poprawia nerwowo granatową spódniczkę. Bardzo się stara, aby mimo wszystko, wypaść jak najlepiej. Nawet, jeśli musi teraz stanąć przed Zacharym i jego kumplami.

- No proszę, proszę! Kogo my tu mamy.

Zach rozsiada się wygodnie i przygląda się jej. A ona nie unika kontaktu wzrokowego. Traktuje to wręcz jak wyzwanie, ale - o dziwo - żaden z nich nie robi nic, co mogłoby ją sprowokować. Zupełnie, jakby przyszli tu... zjeść. I Marika donosi coraz to nowe potrawy, dając z siebie wszystko, by wypaść jak najlepiej. Oddycha z ulgą, gdy cała grupa wychodzi i zostawia spory napiwek.

Czyżby Emily miała rację? Czy potrzeba było czasu, by przekonać się, że to chłopak jak każdy inny i faktycznie nieco się pogubił? Sprząta stoliki po ostatnich gościach, nie mogąc wybić go sobie z głowy. Dzisiaj naprawdę był miły, choć spodziewała się serii upokorzeń, czy niewybrednych żartów. Jak wróci do domu porozmawia o tym z przyjaciółką. Podzieli się z nią swoimi spostrzeżeniami. Kiedyś rozmawiały o każdym chłopaku Emily. Rozkładały go na czynniki pierwsze, by upewnić się, czy coś z tego będzie. Tym razem było inaczej. Marika przyzwyczajona do otwartości przyjaciółki czuje, że swoją reakcją tamtego dnia, zawiodła jej zaufanie. I choć następnego poranka szczerze się przeprosiły, ma świadomość tego, że coś się zmieniło. Dołoży starań, by naprawić tę relację.

Niestety wszystko się wali, gdy po skończonej pracy podchodzi do stojaka, przy którym zostawiła swój rower. Biała rama, choć wciąż przypięta, jest cała wygięta. Tak jak koło, które łomocze głośno przy mocniejszym podmuchu wiatru, jakby dawało znać, że lada moment wyzionie ducha. Dziewczyna, wpatrzona w drobinki białej farby lśniące na mokrym od deszczu asfalcie, próbuje jedynie uspokoić oddech. Po chwili jednak naciąga kaptur mocniej na głowę i z zaciśniętymi w pięść dłońmi - wcale nie z zimna - rusza do domu.

Tajemnice GlenmoreWhere stories live. Discover now